środa, 31 lipca 2013

Rozdział 52

Rozdział 52.

Szłam wzdłuż urwiska w strugach deszczu. Fale uderzały w skały. Nagle dostrzegłam znajomą twarz pomiędzy bałwanami morskimi. Chciałam zawołać Germana, ale ktoś mi przeszkodził. Poczułam ból. Stałam w kałuży krwi, płynącej obwicie z mojego uda. Przez rozerwane mięśnie widziałam biel własnej kości. Upadłam. Chwyciłam zakrwawiony nóż i bezskutecznie próbowałam trafić przeciwnika. Obejrzałam się. Ktoś zwisał z gałęzi pobliskiego drzewa. W świetle pioruna dostrzegłam twarz Pabla. Nagle coś ugodziło mnie w brzuch. Ból mnie oślepiał. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam nóż wbity we mnie aż po rękojeść. Usłyszałam krzyk. Należał do Violetty. Zaczęłam iść w stronę źródła krzyku. W blasku księżyca wyłaniającego się zza chmur ujrzałam wykrzywioną twarz Brunhildy. Rozległ się śmiech i przez moje ciało przebiegła fala bólu. Upadłam na coś twardego. Na... kości. Krzyknęłam. Z cienia wyłaniała się znajoma sylwetka. Śmiech należał do...


- Raczyłaby by pani już wstać! Wije się pani i drze, a ja potrzebuję spokoju! Mam już przecież swoje 87! A ja, sześćdziesiąt lat temu, o tej porze pracowałam, a nie spałam!

Jeszcze zanim otworzyłam oczy wiedziałam, kto mnie obudził. Niechętnie uniosłam powieki i zobaczyłam przed sobą twarz Brunhildy. Wpatrywała się we mnie z odrazą.
- Przepraszam, miałam koszmar... - zaczęłam.
- To pewnie początek zaburzeń psychicznych - prychnęła kobieta i wyszła. 
Westchnęłam i spojrzałam na zegarek. Była siódma, ale nie miałam pojęcia czy rano, czy wieczorem. Zeszłam na dół. Wszyscy jeszcze spali. Zegarek elektryczny wskazywał poranek. 
"Może ten babsztyl przyjechał tylko na weekend" - pomyślałam. 
Usłyszałam kroki na schodach - dom się budził. 

Godzinę później jedliśmy śniadanie w ciszy. Rzucałam Germanowi błagalne spojrzenie, ale udawał, że nie widzi. Prawie nie tknęłam jedzenia, przypominając sobie słowa starszej pani. 

- Nie chcę nikogo komentować, ale ta twoja narzeczona... - wdech, wydech. Poczułam jak czerwienieję. - ...Jest prawie tak okropna jak ta María. Mam nadzieję, że przynajmniej nie wyję... Choć jest taką samą niezdarą... I jest tak samo tępa...
Ogarnęła mnie wściekłość. Mogła obrażać mnie, ale moją zmarłą siostrę... German dalej nie reagował, ale znacznie pobladł. To była przesada. Bez słowa wstałam i pobiegłam do sypialni. Tam padłam na łóżko i dałam upust emocjom. Łzy płynęły, a ja leżałam jak sparaliżowana. Po chwili ktoś zapukał do moich drzwi. Do pokoju wpadła równie wściekła jak ja, Violetta.
- Mam jej dość! Powinnam ją kochać, ale ona... kiedy tak mówiła o mamie.... 
- Spokojnie, Violu. Ja też za nią nie przepadam, ale to twoja prababcia. Musimy być wyrozumiałe, w końcu ma 87 lat - powiedziałam, naśladując wyniosły ton kobiety. 
Dziewczyna roześmiała się i mnie przytuliła. 
- Kiedyś będzie musiała wyjechać. A to jakieś pocieszenie - parsknęła siostrzenica.
- Masz rację. Może zadzwonisz do Camili? W piątek wyglądała na chorą. 
- Dobrze, to ja lecę! - zawołała i wybiegła. 
Zostałam sama. Z pewnym trudem podźwignęłam się z łóżka i podeszłam do lustra stojącego w drugim końcu pokoju. Stanęłam przed nim i zaczęłam przyglądać się osobie, którą zobaczyłam w gładkiej tafli. Patrzył na mnie blady manekin przyodziany w moje ciemne jeansy i różową bluzkę na ramiączka. Wstrząsnęłam włosy i zaczęłam przeczesywać je dłonią. Czy naprawdę wyglądają jak rózgi miotły? Następnie przyglądałam się mojej sylwetce. Nigdy nie byłam gruba, ale... czyżbym przybrała na wadze? Nie... Po policzku spłynęła mi łza. Wyglądam przecież tak, jak zawsze. 
- Czy naprawdę jestem aż tak brzydka? - to zdanie wypowiedziałam na głos załamującym się szeptem. Przygryzłam wargę, przymknęłam oczy i łykałam bezustannie płynące łzy.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie - usłyszałam w uchu znajomy szept, a następnie poczułam na moim mokrym policzku ciepłe wargi Germana.
Uniosłam powieki i popatrzyłam jeszcze raz w lustro. Teraz stał za mną mój narzeczony, z dłońmi na mojej talii. Posmutniał na widok moich zapłakanych oczu. Odwróciłam się i patrzyłam na niego przez chwilę aż w końcu opadłam na niego dotykając policzkiem jego torsu. Poczułam jak jego dłonie obejmują moje plecy. Przytuliłam się do niego, a on delikatnie mnie objął. Mój szloch powoli ustawał.
- Angie, tak mi przykro. Nigdy nie chciałem, abyś cierpiała z jej powodu. Nie przejmuj się tym, co mówi - szeptał. - Po za tym dziś wieczorem wraca do Kopenhagi. 
Ucieszyłam się w duchu. To znaczy, że czeka mnie jeszcze tylko kilkanaście godzin z irytującą staruszką.
Odwróciłam się z powrotem do lustra i otarłam zapłakane oczy. Nagle poczułam ciepłe usta Germana na mojej szyi. Przez moje ciało przeszedł delikatny dreszcz. Uczucie towarzyszące jego dotykowi było takie... przyjemne. Zwróciłam twarz przodem do niego i położyłam dłonie na szyi narzeczonego. Powoli przybliżył się do mnie i delikatnie musnął moje wargi. 
"Yo se que puedo confiar en mí, quien soy ahora ya descubrí..."
Nieśmiałe spotkanie naszych ust stopniowo przeradzało się w coraz bardziej namiętny pocałunek. Czułam ciepło bijące od jego ciała, rozgrzany oddech. Odpłynęłam. Odpłynęłam w dal. W tej chwili wiatr lekko unosił mnie w powietrze, tuż nad powierzchnią wód spienionego oceanu... Nie chciałam, aby cokolwiek skradło nam tę wyjątkową, upojną wspólną chwilę. A jednak... To się stało. Do pokoju weszła Brunhilda. Uniosłam powieki. Spostrzegłam, że siedzę na moim biurku. Przede mną stał zakłopotany German. Miał wypieki na twarzy, a kilka guzików jego koszuli zostało odpiętych. Skorygował to szybko, ja zaś zsunęłam się z biurka i odwróciliśmy się w stronę kobiety, która penetrowała nas jadowitym spojrzeniem
- No, no, Germuś - zwróciła się do mojego narzeczonego. - Prawdziwy facet z Ciebie. A Ty - te słowa kierowała do mnie. Wdech, wydech... - Ładnie to się tak się łajdaczyć?! Romansować z kim popadnie na oczach ludzi. Kto by to widział! Ja sześćdziesiąt lat temu byłam prawdziwą damą, ale Tobie jak widać do tego daleko - prychnęła i opuściła mój pokój.
