sobota, 29 marca 2014

Rozdział 92

Rozdział 92.

Obudziłam się z samego rana i odkryłam, że leżę na kanapie. Obok mnie chrapał Julio, z głową na kanapie i resztą ciała na podłodze. Zaśmiałam się w duchu. Wyglądał przekomicznie. Zrzuciwszy z siebie koc, klepnęłam mężczyznę w brzuch, w celu obudzenia go, a następnie pomaszerowałam do łazienki. Na miejscu wzięłam ciepłą kąpiel, uporczywie starając się przypomnieć sobie, jak to się stało, że usnęłam na kanapie. Jednak na próżno. Następnie udałam się do swojego pokoju, aby się ubrać. Stanęłam w samej bieliźnie przed szafą i zaczęłam zastanawiać się, co włożyć. Nie miałam ochoty na kwieciste bluzki, czy kolorowe sukienki. Przypominały mi o Germanie i etapie, który chciałam zakończyć. Który był już jedynie przeszłością, o której musiałam zapomnieć.

- Angie, chodź na śniadanie! - do pokoju wpadł Julio. Zilustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się zawadiacko.
- Nikt cię nie nauczył, że się puka?! - warknęłam, krzyżując ręce na piersi. Z jakiegoś powodu mój głos brzmiał nieco piskliwiej niż zazwyczaj. Odchrząknęłam.
- Gdzież moje maniery? Przepraszam - zaśmiał się. - Jeżeli nie wiesz, w co się ubrać, doradzę ci, że najlepiej będziesz wyglądać w... w tym - wskazał na czarny top z białym nadrukiem, przedstawiającym jakąś abstrakcje. Nie miałam go na sobie całe wieki.
Spojrzałam na Julia z kamienną twarzą. On natychmiast odczytał moje intencje i mrugając do mnie, ulotnił się z sypialni. Przyjrzałam się bliżej czarnej bluzce. Po krótkim namyśle narzuciłam ją na siebie, dobierając do tego czarne rurki. To zdecydowanie nie był mój styl, ale nie wyglądałam najgorzej. Związałam włosy w kitkę i udałam się do kuchni. Na mój widok Julio zacmokał.
- Miałem rację. Wyglądasz genialnie! Siadaj, zrobiłem śniadanie.
Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam przy stole.
- Nie musiałeś... - zaczęłam.
- Przynajmniej tak mogę ci się odwdzięczyć - powiedział, nakładając mi na talerz twarożku i jajecznicy z pomidorami i nalewając kawy zbożowej do białej filiżanki.
Posiłek był wyśmienity. W głębi duszy byłam mu wdzięczna, że wyręczył mnie w jego przygotowaniu. Cóż, moje zdolności kulinarne niestety nie były na zbyt wysokim poziomie. Po skończonym posiłku, Julio oznajmił:
- Muszę już iść.
- Do pracy? - spytałam niepewnie.
- Można tak powiedzieć - mruknął.
- Jasne. Mam przygotować bandaże? 
Julio zaśmiał się i opuścił moje mieszkanie, uprzednio całując mnie w policzek. Chwilę jeszcze wpatrywałam się w drzwi, za którymi zniknął, aż wreszcie otrząsnęłam się i postanowiłam zabrać się za porządki w mieszkaniu. Włączyłam muzykę z odtwarzacza i niczym Olga tańczyłam po domu z odkurzaczem i ścierką do kurzu. 

Wieczorem rozległ się dzwonek, a w drzwiach znów stanął Julio. Ku mojemu zdumieniu, wyglądał zupełnie normalnie. Ani śladu pobicia.

