niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 81

Rozdział 81.

Inkubator, do którego Javier był podłączony wydawał miarowe piknięcia. Chłopiec wydawał się pogrążony w całkowitej nostalgii. Głowę miał owiniętą nieskazitelnie białym bandażem. Resztę jego drobnego ciałka przykrywała błękitna, szpitalna kołdra. Jedynym ruchem jaki mu towarzyszył było miarowe unoszenie się i opadanie klatki jego piersiowej.

- Proszę pani - do sali wszedł lekarz. Odwróciłam się w stronę drzwi. - Muszę zaaplikować pacjentowi kilka zastrzyków.
- Oczywiście.
Po tych słowach uniosłam się z łóżka i delikatnym pocałowaniu główki Javiera opuściłam pomieszczenie. W korytarzu opadłam na jedno z krzeseł ustawionych pod ścianą. Dopiero wtedy poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Ukryłam twarz w dłoniach. Ostatnia doba była naprawdę niespokojna dla nas wszystkich.
Doznałam szoku po zobaczeniu bezwładnego Javiera leżącego w ogrodzie chwilę po wybuchu. Rozważałam każdą możliwą opcję włącznie z najgorszym... Miałabym wyrzuty sumienia do końca życia. Tamten widok naprawdę mnie oszołomił. Pamiętam, że zaczęłam krzyczeć. Później wszystko potoczyło się nadzwyczaj szybko. Klatka po klatce przypominałam sobie to, co działo się wczorajszego wieczoru. Wezwaliśmy karetkę. Zabrali go. Po zawiadomieniu każdego z domowników Ramallo zawiózł mnie i Germana do szpitala. Sekundy przeciągały się w minuty, a minuty w długie godziny. Godziny bezsensownego oczekiwania na jakiekolwiek wieści. Nie mieliśmy pojęcia, co dzieje się z chłopcem. Dopiero nad ranem czegoś się dowiedzieliśmy. Wykonano mu dziesiątki, a może nawet setki badań. Przeprowadzono też jakąś operację.
Będzie żył - usłyszeliśmy w końcu od jednego z lekarzy. Poczułam ulgę słysząc te dwa magiczne słowa. Później jednak pojawiły się wątpliwości.
Będzie żył.
Co to właściwie oznacza? Że nic mu nie jest? Będzie żył. Pytanie, jak będzie żył. Czy będzie mógł normalnie funkcjonować? Czy jeszcze kiedyś zagra na perkusji? Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Wciąż targały mną skrajne emocje. German gdzieś przepadł. Nie pamiętam nawet, w którym momencie poszedł i gdzie poszedł.
Wstałam z krzesła i zajrzałam do sali. Doktor już gdzieś się ulotnił, natomiast Javier pozostawał niezmiennie w tej samej absolutnie biernej pozycji.
Postanowiłam jechać do domu. Zawiadomię Olgę, na czym stoimy. Bidulka na pewno całą noc nie spała, zamartwiając się.

Otworzyłam drzwi kluczem i przekroczyłam próg domu. Panowała w nim absolutna cisza. Zastanawiałam się przez chwilę, gdzie mogę znaleźć Olgę. Nie mędrkując na tym długo, postanowiłam sprawdzić kuchnię. Weszłam powoli do pomieszczenia. Moim oczom ukazał się interesujący widok. W normalnych okolicznościach wybuchnęłabym śmiechem, teraz jednak ledwie było mnie stać na nieznaczący, ponury uśmiech. Gosposia pochrapywała stojąc na blatem z policzkiem przytulonym do drewnianej powierzchni. Mruczała coś, co brzmiało zupełnie jak imię asystenta mojego narzeczonego.