Byłam zdenerwowana. Na twarzy wciąż czułam palące rumieńce. Było mi trochę wstyd, że Brunhilda przyłapała nas w takiej sytuacji, a z drugiej strony ogarniała mnie wściekłość na myśl o jej słowach. Ta kobieta miała mnie po prostu za nic. Ale powstrzymałam się od odwarknięcia jej, od komentarzy. Postanowiłam, że nie dam się sprowokować i jakoś wytrzymam te kilkanaście godzin. Myśl, że po dzisiejszym dniu mogę już nigdy jej nie zobaczyć podtrzymywała mnie na duchu.
Wtem rozległ się dzwonek do drzwi. Obudził on moją świadomość. Dostrzegłam, German że coś do mnie mówi. O dziwo dotarły do mnie jego słowa.
- Nie przejmuj się nią. Chodź, zdaje się, że Violetta wróciła - mężczyzna pociągnął mnie za rękę i razem opuściliśmy mój pokój. W salonie stała siostrzenica z Francescą i Camilą. Dziewczyny przywitały się z nami. Niestety rozmowę przerwała nasza domowa zmora - Brunhilda.
- Kim one są, Valentino? - zapytała.
- To moje przyjaciółki, Fra... 
- Widzę! Ta w czarnych włosach wygląda jak szczur, a ta w paskudnej koszuli, jak koń. Skąd je wytrzasnęłaś? Z zoo? - spojrzałam na Camilę, której wybuchowy charakter znał nawet German. Była czerwona, a dłonie miała zaciśnięte w pięści, ale milczała. - O, koń się zdenerwował. Pewnie jesteś jedną z tych, które biorą narkotyki, co?
- Jak pani śmie?! Przyszłam w odwiedziny do Violetty i nie pozwolę się obrażać żadnej babie, choćby była nawet królową! - wrzasnęła Cami i wybiegła z domu. Córka Germana pobiegła za nią. 
- Przepraszam za nią, proszę pana, ale... - Francesca również wyszła, a my zostaliśmy sami z tym potworem w ludzkiej postaci. 
- To nieodpowiednie towarzystwo dla Valentinki. Tak samo jak ty! - powiedziała Brunhilda wskazując na mnie chudym palcem i odwróciwszy się na pięcie, poszła do pokoju gościnnego, który przyszło jej zajmować. 
Po całym zajściu lekko się wystraszyliśmy, jednak uznaliśmy, że dziewczyny jakoś załatwią to między sobą. Ruszyliśmy na obiad, który głównie przez kąśliwe uwagi Brunhildy zjedliśmy w nerwowej atmosferze. Reszta dnia minęła leniwie, jak przystało na niedzielę. 
Po południu siedziałam w pokoju i czytałam powieść detektywistyczną. Nagle z dołu dotarły do mnie czyjeś krzyki. Wystawiłam głowę z pokoju, a następnie wyszłam na korytarz, oglądając rozgrywającą się na dole scenę. Z pokoju gościnnego wyszła właśnie babcia Germana, a za nim jej wnuk wlokący  czerwoną torbę. Bagaż nie wyglądał na duży, po za tym nie zauważyłam, aby kobieta w ciągu swojego pobytu u nas choć raz zmieniła ubrania. Zawsze tak samo; wyblakła szara tweedowa sukienka i staromodne buty. Na dodatek ta irytująca czuprynka z cienkich siwych włosów. I jeszcze te chude palce, którymi wskazywała na prawo i lewo, gdy wykonywała swoją specjalizacje - wydawała rozkazy wszystkim dookoła. Krótko mówiąc od stóp do głów diabeł wcielony. 
Prawiła właśnie kazanie Germanowi znudzonemu. Poczułam się w obowiązku, aby zejść na dół. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Mój narzeczony stał już w drzwiach z Brunhildą. Kobieta nie dawała jednak za wygraną i wciąż namiętnie rozprawiała. Podeszłam do nich, a za mną również Olga i Ramallo. Wszyscy staraliśmy się jak najkulturalniej pożegnać starszą panią, w nadziei, że nigdy już nie kopnie nas zaszczyt oglądania jej pomarszczonej twarzy diabła. 
- Germusiu, uważaj na siebie i na NIĄ - mówiła, jakby nie widziała, że stoję obok mojego narzeczonego. Starałam się tego nie okazywać, ale znów się we mnie zagotowało. Chyba zrobiłam się czerwona. - A Ty czego się gapisz? - ciągnęła patrząc na mnie, nie odpowiedziałam. - Proszę sobie nie żałować jedzenia, panno Olgo, jest panna taka chudziutka! Nie to co niektórzy - mówiąc to popatrzyła na mnie. - Proszę pozdrowić ode mnie małą Valentinkę! Do widzenia, panie Ramallku! Mówiłam panu, że jest pan przeuroczy? - spytała i znienacka cmoknęła w policzek asystenta pana domu, na co Olga wydała z siebie zduszony okrzyk. - Nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy, mam tyle spraw w Kopenhadze! Żegnam was! - krzyknęła jeszcze wychodząc.
- Do nigdy nie zobaczenia - mruknęłam pod nosem. Zdaje się, że usłyszała to Olga, gdyż parsknęła śmiechem. Jej złość znacznie opadła. Wciąż zakłopotany Ramallo zniknął gdzieś, a gospodyni tylko westchnęła i pomknęła do kuchni. 
Zostałam sama z narzeczonym. German nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:
- Wiesz, teraz Brunhilda już nam nie przeszkodzi... - wsłuchując się w te słowa poczułam jak wargi mężczyzny delikatnie muskają moją szyję. 
Uśmiechnęłam się do niego i zarzuciłam mu ręce na kark, a on objął mnie w talii. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać, nasze usta dzieliły centymetry, czułam jego oddech, serce biło mi mocno, jakby chciało opuścić swoje dotychczasowe miejsce. Bałam się, że German to usłyszy, sama nie wiem dlaczego, drżałam. Teraz brakowało już tylko kilku milimetrów, aby nasze usta połączyły się w geście pocałunku...
I wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni i spojrzeliśmy w stronę wejścia do domu. Tak, przedpokój nie był najlepszym miejscem na okazywanie uczuć. Cóż, nasza romantyczna chwila zburzona. Do domu weszła podenerwowana Violetta. Zgubiła gdzieś swoje koleżanki. Nie trudno było się domyślić, czemu nie wróciły tu wraz z moją siostrzenicą.
- Nie znoszę jej! Jak ona mogła tak odnieść się do Cami? Przecież to moja przyjaciółka! Ona nie miała prawa! Ech, chciałabym, żeby jak najszybciej się stąd wyniosła! - wykrzykiwała Violetta.
- Nie martw się, Violu. Mam dobrą wiadomość. Pozbyliśmy się jej stąd kilka minut temu. Myślę, że nie będę za nią tęsknić i nieprędko znów ją zaprosimy - uśmiechnęłam się. 
Radość siostrzenicy była nie do opisania, zresztą nie tylko jej. Pojawili się pozostali. 
- Pójdę zrobić kolację! A potem tort! - wrzasnęła Olga i pobiegła do kuchni.
- A ja ci pomogę! - zawołał ochoczo Ramallo i popędził za nią 
- Zadzwonię do Camili i Francesci! Mogę je zaprosić na noc? Urządzimy sobie babski wieczór! - Viola spojrzała na nas prosząco.
- Tak, zaproś je... - German jako jedyny pozostał spokojny.
- Dzięki, dzięki! - krzyknęła dziewczyna i po chwili i jej już nie było.