- Masz nadzieję, że znowu cię przenocuję? - skrzyżowałam ręce i spojrzałam na nieco, uśmiechając się lekko.
- Niezupełnie. Znaczy tak, to też, ale nie. 
Wyciągnął z zza pleców kask motorowy i podał mi go. Spojrzałam na niego zdumiona.
- Zabieram cię na przejażdżkę. No chodź.
Wyszliśmy przed budynek. Zaparkowany był tam duży, czarny motor. Julio uśmiechnął się do mnie i podszedł do niego. 
- Jeśli myślisz, że wsiądę na to narzędzie diabła... A po za tym, jesteś taki wprawiony w kradzieżach samochodów, mogłeś sobie zwinąć jakieś porche...
- Po pierwsze motory są o wiele bardziej macho, a po drugie - jasne, że wsiądziesz. 
Po tych słowach włożył sobie kask na głowę, a następnie podszedł do mnie, chwycił mnie w pasie i posadził na motorze. Wyrywałam się i wierzgałam nogami, jednak na próżno.
- Angeles, nie panikuj. Będzie fajnie.
- Oho - mruknęłam. - Jeżeli się zabijemy, to będzie na ciebie.
Rozwiązałam włosy i założyłam kask. Julio zapalił silnik, który zaczął warczeć. Kurczowo uczepiłam się jego pleców i zamknęłam oczy. Motor ruszył. Poczułam na sobie pęd powietrza. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Angeles, spokojnie! Wyluzuj się! - krzyknął Julio.
Wzięłam głęboki oddech i uchyliłam powieki. Prędkość była przerażająca, ale zaczęło mi się nawet to podobać. Wciąż kurczowo trzymałam się przyjaciela. Wyjechaliśmy na dość ruchliwą ulicę. Z zawrotną szybkością wymijaliśmy trąbiące samochody. Z każdą chwilą ta jazda wydawała mi się przyjemniejszą. Wydawałam z siebie głośny okrzyk. Mężczyzna zaczął się śmiać. 
Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś barem szybkiej obsługi. Julio zeskoczył z motoru, zdjął swój kask, a następnie uwolnił i mnie od niego. 
- I jak ci się podobało? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
Rzuciłam mu się na szyję i uścisnęłam go. Szybko jednak się odsunęłam. 
- To było niesamowite! Dawno się tak dobrze nie bawiłam!
- Trzymaj się mnie, a będzie tak częściej.
- Podoba mi się to - uśmiechnęłam się. 
Nagle poczułam, że robi mi się zimno. Nie wzięłam z domu żadnej bluzy, a wieczór robił się coraz chłodniejszy. Wzdrygnęłam się. Julio, jakby czytając mi w myślach, zdjął z siebie swoją czarną kurtkę ze ćwiekami i narzucił mi ją na ramiona.
- Dziękuję. A ty nie zmarzniesz? - spytałam niepewnie.
- O mnie się nie martw, Angeles. Zaczekaj tutaj. Kupię nam coś do picia.
Przytaknęłam i oparłam się o motor, czekając aż mój kolega wróci. Przejechałam sobie dłonią po włosach, które całkiem rozczochrały się, będąc pod kaskiem.
- Ktoś umarł, Angie? - dobiegł mnie znajomy głos. 
Odwróciłam się i ku mojemu zdumieniu, ujrzałam Germana, który zilustrował wzrokiem mnie i mój czarny strój.
- Nie. A ty co? Bierzesz udział w konkursie na największego sztywniaka w Buenos Aires? Bądź na tyle uprzejmy, daj mi spokój i zajmij się własnym życiem.
- Jak sobie chcesz, ale pamiętaj, że z tym typem daleko nie zajdziesz - powiedział i odszedł.
- Jesteś zazdrosny i tyle! - krzyknęłam za oddalającym się szwagrem. Nawet nie raczył się odwrócić. Westchnęłam. Po chwili zjawił się Julio z dwoma plastikowymi kubkami, wyposażonymi w kolorowe słomki. Podał mi jeden. Napiłam się troszeczkę. 
- Skąd wiesz, że uwielbiam czekoladowego shake'a? - spytałam zaskoczona tego dnia po raz kolejny.
- Nie wiem. Po prostu sam go lubię. Popatrz, Angeles, tyle nas łączy.
Po tych słowach uderzył swoim kubkiem o mój i powiedział:
- Nasze zdrowie.
- Nasze zdrowie - powtórzyłam i pociągnęłam przez słomkę.

Następne kilka godzin spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy. Chociaż się tego nie spodziewałam, jazda na motorze niesamowicie przypadła mi do gustu. Gdy wreszcie dojechaliśmy z powrotem pod kamienicę, w której obecnie mieszkałam, była trzecia nad ranem. Zeskoczyłam z motoru i poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Chwyciłam się ramienia Julia, który zbliżył swoją twarz do mojej i uśmiechnął się. 

