Schowałam Perseusza do kieszeni sukienki i ruszyłam przed siebie. Nie zastanawiałam się specjalnie dokąd idę. Podziwiałam stare budynki i kolorowe witryny sklepów. Przyglądałam się zakochanym, zajadając przy tym kiszoną kapustę. Pary trzymały się za ręce, obejmowały i kroczyły beztrosko uliczkami miasta. Wydawało mi się, że są niemal wszędzie dookoła. Czułam się dziwnie samotna. Bolesna rzeczywistość uderzałam we mnie coraz silniej. Nie miałam rzeczy ani żadnych ubrań, a nawet zarezerwowanego noclegu. Czułam się jak głupia. Poleciałam do Włoch całkiem sama, w dodatku bez bagażu. Przypomniało mi się, co powiedział mi kiedyś jeden z moich szkolnych kolegów:
"Nie możesz być mądra. Jesteś blondynką. Blondynki rodzą się głupie. A ty nie odstajesz od tej reguły". Skrzywiłam się na to wspomnienie. Jednak zaraz potem usłyszałam w głowie inny głos:
"Angeles jest najmądrzejszą dziewczyną jaką znam. A jej pięknych blond loków nie jedna może jej pozazdrościć".
Tak. To powiedział Pablo. Okropnie się wtedy speszyłam. To było zdaje się w pierwszej klasie liceum. Nigdy nie czułam się mądra, a tym bardziej ładna, bez względu na to, kto mnie o tym zapewniał. A Pablo? On zawsze był przy mnie. Mogłam na niego liczyć. A teraz nie ma go tu. Co ja mówię, on nie ma pojęcia, gdzie jestem. Nie wie, jak fatalnie się urządziłam. Szłam dalej, wciąż rozmyślając. Nagle poczułam, jak upadam. Sama nie wiem, czy potknęłam się o jakiś kamień, czy może o własną nogę. Wpadłam prosto na stoisko z tabliczkami, na których widniały przeróżne napisy. Na szczęście upadła tylko jedna z nich. Sięgnęłam po nią i nim zdołałam wstać, ktoś podał mi rękę. Chwyciłam ją bez zastanowienia i uniosłam się z ziemi.
- Nic pani nie jest? - usłyszałam pytanie po hiszpańsku.
- Nie, wszystko gra - odpowiedziałam szybko. Spojrzałam na twarz dżentelmena, który mi pomógł.
- Ge-German?!
- Angie? - wypalił w tej samej chwili, nie odrywając ode mnie wzroku.
Po chwili zorientowałam się, że wciąż trzymam coś w ręku. Spojrzałam na napis na glinianej tabliczce.
- Amore - wyszeptałam podświadomie. Gdy zdałam sobie sprawę, co właśnie powiedziałam na głos, spłonęłam rumieńcem. Oddałam szybko pamiątkę sprzedawczyni.
- German, co Ty tu robisz? - rzuciłam w stronę mężczyzny.
- Co robię? Jak to co robię? Szukam cię.
- Ale po co? Przecież doskonale radzę sobie sama. Jest mi cudownie samej tu, w Weronie.
- Angie, czy Ty siebie słyszysz? Zabrałaś w ogóle jakieś rzeczy? Ale mniejsza o to. Chciałem ci pomóc...
- Pomóc mi? - zadrwiłam. - Nie potrzebuję pomocy, a już szczególnie nie potrzebuję jej od ciebie.
- Ale myślałem...
- Co myślałeś? Że pojawisz się tu nie wiadomo skąd i wszystko będzie jak dawniej? Myślałeś, że tak po prostu o wszystkim zapomnę? Tak myślałeś? Jesteś w błędzie.
- Ale Angie...
- Daj spokój.
Odwróciłam się i puściłam się biegiem w stronę centrum miasta. Znów czułam się sama, zagubiona. To uczucie wróciło. Ale zaraz. Skoro wróciło, musiało na chwilę mnie opuścić. Nie chodziło o Germana. German to temat zamknięty. Ale nie wiem, jak mogłam tak po prostu wyjechać z Buenos Aires. Miałam tam wszystko. Pracę, przyjaciół. Miałam siostrzenicę. Miałam tam swoje życie. Miałam narzeczonego. No właśnie. Miałam. Mój związek z Germanem to przeszłość. Dawno i nieprawda.
Kupiłam po drodze torebkę jabłek, kremową sukienkę w delikatną łączkę i ser dla Perseusza. Udało mi się nawet wynająć jakiś nocleg. Zajęłam niewielki pokoik w jednej z kamienic w środku miasta. Tam usiadłam na kanapie i głęboko westchnęłam. Przez chwilę gapiłam się w ścianę. Po chwili powędrowałam do łazienki, gdzie wzięłam chłodny prysznic, dokładnie umyłam i wysuszyłam włosy, a w końcu przebrałam w się w nową sukienkę.