Pół godziny później siedzieliśmy przy stole. Oprócz domowników zjawiły się także przyjaciółki Violetty.

Śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Największe wrażenie zrobił tort Olgi. Namalowała na nim lukrem Brunhildę lecącą na miotle. 
- Angie, Olgo, dołączycie do naszego babskiego wieczoru? - zapytała nagle córka pana domu.
- Ja chętnie! - pisnęła gosposia.
- No może... Mogę przyjść jeśli chcecie... - powiedziałam powoli. Odpowiedziały mi zapewnienia, że koniecznie muszę się zjawić.
Po posiłku poszłyśmy do pokoju Violetty. Zabawę zaczęłyśmy od przygotowania Olgi na ślub. Umalowałyśmy ją (niestety nieco nieudolnie) i zaczęłyśmy szukać dla niej stroju. Wybór padł na miętową sukienkę Violi. Po kilku próbach zapięcia zamka, poddałyśmy się. 
- Może ubierzmy Olgę w sukienkę taty?  - wpadła na pomysł siostrzenica. 
Spojrzałyśmy na nią zdumione. Po chwili parsknęłyśmy śmiechem.
- O co chodzi? Tata ma chyba podobny rozmiar... 
- Tak, ale Twój tata raczej nie nosi sukienek! - wykrztusiła w końcu Francesca. 
- Aaa! Chodziło mi o koszulę! - krzyknęła właścicielka pokoju, chichocząc.
Gdy w końcu się uspokoiłyśmy, ktoś zapukał do drzwi. 
- Cześć dziewczyny! Jak wyglądam? - German naśladował damski głos. 
Wszedł do pokoju. Ubrany był w moją czerwoną sukienkę, a usta pomalował różową szminką Olgi. Wyglądał przekomicznie.
- Co... ty... ubrałeś... German? - Wydusiłam między napadami śmiechu. 
- Sukienkę. A w ogóle to jestem Geremia. Mogę dołączyć? - zapytał tym samym tonem. 
Nawet przyjaciółki Violi, które starały się powstrzymać, nie wytrzymały. Śmiałyśmy się jak głupie do masła. 
- To jak, pozwolicie mi dołączyć? - spytał szeroko się uśmiechając.
- Nie ma mowy! - krzyknęłyśmy, próbując wypchnąć mojego narzeczonego z pokoju. Nie było to takie proste, gdyż stawiał opór. W końcu Olga połaskotała go fustrzastym szalikiem Violetty i udało się wypchnąć go z pomieszczenia. Niestety za drzwiami znalazłam również ja.
- German, odbiło Ci? - spytałam nie przestając się śmiać.
- Nie - wyszczerzył zęby w moją stronę. - Czyli rozumiem, że nie mam co liczyć na babski wieczór? A dostanę przynajmniej buziaka?
Zbliżyłam się do niego i zaczekałam aż przymknie oczy. Gdy to zrobił dmuchnęłam mu w twarz i zaśmiałam się.
- Nie całuję się z dziewczynami! - krzyknęłam do niego i znikłam w pokoju siostrzenicy.
Reszta wieczoru minęła miło i zabawnie. Dziewczyny zajęły się moimi paznokciami, których czerwony kolor został zastąpiony barwami tęczy. Na nieszczęście moje włosy splecione zostały w dwa kucyki. Mimo iż wyglądałam co najmniej idiotycznie uśmiechnęłam się do dziewczyn i zajęłam ich włosami. 
_____________________________________
Jak się podobało? :)
Pozbyłyśmy się Brunhlidy. :D
Germi w sukience, Olga i Angie na babskim wieczorze z nastolatkami. ^^
Saludos cordiales. ♥
J & B
PS. Niepotrzebnie Julka was wystraszyła. Wcale nie było tak przerażająco :D
No nie, wcaale. :)
PS2. Podobał się koszmar? Chcecie ich więcej? :D

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział 51

Rozdział 51.

Siedzieliśmy w ciszy. German przestał krążyć po celi i siadł koło mnie. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. 