Zabezpieczywszy motor, weszliśmy do budynku. Czekały nas jeszcze dwa piętra schodów do pokonania, a moje nogi miały już serdecznie dosyć. Po kilku schodkach zachwiałam się niebezpiecznie.
- Czyżby księżniczka potrzebowała wsparcia? - zaśmiał się mój towarzysz.
- Bardzo śmieszne. Nie rozumiem jak ty możesz chodzić po...
Nie dokończyłam, gdyż mężczyzna zwyczajnie podniósł mnie, przerzucił przez ramię i ruszył dalej, jak gdybym ważyła co najwyżej pięć kilo. Zaczęłam się miotać i wołać, aby mnie puścił - nie uśmiechało mi się spadanie ze schodów. On tylko zachichotał, nie zatrzymując się. Nie pomagały ani krzyki, ani wyzwiska, ani piski. Zamiast spełnić swoją rolę wyciągnęły wilka z lasu. Zza drzwi wychynął mój "ulubiony sąsiad", stary Brytyjczyk, Benedict Growler. Zmrużył oczy, przez co jego twarz pomarszczyła się jeszcze bardziej, i obrzucił mnie nieprzychylnym spojrzeniem.
- Co to za wygłupy?! Inszy, porządni obywatele usiłują spać! Nie dość, że słucha pani głośno ryczenia, zwanego muzyką, nie dość, że sama pani maltretuje gitarę i zdziera gardło, to musi pani jeszcze drzeć się na klatce - wycharczał sepleniąc lekko. - A teraz jeszcze sprowadza pani na noc jakiś typków.
Mówiąc to, postukiwał laską, jak gdyby chcąc podkreślić powagę swych słów. W jego szaroniebieskich oczach lśniła czysta nienawiść. Pomimo naszej wzajemnej niechęci, musiałam mu przyznać częściową rację. Zachowywaliśmy się jak dzieci.
- Przepra... - zaczęłam.
- A w moim wieku nie tak łatwo zasnąć! Ale ty, jak sądzę, też nie sypiasz po nocach... - złośliwe spojrzenie, którym obrzucił Julio mówiło wszystko.
Otworzyłam usta, ale nie przyszła mi do głowy żadna wiarygodna, rozsądna i bystra odpowiedź. Benedict wykrzywił twarz w grymasie i wrócił do siebie trzaskając drzwiami. Spojrzałam na motocyklistę. On uśmiechał się głupkowato. Szturchnęłam go i otworzyłam drzwi do domu.

Leżeliśmy w salonie oglądając jakiś zwariowany serial o grupie psychopatów, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Julio spojrzał na mnie zdumiony. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do drzwi, starając się poprawić rozwichrzoną fryzurę. Uchyliłam je, spodziewając się kolejnej porcji uwag od mojego kochanego sąsiada. Ale to nie był on. Na korytarzu stał Javier.
- Hej, Angie. Już się bałem, że źle trafiłem - mruknął i bezceremonialnie wparował do środka.
Rzuciłam krótkie spojrzenie Julio, który czym prędzej założył koszulę.
- Cześć, młody! - zawołał do chłopca.
- Jesteś nowym chłopakiem Angie? - Javier jak zwykle był bezpośredni.
- Owszem - odparł motocyklista, mrugając do mnie.
- Co ty tak w ogóle tu robisz? Ktoś wie, że tu jesteś? - zapytałam.
- Nawiałem. Bez ciebie było nudno, a stara nietoperzyca ciągle się czepiała. No to jestem. Chyba mnie nie wyrzucisz, co? - wyszczerzył zęby. - Jak dotarłem zadzwoniłem do wujka. Powiedział, że mogę tu pobyć na jakiś czas, jeśli wyrazisz zgodę. A nie masz nic przeciwko, nie? Stwierdził, iż tak przynajmniej będzie wiedział gdzie jestem.
- Nie, oczywiście, możesz tu pomieszkać.
- Bomba! - zawołał, łapiąc pilot i zmieniając kanał na kreskówki. I tak nie dowiemy się co się stało z Bellą...
Westchnęłam i poszłam zrobić nam kakao. Gdy wróciłam, obaj moi "współlokatorzy" byli pogrążeni w rozmowie. Dyskutowali o motocyklach.
- Ekhm... Julio, czy nie powinieneś już iść? - zapytałam niewinnie.
- Nieee! On musi zostać! Zna się na wszystkim! I ma własny motocykl! - zawołał maluch z niemal nabożną czcią.
- Ale... W domu jest tylko jedno łóżko i rozkładana kanapa. Nie zmieścimy się - zaprotestowałam.
- Trudno, Angeles. Będziesz musiała spać z którymś z nas - powiedział Julio, parskając śmiechem.
- Widzisz, Angie? A ja zostanę z telewi... Na kanapie - dodał chłopiec i przybił piątkę swojemu nowemu przyjacielowi.
Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami. Następnie usiadłam pomiędzy nimi, przejęłam pilot i ignorując obustronne protesty, przełączyłam z powrotem na serial.