Nakarmiłam Perseusza i zabrałam się za konsumowanie jabłek. Nim się spostrzegłam na dworze się ściemniło. Pozwoliłam myszce usadowić się na poduszce, podczas gdy sama usiadłam na brzegu łóżka, wyciągnęłam telefon z białymi słuchaweczkami i włączyłam jakąś dołującą piosenkę na cały głośnik. Ciężkie dźwięki i słowa, śpiewane niskim, męskim głosem sprawiały, że przed oczami migały mi najbardziej przykre wspomnienia z przeszłości. Przeszłości, która wydawała mi się tak odległa. Nie mogłam przestać myśleć o nim. Gdy do oczu zaczęły cisnąć mi się łzy, wyszarpnęłam słuchawki z uszu i wyszłam na balkon. Poczułam na twarzy powiew rześkiego, nocnego powietrza. Balkonik był mały, umieszczony wysoko nad miastem, otoczony zardzewiałą poręczą. Oparłam się o nią łokciami i spojrzałam w dół. Werona była pięknie oświetlona. Miasto tętniło życiem, mimo później pory, a gwiazdy zdawały się świecić jaśniej niż zwykle.
Nagle poczułam, jak czyjaś dłoń chwyta moją. Odwróciłam się w tamtą stronę. Stał za mną German. Nie miałam pojęcia, skąd wiedział, gdzie mnie znaleźć. Stał tam i patrzył na mnie, przyciskając jednocześnie moje dłonie do swojej klatki piersiowej. W jednej chwili wszystkie wspomnienia stały się realne.
- German, co ty tu... - zaczęłam, spuszczając głos.
Mężczyzna ujął mój podbródek, zmuszając mnie, abym spojrzała mu w oczy. Następnie przyłożył palec do moich ust i zaczął mówić.
- Angie, przepraszam. Wiem, że cię zraniłem. Ale nie potrafię bez ciebie żyć. Gdy uciekłaś, poleciałem za tobą. Obiecałem sobie, że nie spocznę, póki cię nie odnajdę. Gdy cię zobaczyłem, moje życie nagle znów nabrało sensu. Wiem, że jestem idiotą i nie zasługuję na ciebie. Ale Angeles, kocham cię. Kocham cię, Angie - te ostatnie słowa wyszeptał niemal niesłyszalnie.
Spojrzałam prosto w jego czekoladowe oczy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Sens jego słów powoli zaczął do mnie docierać i wypełniał moje ciało delikatnym ciepłem. German wciąż trzymał moje dłonie przy sobie. Staliśmy tak, nie zwracając uwagi na czas, który jakby stanął w miejscu. Liczyła się tylko ta magiczne chwila, przy nim. Nagle usłyszałam dochodzące z dołu wołanie tłumu.
- Tres, duo, uno.
Po moim ciele przebiegły ciarki. Zaledwie ułamek sekundy później na niebie rozbłysły tysiące różnokolorowych sztucznych ogni. Zabrzmiałam głośna muzyka, rozległy się wiwaty i okrzyki. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jest Sylwester. A raczej był. Jakąś sekundę temu. Właśnie wybiła północ. Ale to straciło znaczenie. German przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
Miłość. Dziwne uczucie. Kilka godzin temu sądziłam, że to tylko źródło cierpień. A teraz? Teraz jest czwarta nad ranem. Teraz jestem w Weronie. Teraz jestem szczęśliwa. Czy jedna osoba jest w stanie zamienić noc w dzień, a smutek w radość w ciągu zaledwie kilku sekund? Bo tylko tyle trwał nasz pocałunek. I tyle wystarczyło. Pogładziłam Perseusza. Zagryzłam wargę, by się nie roześmiać na wspomnienie okrzyku Germana. Cóż mysz nie powinna go gryźć, ale żeby zaraz piszczeć? Moje rozmyślania przerwał ukochany, delikatnie starając się zwrócić na siebie uwagę. Jego dłoń zaczęła błądzić po moich plecach.
- Bo naślę na ciebie Perseusza! - pogroziłam mu żartobliwie.
Mężczyzna opuścił dłoń, a zamiast tego delikatnie mnie pocałował. Przysunęłam się bliżej i odwzajemniłam pocałunek. Przerwał nam jednak dźwięk komórki Germana. Ukochany westchnął.
- German Castillo, słucham.
- Gdzie ty się podziewasz tato?! Wróciłam z sylwestra tak jak kazałeś, a ciebie nie ma! I czego się dowiedziałam?! Że Ramallo i Olga od kilku godzin cię szukają! A obie babcie siedzą jak na szpilkach! Dobrze, że chłopcy o niczym nie wiedzą. Jakby zniknięcie cioci nie było dostatecznym ciosem... Gdzie ty się, u diabła, podziewasz tato?! - Violetta krzyczała dostatecznie głośno, żebym słyszała co mówi. - No pytam! I to mi kazałeś zachować się odpowiedzialnie i wrócić na czas! Merde!