- Wzięłam przecież telefon! - krzyknęłam śmiejąc się jak dziecko. 
Sięgnęłam szybko do torebki i po chwili trzymałam go w dłoni.
- Zadzwońmy do Ramalla! - mój entuzjazm udzielił się ojcu Violi.
Zaczęłam wybierać numer i w tym momencie komórka się rozładowała. Rzuciłam ją pod okno i rozczarowana usiadłam z powrotem.
- Jak myślisz, Olga wygoniła już Leona z domu? - zapytał nagle mój szwagier.
- Chyba nie, jest dopiero dziewiąta...
- Dopiero?! A co jeżeli on wcale nie jest dobrym chłopcem? - wyrzucił z siebie. 
Pomimo powagi całej sytuacji, roześmiałam się.
- Nie śmiej się! A co jeśli się teraz... całują?! - ostatnie słowo powiedział tak, jakby chodziło co najmniej o zabójstwo. 
- German... Pamiętasz co powiedziała Viola... My się całujemy, a im zabraniasz... - starałam się go uspokoić.
- Nie stawaj po ich stronie! My jesteśmy dorośli, a oni są dziećmi... - zaczął.
- Tak jesteśmy dorośli i odpowiedzialni. Bo tylko tacy siedzą w więzieniu! - odpowiedziałam sarkastycznie.
German nie odpowiedział. Powoli objął mnie i zaczął głaskać po głowie.
- Masz rację, przepraszam. Spokojnie, jutro stąd wyjdziemy... - szepnął.
Przytuliłam się do niego. Nagle drzwi celi się otworzyły i stanął w nich strażnik.
- Są państwo wolni. Niejaki pan Lisardo Ramallo wstawił się za wami.
Zdumieni wyszliśmy z komisariatu, przed którym stał asystent Germana.
- W co też się zaplątaliście? - zapytał.  
- Byliśmy w parku i huśtaliśmy się... - zaczęłam.
- ...Ale Leon i Violetta, którzy nie byli Leonem i Violettą... - mój narzeczony zaczął się tłumaczyć razem ze mną.
- Nieważne. Wszyscy państwa szukamy! Olga pojechała was szukać do szpitala, Leon i Viola do studia.
Resztę historii opowiedzieliśmy w drodze do domu. Momentami Ramallo bezceremonialnie śmiał się z naszego zachowania, innym razem sami się do tego posuwaliśmy.
Drzwi domu otworzyła nam Violetta. 
- Gdzie wy byliście?! Wiecie, która jest godzina?
- No... my... byliśmy... em... - zaczęłam się jąkać.
- W pudle - wycedził zrezygnowany Ramallo. - Violetto, zdaje się, że twój tata i Angie chyba za dobrze się bawili.
- A gdzie jest ten cały Leon? - wtrącił się German rozglądając dookoła.
- Jak to byliście w więzieniu? - spytała mnie siostrzenica, gdy zostałyśmy same w jej pokoju.
Zrezygnowana i zmęczona opowiedziałam jej całą historię, nie omijając fragmentu o zakochanej parze, którą pomyliśmy z nią i jej chłopakiem.
- Och, tata to jak zwykle - bąknęła dziewczyna, ale mimo to zaczęła się śmiać. 
- Idź już spać, Violu. Jest naprawdę późno. Dobranoc.
- Dobranoc, Angie.
Pocałowałam siostrzenicę w czoło i opuściłam jej pokój.
Po zażyciu kąpieli i przebraniu się w piżamę, podreptałam do sypialni Germana, gdzie mój narzeczony spał już w najlepsze. Wtuliłam się z niego i usnęłam nadzwyczaj szybko.


Następnego dnia obudziłam się z trudem unosząc powieki i głęboko ziewając. Spojrzałam w stronę okna, za którym panowała dość ponura aura. Padał bowiem ulewny deszcz. Przeniosłam wzrok na wiszący na ścianie zegar. Wskazywał on 10:35. Z przerażeniem stwierdziłam, że spóźnię się do pracy. Zaczęłam panikować. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jest sobota. Z ulgą opadłam z powrotem na poduszki. Jednak moja szamotanina obudziła śpiącego obok Germana.
- Co się dzieje? Pali się? - wymamrotał nieprzytomnie.
- Nie, nie. To tylko... Nic. Śpij dalej. - Odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. 
Nie było nam jednak dane się wyspać, ponieważ chwilę potem do naszego pokoju wpadła Violetta.
- Wstawajcie! Już ranek, a Olga zorganizowała "babskie zebranie" - zawołała.
Niechętnie zwlokłam się z łóżka, założyłam szlafrok i zeszłam na dół za siostrzenicą. Przy stole czekała na nas gosposia. 
- Panno Angie! Musimy wszystko ustalić, a pani śpi! - wykrzyknęła na mój widok. Nie miałam pojęcia co miałyśmy ustalić, ale potakująco kiwnęłam głową. - Chodzi o mój ślub. Jak mam wyglądać? I zrobimy pojedynczy, podwójny czy potrójny?
- Załóż suknię. A tort może być potrójny - wymruczałam, przysypiając.
- Ale nie chodzi o tort! Chodzi o śluby! Może urządzimy nasze śluby w jednym terminie? Mój, Violi i pani, Angie!  
W tym momencie ciszę rozdarł okrzyk pana domu. 
- Viola wychodzi za mąż?!
German zbiegał po schodach z wyrazem przerażenia na zaspanej twarzy.
- Nie, tato - uspokoiła go dziewczyna. - To Olga szaleje z powodu swojego wesela...
- Ja wcale nie szaleję! A mówiłam Ci już, Violciu, że nasz ślub jest już za dwa tygodnie? - gospodyni pomachała dwoma wyciągniętymi palcami w naszą stronę.
- Tylko jakiś milion razy - stwierdziła moja siostrzenica wywracając oczami.
- No bo ja... No... Chodźcie na śniadanie! - zakłopotana kobieta zmieniła szybko temat.
Przy śniadaniu nie obyło się bez rozprawiań o ślubie Olgi i Ramallo. Violetta natomiast po raz kolejny musiała tłumaczyć się ojcu, że jej z Leonem nie jest jeszcze spieszno do małżeństwa. W końcu poruszony został temat ślubu mojego i Germana. Razem z narzeczonym grzecznie podziękowaliśmy za propozycję podwójnego wesela i stwierdziliśmy, że na razie trzeba zająć się ślubem, który miał odbyć się już za dwa tygodnie, nim zaczniemy myśleć o naszym.
Po skończonym posiłku German zagadnął mnie. Oznajmił, że dzisiejszego dnia postanowił zrobić sobie wolne od pracy, aby móc spędzić trochę czasu ze mną. Ponura pogoda uniemożliwiała jednak jakiekolwiek wyjście. Byliśmy skazani na siedzenie w domu.
- W dobrym towarzystwie nawet siedzenie w domu może być miłe - stwierdził mój narzeczony uśmiechając się ciepło. - Co Ty na to, żebyśmy obejrzeli razem jakiś film na DVD?
- Oczywiście - posłałam mu promienny uśmiech. - Co proponujesz?
- Co powiesz na dramat "August Rush"?
- To doskonały pomysł. Skąd wiedziałeś, że go uwielbiam? 
- Domyśliłem się. W końcu muzyka to Twoja pasja.
- Jesteś wspaniały - uniosłam się na palce i delikatnie cmoknęłam go w ciepły policzek
- To Ty jesteś wspaniała - uśmiechnęłam się na te słowa, był taki kochany. - To może skoczę do pokoju po płytę z filmem, a Ty przygotuj dla nas popcorn, dobrze?
Uśmiechnęłam się i pomknęłam do kuchni. Kilka minut później siedzieliśmy już na kanapie i wtuleni w siebie patrzyliśmy w ekran telewizora. W pewnej chwili nie mogłam się powstrzymać. Po prostu się rozkleiłam. Mimo iż wiele razy oglądałam ten film, niektóre sceny za każdym razem doprowadzają mnie do płaczu. German spojrzał na mnie i bez słowa otarł łezkę spływającą po mojej twarzy. Objął mnie jeszcze czulej i delikatnie pocałował w policzek.
Finałowa scena wywołała u mnie gęsią skórkę. Wtuliłam się w narzeczonego i spojrzałam głęboko w jego cudowne czekoladowe oczy. Mężczyzna uśmiechnął się i jeszcze bardziej się przybliżył. W końcu jego usta napotkały moje. 
"Sabes, cuál es la verdad ¡Es el latido de tu corazón!"
Uchwycił dłonią mój podbródek, drugą zaś objął w talii i delikatnie przysunął do siebie. Ja natomiast oparłam dłoń na jego ramieniu i przymknęłam oczy, pozwalając, aby zawładnęły mną uczucia. Wszystko dookoła przestało istnieć. Liczył się on, ja i błogie spotkanie naszych ust...
Przerwał nam dzwonek. Odskoczyliśmy od siebie zarumienieni. German przeprosił mnie i ruszył do stronę drzwi. Po chwili do domu weszła jakaś starsza kobieta niskiego wzrostu o sylwetce modliszki. Ubrana była w przemokniętą purpurową kurtkę przeciwdeszczową z ciasno opinającym jej głowę kapturem. W jednej ręce trzymała dużą zieloną parasolkę, a w drugiej czerwoną torbę. Zmierzyła mnie spojrzeniem, a na jej twarzy nie można było się doszukać cienia uśmiechu.
- Dzień dobry... - wykrztusiłam przyglądając się przybyszce.
- Co? - warknęła odklejając z szelestem kaptur od pomarszczonej twarzy, ukazując cienkie siwe włosy.
- Dzień dobry - powtórzyłam nieco głośniej starając się uśmiechnąć najszczerzej, jak było mnie na to stać.
- Bry - bąknęła nieprzyjemnym, ochrypłym głosem i odwróciła się składając przemoczoną parasolkę i zdejmując z siebie kurtkę. 
Posłałam Germanowi zdumione spojrzenie w stylu "Kto to, u licha, jest?"
Po chwili nadeszła odpowiedź. Kobieta odwiesiła torbę i rzuciła się w objęcia mojego narzeczonego.
- Germuś! Ale urosłeś! Co u Ciebie słychać? Gdzie Valentia?  - wypytywała szarpiąc policzki nieco przerażonego Germana.
- Violetta, babciu. Violetta.
- Oj tak, tak! Gdzie moja Violecia? 
Jak na zawołanie pojawiła się moja siostrzenica. Nasz gość od razu złapał ją w objęcia w rezultacie mocząc lekko zakłopotaną Violettę. Dziewczyna miała zdumioną minę. 
- Kochanie, pamiętasz prababcię Brunhildę? - spytał German, lecz jego córce nie było dane odpowiedzieć.
- Oj, Violecia chyba nie ma jak mnie pamiętać. Ostatni raz ją widziałam gdy była jeszcze taka maluusia! 
Sytuacja, w której się znalazłam robiła się dla mnie coraz bardziej niezręczna. Stałam i w milczeniu obserwowałam rozgrywającą się scenę. 
- Babciu... - zaczął nieśmiało German. - Chciałbym Ci przedstawić moją narzeczoną, Angie.
Starsza kobieta zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. W końcu spojrzała pytająco na Germana, który wskazał na mnie. Brunhilda podeszła bliżej do mnie, zajrzała mi w oczy, wykonała krótki spacer dookoła mojej osoby, po czym chrząknęła i rzekła: "Masz włosy jak miotła". Zirytowałam się, ale powstrzymałam się od zapytania jej czy chodzi o tą, na której przyleciała. 
- Miło mi panią poznać - powiedziałam powoli.
- A mi ciebie nie! Kiedy obiad?! - krzyknęła, rzucając torbę w moją stronę. Niestety nie zdążyłam złapać nadlatującego "pocisku".
- Bardzo przepraszam, ja...
- I na dodatek niezdara! Lepszych narzeczonych nie było? Służba! Co z tym obiadem? - przerwała mi staruszka. - A w ogóle, mam lepszy refleks choć skończyłam już swoje 87 lat!
- Obiad na stole - poinformowała nas bezbarwnym tonem Olga.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Sięgnęłam po pieczeń, ale przeszkodziła mi Brunhilda. 
- Nie jedz! Jesteś wystarczająco gruba! Ja, sześćdziesiąt lat temu wyglądałam jak Marylin Monroe, a nie jak... ty - rzuciłam jej wściekłe spojrzenie, ale powstrzymałam się od komentarza. - Ależ wy jedzcie! Jesteście tacy chudziutcy, Valentinko! Proszę sobie dołożyć, panno Olgo. Ty, Germanku, też. A gdzie jest przeuroczy pan Ramallek? 
Wszyscy zamarli słuchając jej monologu. 
- Przeuroczy pan Ramallek, czyli mój narzeczony, jest na konferencji - syknęła Olga, ocknąwszy się jako pierwsza.
Dalej panowała cisza. Nie odważyłam się jednak niczego zjeść. Po posiłku poszłam do swojej sypialni. Sięgnęłam po książkę "Moje drzewko pomarańczowe", ale byłam zbyt wściekła by skupić się na treści. Westchnęłam. Postanowiłam pójść do kuchni i coś zjeść. Po cichu zeszłam po schodach. Przechodząc koło gabinetu pana domu, usłyszałam rozmowę. Mimowolnie zaczęłam się przysłuchiwać.
- Gdzieś ty ją w ogóle poznał? - usłyszałam głos Brunhildy.
- No... Ona na początku pracowała tu jako guw... - zaczął German.
- Pracowała u Ciebie?! Ja kiedyś się zadurzyłam w mężczyźnie, który u mnie pracował i wiesz co zrobiłam? - walnęła ręką w blat. - Wywaliłam go! 
Tego było za wiele. Apetyt przeszedł mi w mgnieniu oka. Powoli cofnęłam się i wróciłam do swojej sypialni. Na miejscu rzuciłam się na łóżko i usnęłam łkając cicho. 
___________________________________
Jak się podobało? :>
Brunhilda przegina? Oj, to dopiero początek. :D
Nos vemos mañana. ♥
J & B