Za niecałą godzinę odcinek serialu dobiegł końca, natomiast Javier chrapał już w najlepsze z główką na moich kolanach. Delikatnie uniosłam się z kanapy, a Julio okrył malca kocem. Przeczesałam włosy ręką i udałam się do łazienki. Umywszy zęby i przebrawszy się w piżamę, powędrowałam do sypialni. Na moim łóżku rozłożył się Julio, nonszalancko wpatrując się w sufit, w na wpół rozpiętej koszuli. Gdy zdał sobie sprawę, z mojej obecności zaszczycił mnie spojrzeniem i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Skrzyżowałam ręce na piersi, domagając się wyjaśnień w trybie nał. Julio wciąż uśmiechał się głupkowato, spoglądając na mnie wyczekująco.
- Nie sądzisz, że już czas się położyć, Angeles? - spytał, ziewając. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Milczałam. - No, Angeles - zagwizdał. - Gdyby można było zabijać wzrokiem, byłbym już martwy.
Po kilku chwilach Julio stracił cierpliwość, uświadomiwszy sobie, że jestem w stanie stać nad nim jak słup soli aż do rana. Postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. Dosłownie. Dźwignął się z łóżka i już po chwili trzymał mnie w objęciach. Chciałam krzyczeć, jednak bałam się obudzić Javiera. Udało mi się dobyć małego, białego jaśka, który leżał na łóżku i zdzielić nim Julia po twarzy. Mężczyzna się zaśmiał. Najwyraźniej wciąż nie miał zamiaru mnie puścić, lecz nie dawałam za wygraną. Zadałam mu kolejny cios. Tym razem zachwiał się i razem opadliśmy na łóżko. Zaczęłam się śmiać.
- Więc niby jesteś moim nowym chłopakiem?
- Skąd tak daleko idące wnioski, Angeles? - spytał, wpatrując się we mnie.
Wciąż obejmował mnie w pasie. Natomiast ja trzymałam przy piersi niewielką, białą poduszkę. Tylko ona dzieliła mnie z torsem Julia. Znajdowaliśmy się więc w dość komicznej pozycji.
- No cóż, może stąd, że powiedziałeś o tym Javierowi?
- Oj, Angeles, czy ty wszystko musisz traktować tak śmiertelnie poważnie?
- Nie. Wcale nie muszę - uśmiechnęłam się.
Po tych słowach pozbyłam się dzielącej nas poduszki i przysunąwszy się do mężczyzny, delikatnie go pocałowałam. Julio odwzajemnił pocałunek i przejechał dłonią po moich lokach. Oderwałam swoje usta od jego, rozgrzanych warg i spojrzałam mu prosto w oczy.
- A więc w końcu się rozumiemy - szepnął i przytulił mnie do siebie. Pogłaskałam go po klatce piersiowej, a następnie zacisnęłam dłonie wokół jego karku i zaśmiałam się.
Po chwili przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć w sen w ramionach Julia.
_______________________________________
No także tego. XD
Julangie trwa w najlepsze. Na Germangie sobie jeszcze poczekacie... :)
Czekamy na Wasze życzenia, prośby, groźby. Komentujcie!
Enviamos los saludos grandes. ♥
J & B

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 91

Rozdział 91.

Droga Angeles!
Po pierwsze wiedz, że chcę Cię przeprosić. Wiem, że popełniłem błąd. Naiwnie liczyłem, iż będę miał u Ciebie czyste konto, nasza znajomość zacznie się od nowa... Sam nie wiem, co sobie ubzdurałem. Musisz jednak wiedzieć, że nie kłamałem. Naprawdę zerwałem z nałogiem i z pomocą psychologa odbiłem się od dna. Ale zacznę od początku.
Wkrótce po pierwszym spotkaniu, złapała mnie policja. Miałem rozprawę w sądzie, ale skończyło się na pracach społecznych i wyroku w zawieszeniu. Dodatkowo przeszedłem obowiązkową terapię z doktorem Fidelem. Rozpocząłem nowe życie, pozbawione wszelkich używek. Otworzyłem niewielki gabinet stomatologiczny, zacząłem pracować w schronisku... Pewnego dnia, gdy szedłem na cotygodniową wizytę u psychologa, zobaczyłem jak wychodzisz z jego przychodni. Rozpoznałem Cię od razu. Na Twojej twarzy była taka zaciętość, wściekłość. Patrzyłem jak wiatr rozwiewa Ci włosy. Chciałem podejść, opowiedzieć wszystko, aby dostać Twoje przebaczenie, ale wygrał lęk. 
Kilka dni temu spotkaliśmy się w poczekalni. Zaczęłaś rozmowę. Naprawdę chciałem się ujawnić! Ale... Zbyt zależało mi na rozmowie z Tobą. Wiem, że masz narzeczonego. Nie chciałem zniszczyć Waszego związku, jedyne czego pragnąłem to rozmowy z Tobą. 
Zdaje sobie sprawę z Twojej opinii o mnie. Ma solidne podstawy. Jednak proszę, uwierz, zmieniłem się. 
Luis           