Zachichotałam. Jeszcze nigdy nie słyszałam, aby moja siostrzenica klęła. Musiała być niesamowicie wściekła.
Ona chyba usłyszała mój śmiech, bo nagle zamilkła. German włączył tryb głośnomówiący.
- Zaraz, tato... Jesteś z Angie? - powiedziała powoli.
- Cześć, kochanie. - mruknęłam.
- Tata? Angie? Jesteście... Zaraz czyli... Nieważne, czekam na rodzeństwo. Do zobaczenia w domu - wyjąkała i rozłączyła się zanim któreś z nas zdążyło jej wszystko wytłumaczyć. Ale z drugiej strony... Jak wytłumaczyć komuś, że przez prawie cztery godziny siedzieliśmy bez słowa przyglądając się sobie nawzajem? Przecież to idiotyczne.
"Tak idiotyczne jak gadanie do pomnika z tą różnicą, że teraz jesteś szczęśliwa, a wtedy nie byłaś" - usłyszałam cichy głos w swojej głowie.
- "As many times as I blink, I'll think of you tonight, I'll think of you tonight" - zanucił German.
Uśmiechnęłam się na dźwięk jego głosu. Tak, ta piosenka idealnie pasowała do okoliczności.
- Tak. Wszedłem do gabinetu i zastałem tam anioła w dżinsach. Oglądał zdjęcie i uśmiechał się. Wtedy to cudowne stworzenie odwróciło się i spojrzało na mnie przerażone - mężczyzna uśmiechnął się i pogładził mój policzek.
- Zapomniałeś dodać, że wziąłeś mnie za guwernantkę - zachichotałam.
German zaśmiał się i przytulił mnie do siebie. W tej chwili nie wiadomo skąd pojawił się Perseusz, który kilka sekund później był już za koszulą Germana. Mężczyzna zaczął się trząść. Nagle wstał i począł skakać w kółko po pokoju. W normalnych okolicznościach wybuchnęłabym śmiechem, ale było po czwartej nad ranem, jego dzikie okrzyki powodowały niebywały hałas, a inni lokatorzy w każdej chwili mogli wezwać policję. Podeszłam do ukochanego i zatkałam mu usta dłonią. Następnie drugą ręką zaczęłam dość nieudolnie odpinać guziki jego koszuli. Gdy w była całkowicie rozpięta myszka wyskoczyła na łóżko i usadowiła się na poduszce. German zrobił smutną minę i wskazał na niewielkie zaczerwienienie w w okolicy obojczyku. Najwyraźniej Perseusz potraktował go swoimi ostrymi ząbkami. Podeszłam do niego i pocałowałam go we wskazane miejsce.
- Już lepiej? - zachichotałam.
- Tak, o wiele - odparł uśmiechając się do mnie łobuzersko.
Niestety w tej chwili rozległo się głośne pukanie do drzwi i chwilę później w pokoju pojawił się mężczyzna w średnim wieku, w którym rozpoznałam właściciela mieszkania oraz jakaś starsza pani w staromodnym szlafroku w kratę, trzymająca w ręku patelnię.
- Co wy sobie wyobrażacie?! Ubrałbyś się młodzieńcze! Niektórzy próbują spać, a wy odstawiacie tu jakieś nie wiadomo co i zakłócacie mój spokój! - awanturowała się kobieta.
- Spokojnie, proszę pani - odezwał się właściciel. - Otrzymałem wiadomość, że nie przestrzegają państwo reguł ciszy nocnej.
- Przecież my tylko... To ten mały diabeł... - wtrącił się German.
- Proszę, żeby państwo spakowali swoje rzeczy i opuścili ten pokój w trybie natychmiastowym.
- Ale... Teraz? Jest czwarta rano... - zaczęłam.
- Natychmiast!
Spakować swoje rzeczy. Uśmiechnęłam się ponuro na te słowa. Przecież prawie nic nie mamy. German sprzątnął swój plecak z łóżka, podał mi moją torebkę i Perseusza.
***
- No chodź - German wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją i zostałam wciągnięta na dach jakiegoś budynku.
- Chyba naprawdę oszalałeś.
- Być może.
Mężczyzna przytulił mnie do siebie. Spojrzałam w dół. Moim oczom ukazał się magiczny widok. Miliony różnokolorowych światełek tworzyły swego rodzaju mozaikę. Wtuliłam się w tors Germana, który zaczął bawić się moimi włosami. Jego wargi co chwilę lądowały na moich policzkach oraz napotykały moje usta. To była taka magiczna chwila. Po raz pierwszy od kilku dni czułam, się szczęśliwa. Odzyskałam go...
I oto jest.
Germangie wróciło :D
Co sądzicie? Czekacie na jutro?