PS. Jeżeli macie jakieś pomysły na kolejne rozdziały, możecie podrzucać, przydadzą się. :)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 50

Rozdział 50. 

Przebudziłam się i uchyliłam oczy. Poczułam, że ktoś bawi się moimi włosami. To German, wstał i już ubrany siedział na brzegu łóżka i przypatrywał mi się, a jego dłoń błądziła po moich lokach.

Uniosłam się lekko i ziewnęłam przyjmując pozycję siedzącą. Mężczyzna wykorzystał moje zaspanie, jedną ręką chwycił mnie w talii, drugą zaś ujął mój podbródek i zbliżył swoją twarz do mojej, a nasze usta napotkały się. Odrobinę zaskoczona tym powitaniem przymknęłam oczy, oparłam dłoń na jego ramieniu i odwzajemniłam pocałunek. Uwielbiałam to. To było takie przyjemne uczucie, którego nie chciałam przerywać. Po chwili jednak oderwaliśmy się od siebie i wymieniliśmy uśmiechy.
- Lubię gdy jesteś szczęśliwa, kochanie - wyszeptał głaszcząc mnie po policzku, po czym odprowadził mnie do mojego pokoju. 
Ubierając się nawiedziło mnie wspomnienie mojego snu... Sceny przypominały mi się jedna po drugiej... W tym śnie miałam urodziny... Zerknęłam w stronę kalendarza.
"Nie... Do moich urodzin jeszcze daleko" - pomyślałam.
Szybko wyrzuciłam z głowy ponure myśli i zeszłam na śniadanie. Poranek minął jak zwykle, chociaż dzisiaj bułeczki były jakby bardziej puszyste, a kawa delikatniejsza. Czyżby Olga i Ramallo się pogodzili? Spojrzałam w ich stronę. Siedzieli obok siebie i trzymając się za ręce delektowali się sałatką owocową. Uśmiechnęłam się i przeniosłam spojrzenie na moją siostrzenicę. Była jakaś... smutna, zamyślona. Zastanawiałam się co mogło być przyczyną jej podłego nastroju.
Moje podejrzenia potwierdziły się w drodze do studia. Violetta była markotna, niezbyt chętna do rozmowy. Nie chciała powiedzieć mi jednak, co ją gryzie.
Gdy dotarłyśmy na miejsce powędrowała do swoich przyjaciółek, a ja jak codzień ruszyłam do pokoju nauczycielskiego. Zastałam w nim codzienną wrzawę, nerwową wymianę zdań. Gregorio i Pablo jak zwykle o coś się spierali, a Beto bezradnie próbował ostudzić ich zapał. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Ąszi, Anżi! Ty też masz do mnie jakieś pretensje? Co knujecie? Jak zawsze wszyscy przeciwko mnie! - podenerwowany mężczyzna obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia trzaskając przy tym głośno drzwiami.
- Ten Gregorio zaczyna mnie doprowadzać do szału. Wszędzie widzi spisek przeciwko niemu - westchnął Pablo.
- Nie przejmuj się - uspokoiłam przyjaciela.
- Tak, nie martw się nim. On nie dorasta Ci do pięt - z wnętrza pokoju nauczycielskiego wyłoniła się Jackie. - Napijesz się kawy, Pablo?
Pablo pokiwał twierdząco głową i opadł na krzesło. Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i zabrała się za przygotowywanie napoju.
- Ja już pójdę. Nie będę wam przeszkadzać - wycedziłam i lekko podenerwowana wyszłam z pokoju nauczycielskiego. Poczułam takie dziwne ukłucie na wspomnienie Jackie proponującej Pablo kawę. Czy to zazdrość?
"Nie, nie. Pablo jest tylko moim przyjacielem" - pomyślałam natychmiast.
- Najpierw ten sen, a teraz to... Zaczynam wariować - stwierdziłam i poszłam na lekcje.
Otworzyłam drzwi klasy. W środku zastałam czekających na rozpoczęcie zajęć uczniów.
Lekcja przebiegała jak zawsze. Po kilkunastominutowej rozgrzewce strun głosowych wywoływałam na środek pary, w których uczniowie mieli śpiewać duety. Jako pierwszy wystąpił Tomas, a wraz z nim Ludmiła, która domagała się gromkich braw po swoim wystąpieniu. Następnie zaśpiewało jeszcze kilka par aż przyszedł wreszcie czas na Violettę i Leona. Wykonali "Voy por ti". Wyszło im to dość ładnie i czysto, jednak nie czuć było między nimi takiego porozumienia, jak zazwyczaj. Nie patrzyli na siebie, wręcz unikali swoich spojrzeń. Mimo wszystko pozostali nagrodzeni szczerymi brawami.
- Buuu! - krzyczała Ludmiła. - Mi się totalnie nie podobało!
- Ludmiła, nie psuj naszego występu, bo jesteś zazdrosna! - wykrzyczała w jej stronę moja siostrzenica.
- Violetta, nie przesadzaj - jej chłopak próbował ją uspokoić, ona jednak źle zinterpretowała jego intencje.
- Jak możesz stawać po jej stronie, Leon? - w oczach dziewczyny zaczęły pojawiać się łzy.
- Nie stoję po jej stronie. Ja po prostu...
- Wiesz co, nic już nie mów - zawołała Viola i wybiegła z klasy.
Na próżno za nią wołałam. Oznajmiłam pozostałym, że lekcja dobiegła końca i ruszyłam w pogoń za siostrzenicą. Dogoniłam ją dopiero przed drzwiami domu.
- Violu, zaczekaj! Violu! - dziewczyna nie reagowała jednak.
Ignorując także pozostałych domowników pobiegła na górę i zamknęła się w swoim pokoju. Pozwoliłam jej przez kilka minut pobyć samej, a następnie zapukałam do drzwi.
- Violu mogę wejść? - spytałam.
Nie doczekałam się odpowiedzi, więc uchyliłam drzwi. Moja siostrzenica leżała na łóżku. Twarz miała ukrytą w poduszce i cicho szlochała. 
- Nie płacz, Violu, proszę - szeptałam jej do ucha głaskając ją delikatnie po głowie.
Dziewczyna uniosła się i rzuciła mi w objęcia. Przytuliłam ją i starałam się uspokoić. Gdy szloch trochę ucichł zaczęła wyrzucać swoje żale.
- Och, Angie! Jest mi tak smutno z powodu Leona - łkała. - Pokłóciliśmy się, a teraz... teraz on stanął po stronie Lu-Ludmiły - wykrztusiła i znów zaniosła się płaczem.
- Violu, proszę nie płacz. Posłuchaj, nie martw się z Leonem na pewno niedługo dojdziecie do porozumienia. A dzisiaj... wydaje mi się, że Leon po prostu nie chciał, żebyś zaogniała sprzeczkę. Przecież wiesz jaka jest Ludmiła. Posłuchaj, Leon bardzo Cię kocha. Nie martw się niedługo znów będziecie taką piękną parą jak dawniej.
- N-naprawdę? - spytała patrząc na mnie. Robiło mi się tak smutno, gdy widziałam jej zapłakane oczy. Podtrzymywał mnie jednak na duchu dostrzegalny w nich błysk nadziei.
- Oczywiście - cmoknęłam ją w czoło. - Na pewno niedługo się pogodzicie. I nie płacz już. Gdybyś czegoś potrzebowała to mnie zawołaj.
Wyszłam z pokoju uśmiechając się do niej porozumiewawczo.
Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni po szklankę wody. Napiłam się i w tym momencie usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Pomknęłam w ich kierunku i otworzyłam. Zobaczyłam Leona z bukietem białych chryzantem. Ten widok odrobinę mnie zdziwił. Te kwiaty raczej nadawały się na cmentarz...
- Dzień dobry, Angie - przywitał się młodzieniec. - Czy zastałem Violę? Pokłóciliśmy się i chciałem ją przeprosić. 
- Dzień dobry, Leonie. Tak, Viola jest u siebie w pokoju. Wejdź, proszę.
Chłopak wszedł do środka pewnym krokiem. Zauważyłam, jak z gabinetu wychyla się German. Spojrzałam na niego i wywróciłam oczami.
- Angie, co myślisz o tych kwiatach? - spytał Leon wskazując na chryzantemy.
- Em... Są... No wiesz... Ładne... Ale jakby... - wykrztusiłam siląc się na uprzejmy ton.
- Tak, wiem, że są do bani. Ale nie było innych w kwiaciarni, a ja muszę przeprosić Violę...
- Nie martw się, na pewno doceni ten miły gest - stwierdziłam uśmiechając się lekko. - Pędź do niej.
Chłopak poszedł za moją radą i po chwili zniknął już gdzieś na górze. Westchnęłam. Nagle poczułam, jak czyjeś ręce chwytają mnie w talii. To już nie pierwszy raz, ale po raz kolejny się zaniepokoiłam. Z ulgą stwierdziłam, że to tylko German. Cmoknął mnie w policzek, ale sprawiał wrażenie lekko podenerwowanego.
- Coś się stało? - spytałam, mimo iż domyślałam się, o co chodzi.
- No wiesz... Do Violetty przyszedł ten cały Leon.
- Myślałam, że go lubisz. 
- No niby tak, ale...
- Daj spokój - szepnęłam mu do ucha cmoknęłam go kilka razy w policzek, na co on uśmiechnął się do mnie promiennie. - Może pójdziemy na spacer?
- Z Tobą bardzo chętnie, ale myślisz, że możemy zostawić ich samych?
- Spokojnie, Leon to dobry chłopak. Nie przejmuj się.
- W takim razie nie mam nic przeciwko. Chodźmy.
Narzeczony chwycił mnie za dłoń i wyszliśmy z domu. Szliśmy rozmawiając, śmiejąc się i nie oglądając za siebie. Po jakimś czasie dotarliśmy na dziecięcy plac zabaw. Usiedliśmy na ławce chwilę patrząc na roześmiane dzieci. 
- Zobacz, jedna huśtawka jest wolna - szepnął mi German do ucha.
- Chyba żartujesz.
Ale mężczyzna wstał już z ławki i pociągnął mnie w stronę huśtawki. Była mała, jednoosobowa, dziecięca huśtawka. German zajął na niej miejsce z trudem się mieszcząc. Poprosił, abym usiadła mu na kolanach. Uniosłam brwi i zaczęłam się śmiać. Jednak uległam w końcu jego namowom. Po chwili huśtaliśmy się razem, chociaż robiliśmy to z pewnym trudem. W dodatku huśtawka zaczęła niebezpiecznie piszczeć. Zrezygnowaliśmy więc z tej zabawy. Zwolniły się natomiast miejsca na innej huśtawce. Była to dwuosobowa waga. Zajęłam miejsce po jednej stronie, a mój ukochany po drugiej. Z trudem odpychaliśmy się od ziemi. German był ode mnie znacznie cięższy, więc jego strona przeważała. Przez większość czasu ja znajdywałam się w powietrzu. Wiatr rozwiewał mi włosy. Śmiałam się czując jakbym znów miałam 10 lat. W tej chwili byłam wolnym, beztroskim dzieckiem.
Nagle usłyszałam głośne chrząknięcie. Otworzyłam oczy, które do tej pory pozostawały przymknięte. Zobaczyłam podążających ku nam dwóch funkcjonariuszy policji. 
- Patrz, stary, a jednak to prawda... - zaczął niższy przyglądając się nam z zaciekawieniem, jednak jego towarzysz uciszył go jednym ruchem ręki.
Uśmiech w jednej chwili znikł z mojej twarzy. Z trudem zsunęłam się z huśtawki. 
- Czy mogą mi państwo wytłumaczyć, co właśnie państwo robili? - zwrócił się do nas wyższy mężczyzna.
- No my właśnie... - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.
- Dlaczego straszą państwo dzieci?
- Przecież my wcale... - tym razem odezwał się German, ale jemu również przerwano.
- To jest plac zabaw DLA DZIECI, więc proszę nie robić tego więcej, bo będą mieć państwo poważne kłopoty. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno - zakończył agresywnym tonem i odszedł zostawiając nas w osłupieniu.
- Stary, to jakieś świry. Żeby dorosły facet bujał się z żonką na huśtawce dla dzieci. A swoją drogą była całkiem niezła... - dotarł nas jeszcze głos jednego z funkcjonariuszy.
Mój narzeczony już chciał ich dogonić, ale przytrzymałam go za rękę gasząc jego wojowniczy temperament.
- Daj spokój - szepnęłam. - Nie warto. Chodźmy stąd.
Mężczyzna westchnął, ale objął mnie i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku. Szliśmy powoli jedną z parkowych alejek. Nagle, na jednej z ławek zobaczyliśmy Violettę i Leona całujących się namiętnie. 
"Dlaczego zmienili ubrania...?" - pomyślałam. 
W tym momencie spostrzegłam, że German biegnie w stronę pary rozwścieczony. 
- CO WY SOBIE WYOBRAŻACIE?! KTO WAM POZWOLIŁ WYJŚĆ Z DOMU?! - krzyczał ściągając na siebie zdumione spojrzenia przechodniów. 
- To nie najlepszy... - bezskutecznie starałam się go powstrzymać. 
Doskoczył do zakochanych i oderwał ich od siebie. Mężczyzna z ławki wstał. Był o wiele wyższy od Leona i miał zupełnie inną twarz.
- Możemy wiedzieć o co panu chodzi?! - zawołał. 
W międzyczasie kobieta, która okazała się być przynajmniej 10 lat starsza od mojej siostrzenicy, minęła nas i ruszyła w stronę placu zabaw. 
- Ja... Bardzo przepraszam... Bo córka... Chłopak... - jąkał się German.
- Co mnie obchodzi pańska córka?! Co pan sobie wyobraża?! - oponent mojego ukochanego zrobił się czerwony.
Odwróciłam się i jęknęłam. Kobieta wracała z poznanymi przed chwilą policjantami. 
- To oni, panie władzo! - wołała, wymachując ręką w naszym kierunku.
- Znowu oni! Taka podstawa jest nie do przyjęcia! Pójdą państwo z nami - niższy funkcjonariusz przyglądał się nam groźnie spod krzaczastych brwi.
- Nigdzie z nikim nie idę! - twarz mojego ukochanego dorównywała kolorowi twarzy nieznajomego.
Wyższy policjant bezceremonialnie założył mu kajdanki, a niższy popchnął mnie w stronę radiowozu. 
- Proszę delikatniej z moją narzeczoną! - wtrącił się German wyrywając się.