Słowa. Tak łatwo je napisać, wypowiedzieć. Czytałam list i kolejny raz nie wiedziałam, co o nim myśleć. Chciałam, aby to była prawda. Ale jednocześnie jakaś część mnie protestowała, twierdząc, że ludzie się nie zmieniają. 
"A German?" - zapytałam sama siebie. Westchnęłam i odłożyłam papier do szuflady. Zegar wskazywał już drugą, a ja wciąż nie byłam śpiąca. Przeczesałam włosy palcami i zeszłam na dół.

Pogrążony w ciszy, ciemny dom zdawał się być siedliskiem niespełnionych marzeń i martwych snów. Zbliżyłam się do kuchni, gdy nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Zabrzmiał niemal jak wystrzał z armaty. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Czoło pokrył pot. Najciszej jak umiałam wyjęłam ze schowka miotłę Olgi i weszłam do kuchni. Pogrążona w cieniu postać była wysoka. Nieznajomy zaklął po cichu. Przerażona do granic możliwości włączyłam światło, trzymając w pogotowiu prowizoryczną broń. 
- Julio! - pisnęłam na jego widok.
Mężczyzna wyglądał okropnie, ledwie słaniał się na nogach. Miał podbite oko i rozcięty policzek. Z nosa płynęła mu krew, a skórę na dłoniach miał pozdzieraną. Koszula była w kilku miejscach rozdarta. 
- Witaj, Angeles - szepnął, próbując się uśmiechnąć. Zaraz jednak skrzywił się z bólu. - Wybacz najście. Przyszedłem tylko na chwilkę, zaraz się ulotnię, chyba, że poprosisz, bym został.
- Julio, co ty tu robisz? Co ci się stało? Dlaczego...? - wyrzuciłam jednym tchem.
- Ach, zapomniałem, że wyglądam... Niewyjściowo. Powiedzmy, że mój przełożony nie był zadowolony z moich ostatnich wyników pracy - wycharczał, siadając na krześle.
Bez słowa podeszłam do jednej z szafek i wyjęłam wodę utlenioną, bandaże i plastry. Następnie usiadłam koło mężczyzny i zaczęłam opatrywać jego rany. Na widok krwi zrobiło mi się słabo, ale musiałam się przemóc. Nie mogłam zostawić go bez pomocy. Nawet jeśli był złodziejem. Delikatnie zaczęłam przeczyszczać czerwoną pręgę przebiegającą przez policzek mężczyzny. Drugą ręką przytrzymałam jego głowę.
- No, Angeles, wreszcie się rozumiemy! - mruknął zbliżając swoją twarz do mojej.
Szybko zrobiłam unik.
- Mogę cię stąd wyrzucić lub opatrzyć i wyrzucić. Ty wybierasz. - rzuciłam, bandażując mu szybko dłoń.
- Skoro tak, to wolę żebyś się najpierw mną zajęła, skarbie...
Przyjęłam jego uwagę bez słowa. Nagle dostrzegłam podłużną ranę, która ciągnęła się wzdłuż jego ramienia i kończyła się pod podartą koszulą. Wzdrygnęłam się na widok kolejnej porcji krwi.
- Zdejmij koszulę - rozkazałam.
- Nie tak ostro, Angeles - zaśmiał się i wykonał polecenie. 
Zgromiłam go wzrokiem i szybko oczyściłam ranę. 
- Już. Możesz iść - mruknęłam.
Julio wstał i zachwiał się. Szybko złapałam go i podtrzymałam. 
- Pięknie, Angie, pięknie - usłyszałam głos Germana za sobą. - Wymykasz się w nocy do kuchni, żeby się spotkać z jakimś zabijaką. 
- To ja już znikam - szepnął szybko Julio, cmokając mnie w policzek i wciąż się chwiejąc, wyszedł.
- German, to nie tak... On był ranny, chciałam mu tylko pomóc. 
- Oczywiście. Dlatego stał bez koszuli, a ty go ściskałaś! To zupełnie normalne, że tak się pomaga ludziom! - warknął pan domu.
- Och, czemu ty nigdy mi nie wierzysz! Nie widziałeś?! Ledwie szedł! 
- Tak jak wielu pobitych opryszków. Nadal nie widzę powodu, by spraszać ich do domu! Albo co gorsza pomagać im, gdy się wproszą!
- To co, miałam go tak po prostu wyrzucić, tak?!
- Tak! I dlaczego on cię cmoknął, co? Myślisz, że jestem głupi?!
- Tak, tak właśnie myślę! - krzyknęłam i rzuciłam mu w twarz pierścionkiem zaręczynowym. - Jeśli ty wciąż mi nie ufasz, to nasz związek jest bezsensu!
- Wczoraj sama mi powiedziałaś w ilu sprawach kłamałaś! Więc jak widać moja nieufność jest uzasadniona!
- Oczywiście! Tak samo uzasadniona jak okłamywanie Violetty przez dwanaście lat!
- Jej w to nie mieszaj! 
Nie odpowiedziałam. Poszłam na górę i czym prędzej się spakowałam. Następnie targając walizę wyszłam z domu. 

Na zewnątrz owionął mnie chłodny wiatr. Nie zwracałam jednak uwagi na temperaturę. W mojej głowie kotłowały się setki myśli. Złapałam taksówkę, która podwiozła mnie na ulice, gdzie dawniej mieszkałam. Obecnie moje mieszkanie stało puste. Szybko wtargałam bagaż na poddasze, gdzie mieściło się ów lokum. Meble pokryte były grubą warstwą kurzu, a powietrze zatęchłe. Otworzyłam okno i zaczęłam sprzątać. Gdy skończyłam, do pokoju wkradały się pierwsze promienie słońca. Ale złość nadal pulsowała mi w głowie. Włożyłam do odtwarzacza pierwszą lepszą płytę, aby zagłuszyć irytującą ciszę. Usiadłam na łóżku i starałam się wsłuchać w melodię.
- "She never slows down. She doesn't know why but she knows that when she's all alone, feels like its all coming down. She won't turn around..." - rozległo się się z głośników. 
Przymknęłam oczy, rozkoszując się otaczającymi mnie powoli dźwiękami. Wyłączyłam telefon, który zaczął sygnalizować, iż ktoś do mnie dzwoni. "To już nie pierwszy raz, kiedy się kłócimy" - pomyślałam. - "Czy taki związek ma szansę przetrwać?" 

Niespodziewanie rozległo się stukanie do drzwi. Otworzyłam powoli oczy, zastanawiając się, dlaczego koło mnie nie ma Germana. Rzeczywistość była jak skała, o którą rozbił się mój okręt nieświadomości. Kłótnie, wyprowadzka... Stukanie powtórzyło się, więc wstałam, podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez judasza. 