Pół godziny później byliśmy już na posterunku. 
- Mamy prawo do telefonu... - zaczęłam.
- Taaak, aaale teeeraz kooomisariat jeeest nieeeczynny. Zaaadzwonicie raaano - powiedział policjant, nieznośnie przeciągając każdy wyraz. Następnie zamknął nas w celi numer 52.
- Nie chce mi się wierzyć, jak ten bałwan mógł nas tu zamknąć.
German był bardzo rozeźlony. Chodził w kółko po celi i mruczał coś pod nosem. Ja natomiast siedziałam na podłodze z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie chciało mi się wierzyć, że trafiliśmy do aresztu za taką głupotę.
_________________________________________
Jak wam się podobało? ;)
Germangie w pudle i Leon z chryzantemami. :D
Dulces besitos. ♥
J & B
PS. Dziś już 50 rozdział! Jesteśmy szczęśliwe z tego, że od 50 rozdziałów mamy wspaniałych czytelników. Dziękujemy za wszystkie komentarze i... do jutra :D Dziękujemy również za 20 tysięcy wyświetleń. :)
PS2. Nie udało wam się rozszyfrywać drugiego parringu. Otóż Jorganna to połączenie Jorge Blanco i Evanny Lynch. :)

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 49

Rozdział 49. 

Następnego ranka obudziłam się wesoła i wypoczęta w objęciach Germana. Uśmiechnęłam się. Wyglądał naprawdę uroczo kiedy spał. Wstałam z łóżka i ruszyłam do mojego pokoju. Gdy ubrałam się już i umalowałam wróciłam do sypialni Germana, a może teraz była to już nasza sypialnia... Jednak nie zastałam tam narzeczonego. Najwyraźniej już wstał. Zeszłam więc na dół, gdzie przy stole siedzieli Olga i Ramallo, najwyraźniej znów w zgodzie, a także Violetta ze swoim ojcem. 
Po skończonym śniadaniu German zaoferował nam podwózkę do studia, jednak uznałyśmy, że w tak ładny dzień jak dzisiaj grzechem będzie nie odbycie spaceru. Pożegnałam narzeczonego całusem w policzek i wyszłam wraz z siostrzenicą z domu. Dzień zapowiadał się wprost idealnie.
- Angie, tak się cieszę, że zaręczyłaś się z tatą - mówiła Viola w drodze do szkoły. - Teraz będziemy jeszcze bardziej rodziną. A kiedy bierzecie ślub? Gdzie go urządzicie? - dopytywała się.
- Wiesz, Violu, nie zastanawiałam się nad tym - odparłam zgodnie z prawdą. Nie poruszaliśmy jeszcze z Germanem tematu ślubu.
- Ależ dzisiaj mamy ładny dzień - zmieniła temat siostrzenica.
- Tak, cudowny. Wymarzona pogoda na urodziny... - wymsknęło mi się.
- Masz urodziny? Dlaczego nic nie mówiłaś? Wszystkiego najlepszego!
- Dziękuję, Violu. Oj, wiesz w moim wieku urodziny nie są już takie ważne - zaśmiałam się.
Po dotarciu na miejsce pożegnałam się z siostrzenicą i ruszyłam do pokoju nauczycielskiego. 
- Cześć, Angie - gdy tylko weszłam powitał mnie uśmiechnięty Pablo wyciągając zza pleców cudowny bukiet herbacianych róż. - ¡Feliz cumpleaños! Piękny dzień mamy, prawda?
Wszyscy mieli dziś takie dobre humory. Tak, to był piękny dzień. Taki... idealny.
- Tak, jest cudownie. Dziękuję Ci - odparłam cmokając go w policzek.
- Niestety wygląda na to, że będę tu tkwił aż do nocy. Mam całe mnóstwo papierów do uzupełnienia - westchnął nie przestając się uśmiechać. 
- Może zostanę i Ci pomogę? - zaproponowałam.
- No coś Ty, Angie. Dam sobie radę. Nie pozwolę, abyś w urodziny ślęczała nad dokumentacją!
W tej chwili rozległ się dzwonek. Uśmiechnięta pomknęłam na lekcję. Gdy tylko otworzyłam drzwi klasy uczniowie zaczęli śpiewać "Sto lat". Na pewno Violetta ich do tego namówiła. Usiadłam na biurku i słuchałam ich ze łzami wzruszenia w oczach. 
Dalsza część lekcji była równie miła, jak jej początek. Po skończonych zajęciach wpadł na mnie Beto i zatrzymał się na chwilę składając serdeczne, chociaż dość niewyuczone życzenia. 
Wróciłam do domu. Drzwi otworzył mi German trzymający w ręce duży, wiklinowy koszyk.
- Wszystkiego najlepszego, Angie! Viola mi powiedziała. - wyjaśnił. - Dlaczego nie mówiłaś, że masz urodziny?
- Nie ma się czym chwalić, jestem o kolejny rok starsza - stwierdziłam.
- Chodź, zabieram Cię na romantyczny piknik. I nie przyjmuję odmowy.
- Dobrze, już dobrze - pozwoliłam się chwycić za rękę i zaprowadzić do samochodu.
Jechaliśmy przez kilka minut w milczeniu. Przełamałam ciszę śpiewając ,,Tienes todo". Mężczyzna dołączył do mnie. Stanowiliśmy naprawdę zgrany duet. German zaczął mi się przyglądać, nie patrząc na drogę. Szturchnęłam go, aby wcisnął hamulec, ale było już za późno. Samochód wpadł prosto na drzewo. Jeden z konarów przebił przednią szybę i poważne zranił mojego narzeczonego. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer alarmowy. Wymamrotałam funkcjonariuszowi, gdzie jesteśmy, a po chwili obraz przed oczami mi się rozmazał.
Obudziłam się kocu badana przez jakiegoś lekarza. Rozejrzałam się. Po mojej prawej stronie dostrzegłam stratowany samochód Germana ze stłuczoną przednią szybą i pokrwawionym siedzeniem kierowcy. Z drugiej strony leżał duży czarny worek z suwakiem. Serce podskoczyło mi do gardła, a w oczach stanęły łzy. Obawiałam się najgorszego. Spojrzałam na lekarza pytająco, ale i z nadzieją. On tylko pokiwał przecząco głową.
- Przykro mi - wymamrotał.
Zalałam się łzami. Nie! To niemożliwe! Niemożliwe! Wyciągnęłam telefon i drżącą ręką wybrałam numer Olgi. Kobieta odebrała po drugim sygnale.
- Olgo! Olgo, stało się coś strasznego! Mieliśmy wypadek. German... German nie żyje! Boże, Olgo! - panikowałam. - Powiedz o tym Ramallo i... i Violi, ja... ja chyba nie dam ra-rady.
Nie czekając na odpowiedź zakończyłam połączenie i pobiegłam do domu Castillo, ignorując próbującego mnie zatrzymać lekarza. Dotarłam tam jakieś pół godziny później. Drzwi otworzył mi zaskoczony Ramallo. Nie zważałam na to jak wyglądam, miałam poszarpane ubrania, byłam cała posiniaczona, brudna i zakrwawiona. Pobiegłam do pokoju Violetty. Zapukałam i otworzyłam drzwi, mimo iż nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Dziewczyna leżała pod ścianą. Podbiegłam do niej i wtedy zobaczyłam... Siostrzenica nie oddychała, a jej nadgarstek był cały zakrwawiony, miała rozerwaną skórę, krew lała się również po podłodze. Obok Violi leżała zakrwawiona żyletka. Nie! Tylko nie to!  
Dotknęłam jej szyi próbując wymacać puls. Jednak bez efektów. Zaczęłam szlochać jeszcze głośniej. Wybiegłam z jej pokoju kierując się do studia. Gdy tam dotarłam brakowało mi już tchu. Szkoła wydawała się pusta. Jednak Pablo... Powiedział, że będzie tu przez cały wieczór. Otworzyłam drzwi pokoju nauczycielskiego bardzo mocnym pchnięciem.
Tylko nie to! Uderzyłam nimi kogoś. Weszłam do środka i zobaczyłam, że na podłodze leży Pablo. Z tyłu jego głowy ciekła krew. Nie poruszał się. Mamrotał jakieś bzdury, nie mogłam go zrozumieć. Kucnęłam przy nim, przytuliłam się do jego klatki piersiowej opasanej błękitną koszulą.    
- Kocham Cię - te ostatnie słowa wypowiedział dość wyraźnie patrząc mi w oczy. 
W jego źrenicach dostrzegłam znikający w ułamku sekundy ostatni błysk życia oraz odbicie mojej twarzy, którą przestał widzieć...
Zamknęłam oczy zapragnąwszy nigdy więcej ich nie otwierać. Po chwili jednak zaniechałam tego zamiaru i uniosłam delikatnie powieki. Zobaczyłam przyglądającego mi się troskliwie Germana. Spostrzegłam, że cała się trzęsę, oczy mam pełne łez, a czoło i plecy całe spocone. 
- Angie, dobrze się czujesz? - spytał troskliwie.
Nie miałam siły, aby mówić. Pokiwałam tylko twierdząco głową i zamknęłam oczy, w strachu, że gdy je otworzę, ten koszmar powróci. Odszedł jednak razem z tym przerażającym snem...
- Dobrze... dobrze, że jesteś - szepnęłam mu do ucha i prawie natychmiast zasnęłam.
_____________________________________
Jak... wrażenia?
Rozdział zrodzony pod działaniem dzikiej weny. :D
Besitos. ♥
J & B
PS. Za tragiczny sen podziękujcie Julce. Jak szybko zorientowaliście się, że to nie prawdziwa akcja? :D
PS2. B. Zgotowała dla was kolejny koszmar w rozdziale 52! Osobom ze słabym sercem polecamy ominąć tekst pisany kursywą. :D

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 48

Rozdział 48.

 - Angeles Saramego, czy wyjdziesz za mnie? 