- Angie, wiem, że tam jesteś. Proszę, otwórz - rozległ się zdecydowany, męski głos.
- Dlaczego miałabym cię wpuścić, Julio? Powiedz, dlaczego? - odpowiedziałam, nie mogąc powstrzymać fali goryczy. 
Zapadła cisza, w trakcie której uzmysłowiłam sobie, że dalej jestem w piżamie, w której wieczorem opuściłam willę Castillo. Normal.
- Ponieważ chcesz z kimś porozmawiać - usłyszałam po chwili. - I nie odejdę, a pamiętaj, że jestem uparty.
Uniosłam lekko kąciki ust. Westchnęłam i ze świadomością, iż postępuję wbrew rozsądkowi, otworzyłam drzwi. Julio wyglądał nieco lepiej, choć nadal żałośnie. W ręce trzymał bukiet żółtych tulipanów. Na twarzy widniał nieodłączny, bezczelny uśmieszek.
- To w ramach podziękowania - powiedział, wręczając mi kwiaty. 
- Dziękuję, ale ja... Czy mogę mieć pewność, że nic stąd nie zniknie, jeśli pójdę się przebrać? - zapytałam na wpół żartobliwie.
- Jeśli nie masz tu samochodu, to tak - odparł beztroskim tonem i rozsiadł się na kanapie. 
Przewróciłam oczami i poszłam ubrać się w coś przyzwoitego. Postanowiłam odstawić na razie bluzki w kwiaty, tak często komplementowane przez mojego byłego narzeczonego i założyć zwykły czarny t-shirt i ciemne dżinsy. Włosy upięłam w kucyk. Tak wyszykowana wróciłam do pokoju, w którym Julio właśnie wyjadał mi moje nędzne zapasy żywności. 
- Wyglądasz cudownie! - zawołał na mój widok. 
Roześmiałam się i usiadłam obok niego.
- Zostawiłeś mi chodź trochę tostów? 
Podsunął mi pod nos talerz. Nieufnie wzięłam przygotowany przez niego posiłek. Delikatnie ugryzłam kawałek i zdumiona stwierdziłam, że nigdy nie jadłam tak doskonałych tostów. Nawet Olga nie potrafiła ich tak idealnie przygotować. 
- Dlaczego już nie mieszkasz ze swoim... Nieco nerwowym narzeczonym? Czyżbyś wreszcie zaczęła doceniać mój urok? - zapytał nagle mężczyzna.
Szturchnęłam go lekko.
- Po prostu sytuacja się zmieniła. Lepiej opowiedz skąd pomysł na tak... ciekawy zawód jak złodziej samochodów - odpowiedziałam, uśmiechając się.
Przez twarz Julio przebiegł cień, gdy o tym wspomniałam. A może mi się zdawało?
- Och, po prostu wykorzystałem swój talent w tym kierunku, słońce - mruknął, obejmując mnie ramieniem. 
Szybko strąciłam rękę.
- Czy nie powinieneś już iść? Auta się same nie ukradną - rzuciłam.
- Skoro nalegasz... Ale pamiętaj, przede mną nie uciekniesz, Angeles - zaśmiał się i cmoknął mnie w dłoń w eleganckim geście. Minutę później już go nie było. 
Westchnęłam i kopniakiem włączyłam radio, chcąc zagłuszyć myśli, które wróciły po wyjściu Julio. Myśli o Germanie.
- "Out across the endless sea I would die in ecstasy. But I'll be a bag of bones, driving down the road alone. My heart is drenched in wine, but you'll be on my mind forever..."
Muzyka była dla mnie jak narkotyk. Cokolwiek robiłam, potrzebowałam jej. Stare, zakurzone płyty leżące w kącie, trzeszczący odtwarzacz... Nic wielkiego, a czyniło mnie bogatszą od wszystkich królowych świata. Usiadłam na kanapie i mimowolnie powędrowałam dłonią do bukietu tulipanów. Na chwilę wszystko zniknęło.

Sięgnęłam po telefon, ale ten nie wyświetlił żadnych nieodebranych połączeń. Fala goryczy ścisnęła mnie za gardło. Muzyka zdawała się walczyć z szarym smutkiem. Niemal słyszałam szczęk zderzających się mieczy i widziałam strugi krwi. Na samą myśl poczułam jak robi mi się niedobrze. Szybko pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam. Raz, drugi... Nie wiadomo kiedy, z oczy zaczęły mi płynąc łzy. Najgorsze myśli, niczym zbudzone do życia węże powstały, by mnie ukąsić. Zaczęłam się trząść. Usiadłam na zimnej, wyłożonej kafelkami podłodze. Tłumiony żal znalazł ujście. Ból był jedyną rzeczą, którą czułam. Płacz zmienił się w spazmatyczne szlochy. Ja go naprawdę kochałam. Tęskniłam za jego dotykiem. German był moim światem. A teraz... Zagryzłam wargi, starając się nad sobą zapanować. W ustach poczułam słodki smak krwi... Kropla kapnęła na podłogę. W jednej chwili ogarnęła mnie ciemność.


Ocknęłam się cała przemarznięta. Podpierając się o brzeg wanny, wstałam. Posprzątałam pomieszczenie, wzięłam prysznic. Cały czas trzęsłam się z zimna. Założyłam więc grubą polarową bluzę, owinęłam się kocem i tak wystrojona, podeszłam do lodówki. Głód gwałtownie dał o sobie znać. W środku, ku mojemu zdumieniu, znalazłam całe tony żywności, a koło żółtego sera leżała niewielka karteczka.



Myślisz, że dało się zrobić tosty
z tym co miałaś w lodówce, Angeles?
Zrobiłem Ci małe zakupy, skarbie.
Jutro też wpadnę. Twój uniżony sługa,
Julio.

Uśmiechnęłam się, wpatrując się w nieco kanciaste pismo, męczona sprzecznymi myślami. Pobiłam go, wydałam policji, a on odwdzięczał mi się za jedno opatrzenie. Westchnęłam i szybko zrobiłam sobie jajecznice. Cóż, nie była idealna. W sumie nie wiem jakim cudem ją zjadłam, była okropna. Nagle niczym piorun uderzyła mnie jedna myśl: "Skąd Julio miał mój adres?!". Zastanawiałam się nad tym przez chwilę, ale dałam sobie spokój. W życiu musi być przecież miejsce na odrobinę tajemniczości.

Krople deszczu uderzały o szybę z cichym stukotem. "Deszcz to łzy niebo, które smuci się razem z nami." - Powtarzał mi zawsze tata. Na telefonie pojawiła się pierwsza wiadomość - od Violetty. Pytała czy przyjdę na kolację. Nie odpowiedziałam. Siedziałam przy stole w niemal idealnych ciemnościach. Jedynym źródłem światła był płomień świecy, stojącej przede mną. Ot jedna z wad mieszkania w starej kamienicy - awarie transformatora. Wbrew pozorom nie czułam się wcale przygnębiona. Jedynie trochę się martwiłam o Violę, Olgę, Ramallo, chłopców, Germana i co najdziwniejsze, o Julio. O ile byłam pewna, że wszyscy są bezpieczni w ciepłym domu, o tyle złodziej mógł gdzieś właśnie moknąć... Pobity... W kałuży krwi... 

"Cholera, co jest ze mną nie tak?" - pomyślałam. - "Angie, w ciągu dwóch dni czytałaś list od rzekomo byłego dilera, ratowałaś złodzieja, miałaś narzeczonego, z którym zerwałaś, potem znów spotkałaś się z Juliem, o którego teraz się martwisz." Westchnęłam, po czym wstałam, ubrałam płaszcz i wyszłam na zewnątrz. 

Przemierzałam szare ulice z pewną nostalgią. Na każdym kroku coś budziło we mnie wspomnienia. Minęłam jednak dzielnie otoczony wodną kurtyną, gmach opery i ruszyłam w stronę niestrzeżonego parkingu. Był to jeden z największych tego typu obiektów w mieście. Z daleka dostrzegłam wystające zza srebrnego volvo irokezy. Ominęłam tamtą część parkingu szerokim łukiem i ruszyłam dalej. Spacerowałam tak od kilkudziesięciu minut, byłam przemoknięta. Już miałam się poddać, gdy usłyszałam rozmowę.

- Miało być czarne porche, a nie granatowa toyota. Znowu nawaliłeś! Chyba nie wyraziłem się ostatnio wystarczająco jasno. Robisz co każę albo... Za późno, żeby się wycofać. A może chcesz, aby twojej laleczce coś się stało, co? - powiedział ktoś basem. 
Kilka uderzeń i cichy jęk.
- Pytałem o coś, pięknisiu. Chcesz, żeby twoja lala miała... Dajmy na to... nieszczęśliwy wypadek? 
- Nie waż się... - wycharczał bity.
- To wiesz, co robić. Zasada jest prosta. No me toques los cojones.
Znowu wybrzmiała seria ciosów. Potem zapadła cisza. Ostrożnie wychyliłam się zza ciemnego forda. Mężczyźni znikli. Została tylko skulona postać na asfalcie. Zbliżyłam się i rozpoznałam Julio. Wyglądał jeszcze gorzej, niż gdy ostatnio go zaatakowali. Pomimo to, uśmiechnął się na mój widok.
- Cześć, Angeles. Przyszłaś mi pomóc w pracy? - wychrypiał.
- Co... Dlaczego oni...? - wyrzuciłam.
- Chyba sama słyszałaś. Nie to auto.
Zmarszczyłam brwi i pomogłam mężczyźnie wstać. Zachwiał się niebezpiecznie. Bez słowa podparłam go i powoli ruszyliśmy do mojego mieszkania. Na miejsce dotarliśmy jakieś dziesięć minut później. Kazałam mu usiąść w kuchni i zaczęłam szukać bandaży.
- Daj sobie spokój. Jutro pewnie znowu oberwę, więc po co się wysilać? - mówiąc to próbował dość nieudolnie się roześmiać.
Przewróciłam oczami i starając się nie zwrócić zawartości żołądka, zaczęłam go bandażować. Tym razem poszło mi szybciej.
- Powinieneś pójść czym prędzej do szpitala... - zaczęłam.
- I co? Powiedzieć, że zostałem pobity? - spojrzał na zegarek na mojej ręce. - Zresztą na mnie już pora.
Spojrzałam na niego jak na wariata.
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci stąd wyjść w takim stanie... Ale śpisz na kanapie - dodałam szybko, widząc jego wzrok. 
- Jasne, piękna. Będę grzeczny jak aniołek i... Dziękuję - wymamrotał.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, a "Aniołek" zabrał się za wyjadanie owoców z miski. 
____________________________________
To lecimy z tym koksem. Julangie. XD
Rozdział dość krótki, ale mamy nadzieję, że się nie gniewacie.
Wybaczcie pokłócenie Germangie. :D
Enviamos besitos. ♥
J & B