Bez chwili wahania kiwnęłam głową. 
- Tak. Tak, German. Tak. Po tysiąckroć tak - odparłam uśmiechając się i patrząc w jego cudowne czekoladowe oczy. 
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i włożył mi pierścionek na palec. Następnie wstał uniósł mnie i zakręcił mną w powietrzu, a nasze usta połączyły się.
"Algo suena en vos, es tan distinto y fantástico..." 
Wszystkie troski, bóle, problemy znikły w ułamku sekundy. Liczył się tylko on i ta cudowna wspólna chwila. German całował mnie z czułością, ale jednocześnie tak namiętnie. Oddawałam pocałunki łapczywie, myśląc tylko o tym, aby to się nie skończyło. Jednak nic nie trwa wiecznie. Gdy wreszcie skończyliśmy mężczyzna wziął mnie na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Na szafce stała butelka z czerwonym winem. German nalał nam po kieliszku. Zawahałam się przez chwilę, jednak wzięłam kieliszek i wypiłam jego zawartość. Położyliśmy się obok siebie. Mój ukochany przytulił mnie i zaczął bawić się moimi włosami.
Następnie kilka razy pocałował mnie w szyję. Czułam jak po ciele przechodzą mi delikatne dreszcze. To było takie przyjemne uczucie... Po chwili z szyi przeniósł się na usta. Zaczęliśmy namiętnie się całować...
Nazajutrz ku mojemu przerażeniu obudziłam się bez bluzki; byłam w staniku. Z ulgą stwierdziłam jednak, że wciąż mam na sobie spodnie. Spojrzałam na śpiącego Germana. On miał na sobie wszystkie części garderoby. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na szafce stała pusta butelka po winie, a na ziemi leżała moja bluzka. Sięgnęłam po nią i pospiesznie na siebie włożyłam, po czym zaczęłam budzić narzeczonego. Gdy udało mi się tego dokonać poszłam do siebie, aby przygotować się na zajęcia w studio. Zeszłam na dół, gdzie przy stole siedziała już Violetta wraz z Olgą, Ramallo i Germanem. Pan domu wstał i cmoknął mnie w policzek, a następnie zaproponował, abym zajęła miejsce obok niego. Spojrzałam pytająco na siostrzenicę, na co ona odpowiedziała mi promiennym uśmiechem, więc przystałam na propozycję mężczyzny. 
Śniadanie zjedliśmy w miłej atmosferze. Po jakimś czasie wyszłyśmy wraz z Violettą do studia. W pewnej chwili siostrzenica zaczęła śledzić oczami moją dłoń. Aby ukryć pierścionek próbowałam włożyć rękę do kieszeni. Dziewczyna była jednak szybsza. Jednym sprawnym ruchem chwyciła moją dłoń i zaczęła jej się przyglądać.
- Co to za pierścionek? - spytała.
- Jak go zauważyłaś?
- Już Ci kiedyś mówiłam, że zwracam uwagę na szczegóły - zachichotała. - No więc skąd go masz? - dopytywała.
- Nie... Bo ja... Tylko... Ja... - próbowałam jakoś wybrnąć, jednak Viola nie dawała za wygraną, więc uległam. - No bo... Twój tata i ja... się zaręczyliśmy.
Radość w oczach dziewczyny była nie do opisania. Na dodatek zaczęła skakać i uścisnęła mnie. 
- Angie, tak się cieszę! - krzyczała cała rozpromieniona.
- Violu, tylko na razie nikomu nie mów...
- Och, w porządku. Nikomu nie powiem, Angie - obiecała.
Po tych słowach pobiegła w stronę Camilii i Francesci, gdyż w tej chwili weszłyśmy do studia. Ja natomiast skierowałam się do pokoju nauczycielskiego. Panowała w nim napięta atmosfera, tak więc zabrałam tylko teczkę i ruszyłam na zajęcia. Gdy tylko weszłam do klasy uczniowie powitali mnie oklaskami, radosnymi okrzykami i ciepłymi uśmiechami. Zaraz po podziękowaniu im za to, co dla mnie zrobili wesoło odwzajemniłam uśmiech.
- No dobrze, a teraz zaśpiewajmy... - zaczęłam lekcję jak co dzień.
Po skończonych zajęciach wróciłam do domu. Cieszyłam się w duchu, że obyło się bez nieprzyjemnych sytuacji. 
 W domu panowała cisza. Violetta wyszła z Leonem, a German zamknął się w gabinecie. Wychylił się tylko na chwilę, aby się przywitać i szepnąć: "Olga kłóci się z Ramallo, lepiej się ukryj". W pierwszej chwili nie zrozumiałam o co mu chodzi. Zaraz usłyszałam jednak podniesione głosy dochodzące z kuchni. 
- Moja?! Chyba sobie żartujesz! Jesteś osobnikiem pozbawionym kubków smakowych! - kobieta wymachiwała wojowniczo mikserem. 
- Ależ tak! Nie posoliłaś sałatki! Musisz nauczyć się przyjmować krytykę. Ten twój "idealny doskonalant" pewnie ma lepszy smak, co? - nigdy nie widziałam tak rozwścieczonego Ramallo. 
- A, tak! Wynocha z kuchni!
Mężczyzna sapnął i wybiegł, nie zwracając na mnie uwagi. Usłyszałam jeszcze pomrukiwania Olgi i jej uwagi na temat mężczyzn. Wtem poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Odwróciłam się zaskoczona i spostrzegłam Germana. 
- Przerwa w wymianie strzałów? 
- Tak, chwilowa - zarumieniłam się pod ciężarem spojrzenia swojego narzeczonego.
- Może powiemy im przy kolacji o zaręczynach? - zapytał, a ja odwróciłam wzrok. Pan domu nie wiedział, iż wygadałam się Violetcie. 
- Tak, powiedzmy - mężczyzna uśmiechnął się i przytulił mnie mocno. 
Po chwili rozległo się wołanie wyraźnie podenerwowanej Olgi. Nie chcąc denerwować gospodyni natychmiast skierowaliśmy się w stronę stołu.  
Kobieta podała kolację. Zabrałam się za konsumowanie sałatki, którą oczywiście pochwaliłam. Moja uwaga poprawiła nieco humor Oldze. Na posiłku nie zjawił się jednak Ramallo. 
W pewnej chwili mój narzeczony wstał unosząc kieliszek.
- Chciałbym wznieść toast za mnie i Angie, bo nie wiem czy wiecie, ale zaręczyliśmy się. 
Spojrzałam wymownie na Violę. Ta bezbłędnie odczytała znak, który jej posłałam. Zaczęła zachowywać się, jakby o niczym nie wiedziała.
- Co? Naprawdę? To wspaniała wiadomość! Tak się cieszę! - wykrzykiwała dziewczyna.
Jedyną osobą, która nie okazywała większego entuzjazmu na tę wiadomość była Olga. 
- Co się stało, Olguś? - spytała troskliwie Viola. - Nie cieszysz się?
- Nie, oczywiście bardzo się cieszę - mruknęła gospodyni. - To wspaniała wiadomość...
- O co chodzi? Jesteś jakaś nieswoja... - zaczęła nieśmiało Violetta.
- Olga i Ramallo trochę się poprzytykali - szepnęłam do ucha siostrzenicy. 
Jak na zawołanie przy stole pojawił się Ramallo.
- Coś mnie ominęło? - zapytał.
- Angie i tata się zaręczyli! - zapiszczała moja siostrzenica.
- To świetna wiadomość. Gratuluję - mężczyzna uśmiechnął się do nas i zajął miejsce.
W tej samej chwili Olga wstała głośno od stołu.
- Życzę wszystkim smacznego... No prawie wszystkim - burknęła złośliwie i odeszła do kuchni zamykając za sobą drzwi.
Wszyscy zaczęliśmy wyczekująco spoglądać na Ramallo. Mężczyzna po chwili zauważył nasze spojrzenia i speszył się odrobinę.
- Co? Ja? No dobrze, już idę, idę - powiedział niecierpliwie i pobiegł za gosposią.
- Na pewno niedługo się pogodzą - stwierdziła Viola. - Ja idę do siebie. Dobranoc. Tak się cieszę, że jesteście razem - dodała uśmiechając się lekko.
Zaraz po jej wyjściu z kuchni German pochylił się nade mną i ucałował delikatnie mój policzek. Następnie i on wstał od stołu kierując się na górę. Westchnęłam i poszłam w jego ślady. Weszłam do łazienki, gdzie zażyłam gorącej kąpieli. Po wyjściu z wanny wysuszyłam włosy, które związałam w luźnego koka i zaczęłam rozglądać się za piżamą. Jednak bez rezultatów, gdyż zwyczajnie jej zapomniałam. W tej chwili przypomniałam sobie, iż zostawiłam ją nie gdzie indziej, lecz w sypialni Germana. Westchnęłam i szczelnie okryłam się ręcznikiem, po czym wyszłam z łazienki. 
Przeszłam przez korytarz i cicho wkroczyłam do pokoju mojego narzeczonego, modląc się w duchu, aby go tam nie zastać. Niestety jednak mężczyzna leżał w najlepsze na łóżku i przeglądał jakąś gazetę. Słysząc, że ktoś wchodzi do środka uniósł wzrok znad czasopisma i uśmiechnął się głupawo na mój widok. Poczułam, że robię się czerwona. Upewniwszy się, że jestem szczelnie okryta sięgnęłam po piżamę i skierowałam się do wyjścia. Ku mojemu nieszczęściu górna część stroju do spania upadła mi na podłogę tuż przed drzwiami. Zmusiło mnie to do schylenia się, aby ją stamtąd podnieść. Zabrałam ją szybko i podniosłam się czując znaczne poluzowanie okrywającego mnie ręcznika. Wybiegłam więc z pomieszczenia zamykając za sobą nerwowo drzwi. Skierowałam się do mojego pokoju, gdzie ubrałam się i przygotowałam do spania. 
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wymamrotałam ciche "proszę" i zobaczyłam Germana. Odwróciłam szybko speszona wzrok. Mężczyzna podszedł do mnie i wyszeptał:
- Chyba nie masz powodu, aby być na mnie zła... - to prawda, teoretycznie nie miałam. Milczałam jednak ciekawa, co zrobi dalej. Wtedy poczułam jego ciepłe wargi na moim policzku, a następnie dłonie w talii. Uniósł mnie delikatnie i zaniósł do swojej sypialni. Z jedynej strony denerwowałam się, gdy nosił mnie na rękach, a z drugiej to było takie... romantyczne? 
Ułożył mnie na łóżku i klapnął obok. Rozmawialiśmy przez dłuższy czas wtuleni w siebie co jakiś czas się całując. 
Wkrótce jednak zdałam sobie sprawę, jak późna jest już pora, a przecież jutro szłam do pracy. Ziewnęłam więc udając wielce zmęczoną, po czym przytuliłam się do Germana, który czule objął mnie ramieniem, cmoknął w czoło i sam odpłynął w błogi niebyt.
_____________________________
Jak wam się podobało? :)
Cieszycie się z zaręczyn Germangie? :3
Te queremos. ♥
J & B
PS. Bawiłyśmy się w parringi. Zgadnijcie kogo z kim połączyłyśmy: Danielari, Jorganna.  :D

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 47

Rozdział 47.  

Obudziłam się na kanapie w salonie. Stali nade mną trzej mężczyźni bacznie mi się przeglądając. 
- Angie... - szeptał German - Jak się czujesz?
- Dobrze - skłamałam starając się ignorować ból głowy.
- Angie, jak już mówiliśmy skoro Ty już nie pracujesz w studio to my też - powiedział Pablo. - W studio trwa strajk. Jestem pewien, że uczniowie nie pozwolą Ci na odejście.
- Ta-tak... Angie! - wymamrotał Beto. - Musisz tam z na-nami iść! Zobaczyć... moją kanapkę... co uczniowie wy-wyrabiają... z serem!  
- Violetta przewodniczy całemu strajkowi - ciągnął Pablo. - Koniecznie musisz z nami iść. Nie pozwolimy, aby Antonio Cię wyrzucił. 
- Przestańcie - przerwałam im. - To, co zrobiliście było... bardzo uprzejme, ale nie mogę pozwolić, żebyście przeze mnie stracili pracę, a ten strajk...
- Angie! Nie stracimy pracy, Ty też nie! Chodź z nami, porozmawiamy zaraz z Antonio i...
- Żartujecie? Ja zamierzam się już nigdy tam pojawić! Gregorio i Jackie na pewno mi nie odpuszczą. A Antonio, jak ja mu spojrzę w oczy po tym co się stało... Nie, nie ma mowy nigdzie nie idę.
- A-ale Angie, p-przecież... A! Moja kanapka j-jest... musisz p-porozmawiać z Antonio... w studio!
- Angie, już my już z nim rozmawialiśmy. Uważa, że podjął zbyt pochopną decyzję zwalniając Cię.... Chodźmy!
- Nie - wtrącił się German, który dotychczas nic nie mówił - Angie musi odpocząć. Przecież przed chwilą dwukrotnie straciła przytomność! Angie, kochanie, pójdziesz tam później, teraz prześpij się. Nie chcę, żebyś znów trafiła do szpitala.
Jego troska cieszyła mnie w duchu, mimo to z pomocą Pabla i Beto podźwignęłam się z kanapy.
- Angie, proszę Cię... - zaczął mój ukochany.
Podeszłam do niego i cmoknęłam go kilka razy w policzek szepcąc mu do ucha:
- Nie martw się, nic mi nie będzie. Kocham Cię.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę studia. Szłam podtrzymywana przez Pabla i Beto, gdyż brakowało mi sił do samodzielnego poruszania się. Na szczęście do studia nie było daleko.
Dotarliśmy po kilkunastu minutach. Już z oddali słychać było okrzyki uczniów. Podchodząc bliżej pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Violetta, Maxi, Francesca i Camila trzymający wielki transparent głoszący "Nie pozwolimy zwolnić Angie!" Inni uczniowie krzyczeli coś w stylu "Jeżeli wyrzucicie Angie, my również odchodzimy". Greogrio i Jackie nieudolnie próbowali okiełznać zamieszanie. Dookoła biegał Andres trzymając w ręku kępkę brązowych włosów... czyżby to tupecik Gregoria?
Poczułam jak do oczu napływają mi łzy wzruszenia. Nie miałam pojęcia, że uczniowie aż tak bardzo mnie lubili i cienili. Gdy Viola zauważyła, że się zbliżam natychmiast do mnie podbiegła.
- Angie - wydyszała - Nie pozwolimy, aby Antonio Cię wyrzucił! Przecież to niesprawiedliwe!
- Violu, dziękuję za to, co robicie, ale... przecież nie mogę ryzykować, że stracicie możliwość nauki w studio przeze mnie!
- Spokojnie, przecież nie wyrzucą nas wszystkich! Haha, na tym polega cały strajk! - cieszyła się dziewczyna. - Po za tym studio bez Ciebie to nie studio!
- To naprawdę bardzo miłe co mówisz. Ja...
- CISZAAA! - spod wejścia do studia rozległ się okrzyk Antonia. 
Właściciel studia kroczył w moją stronę z poważną miną. Okrzyki uczniów powoli milkły...
- CO TU SIĘ DZIEJE?! Kto jest za to odpowiedzialny? - pytał podenerwowany.
- Ja... - zaczęłam cicho.
- MY! - przerwała mi Francesca - Nie pozwolimy, abyś wyrzucił Angie. Przecież to niesprawiedliwe! Angie jest najlepszą nauczycielką! 
Moje wnętrzności znów podskoczyły mi do gardła.
- Tak, Antonio - wtrącił się Pablo spokojnym tonem. - Nie masz prawa wyrzucić Angie. A jeżeli to zrobisz, my również odchodzimy.  
- T-tak! Od-odchodzimy jeśli zwo-zwolnisz Angie! - dodał Beto.
- Przecież właśnie to... - zaczął Pablo.
- Dobrze, już dobrze! - przerwał mu Antonio. - Proszę, abyście to wszystko posprzątali w wrócili na zajęcia - właściciel studia zwrócił się do uczniów. - A Ciebie Angie proszę do pokoju nauczycielskiego. Andres, oddaj proszę Gregoriowi jego... własność i wracaj na lekcje - zwrócił się jeszcze do rozentuzjazmowanego chłopaka, który wciąż uciekał przed Gregoriem z jego tupecikiem.
Ruszyłam za Antoniem w stronę pokoju nauczycielskiego. Na miejscu oparłam się o blat biurka, gdyż znów opadałam z sił.
- Angie... - zaczął.
- Antonio, ja na prawdę nie chciałam, aby uczniowie organizowali ten... strajk, a nauczyciele odchodzili. A studio... To jest moje życie, Antonio. 
- Wiem, dziecko, wiem. Posłuchaj, może faktycznie podjąłem zbyt pochopną decyzję zwalniając Cię. Jesteś w końcu świetną nauczycielką, a uczniowie, jak widać, uwielbiają Cię - dodał z uśmiechem, po czym westchnął. - Przepraszam Cię. Chciałbym abyś... Znów pracowała w studio. Zgodzisz się?
- Tak, Antonio! Tak, dziękuję! Bardzo dziękuję - mój głos wciąż był słaby, ale za to bardzo radosny. 
- Dobrze, ale na razie wróć do domu i odpocznij, bo nie najlepiej wyglądasz - dodał.
Uściskałam go i wyszłam przed studio. Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco. Wyczerpana pokiwałam potakująco głową. Uczniowie zaczęli bić brawo, a Pablo i Beto uściskali mnie. Mężczyzna w okularach po chwili wszedł do Studia21 wraz z młodzieżą. Zostałam sama ze swoim przyjacielem. 
- Odprowadzę Cię do domu, Angie - zaproponował. 
- Nie, nie trzeba. Dziękuję, ale sobie poradzę - powiedziałam potykając się.
Pablo bez słowa objął mnie w pasie i ruszyliśmy w stronę domu Castillo. Po drodze rozmawialiśmy, śmialiśmy się żartowaliśmy. Cieszyłam się, że znów możemy rozmawiać jak przyjaciele.
- Dziękuję za wszystko, Pablo - powiedziałam, gdy doszliśmy na miejsce.
- Nie ma za co. Przecież wiesz, że dla Ciebie wszystko - uśmiechnął się mężczyzna, a ja znów poczułam, jak tracę siły, jednak odwzajemniłam uśmiech blado.
- Ja będę leciał - stwierdził po chwili. - Do zobaczenia.
- Cześć, Pablo i dziękuję Ci jeszcze raz - odparłam i cmoknęłam go delikatnie w policzek, po czym otworzyłam drzwi domu Castillo i weszłam do środka. Zastałam tam Germana siedzącego na kanapie, z której wstał, gdy tylko mnie zobaczył.
- Angie, jak się czujesz? - spytał troskliwym głosem chwytając moją dłoń.
- W porządku, jestem tylko zmęczona. Nie przejmuj się - wyrwałam się z jego uścisku i odeszłam w stronę mojej sypialni z zamiarem położenia się.
- Angie, zaczekaj - powiedział chwytając moje ramię.
Odwróciłam się. Mężczyzna ukląkł przede mną. To chyba już po raz trzeci... Otworzył pudełeczko z diamentowym pierścionkiem i powoli zapytał:
- Angeles Saramego, czy wyjdziesz za mnie?
_________________________________________
No i jak? :3
Angie się zgodzi, jak myślicie? :D
Dowiecie się tego w jutrzejszym rozdziałe. ;)
Dramatyczne zakończenie. ^^
Enviar saludos cordiales. ♥
J & B