- Olga... - szepnęłam, podchodząc do niej.
- Ramallo, to nie tak! - krzyknęła, podrywając się z miejsca, wymachując przy tym dziko trzymaną w dłoni, różową ściereczką. Gdy zdała sobie sprawę, że to tylko ja, odłożyła ją na blat i popatrzyła wyczekująco.
- Będzie żył - bezmyślnie powtórzyłam słowa lekarza.
Nie było mnie stać na nic więcej. Olga zaczęła coś mówić, jednak docierały do mnie tylko pojedyncze urywki z wypowiadanych przez gosposię zdań. Wydmuchała hałaśliwie nos i ulotniła się z pomieszczenia.
Nogi poniosły mnie do salonu. Spojrzałam na stojący po lewej stronie fortepian. Podeszłam do instrumentu i uderzyłam w klawisze. Spowodowało to drażniący uszy, nieczysty dźwięk, wręcz hałas. Jednak w tej chwili właśnie on najlepiej oddawał mój nastrój. Usiadłam przy fortepianie i zaczęłam grać, nie patrząc na klawisze. Była to jakaś melodia, której nie znałam. Albo znałam ją dawno temu. Tak, bez wątpienia była to jakaś melodia sprzed lat.
Wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam powoli od fortepianu i skierowałam do ku drzwiom. Ślimaczym ruchem odsunęłam zamek i otworzyłam.
- Pablo.
Mimo iż nie widziałam go jakiś miesiąc, nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nic więcej. Przyjaciel popatrzył na mnie z iskierkami w oczach. Były to iskierki radości. Doznawał jednej ze zwyczajnych, ludzkich emocji. Cieszył się, że mnie widzi. Ja nie potrafiłam zmusić się do tego uczucia.
Spontanicznie rzuciłam się mężczyźnie na szyję. Jego dłonie objęły moje plecy, przynosząc mi tym samym nieznaczne ukojenie. Odsunęliśmy się od siebie. Pablo widział, że coś jest nie tak. Tak dobrze mnie znał. Dużo lepiej niż ja jego...
Wtedy pojawił się przy mnie Miquel. Mężczyzna spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Masz dziecko...? Co ten German ci zrobił?!
- Nie, to nie tak... - wyszeptałam.
- Mam też brata - chłopiec wyszczerzył się w stronę Pabla, na co on pobladł. - Właśnie... Gdzie jest Javier?
Uderzyła we mnie kolejna fala migreny i sprzecznych emocji. Jak to możliwe, że nikt nie powiadomił go o tym, co się dzieje.
- Miquelku - kucnęłam przy chłopcu tak, aby mówiąc móc patrzeć mu prosto w oczy. - Twój brat jest w szpitalu... Ale proszę cię, nie martw się. Na pewno nic mu nie będzie.
- To ma coś wspólnego z tą eksplozją, prawda? - dzieciak poczerwieniał, zaciskając zęby. - Ten ignorant wysadził mój transformator Tesli...
- Co tu się dzieje? To już nie można mieć chwili spokoju?!
No pięknie. Tylko jej tu brakowało. Pojawiła się Brunhilda.
- Jak ty wyglądasz? - wskazała na mnie chudym palcem. - Uczesałabyś się chociaż. I już ci coś mówiłam o długości twoich sukienek. Zero przyzwoitości. Nie wiem, jak Germuś może być z kimś takim. Swoją drogą, gdzieś już widziałam tego dresa - ciągnęła wskazując na Pabla. - Nie podawali go przypadkiem jako jednego z podejrzanych o ostatnią serię włamań?
Spojrzałam na przyjaciela. Miał lekko rozchylone usta. Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Pablo, proszę, idź już - wyszeptałam niemal bezgłośnie. - Obiecuję, że później ci wszystko wyjaśnię. Proszę, idź.
- Ale pamiętaj, jeżeli przez Germana popłynie ci choćby jedna łza, obiecuję, że osobiście mu przywalę.
- Zadzwonię - szepnęłam, zamykając za nim drzwi.
Brunhilda prychnęła i opuściła pomieszczenie, szurając kapciami. Zostałam sama z Miquelem. Klęknęłam przy nim. Dopiero wtedy zobaczyłam, że ma łzy w oczach. Zaczął pospiesznie ocierać je rękawami koszulki.
- Angie, nie myśl sobie, że płaczę... Bo wcale nie płaczę... Javier mówi, że nie wolno... płakać... Tylko mięczaki płaczą... - wykrztusił pomiędzy kolejnymi szlochami.
- Nie martw się, jesteś bardzo dzielny. Przypominasz mi małego rycerzyka, wiesz? Ale czasami każdy musi sobie popłakać - powiedziałam, głaszcząc go po delikatnym policzku.
Chłopiec nagle rzucił mi się na szyję i mocno mnie przytulił, nie przestając szlochać. Odwzajemniłam uścisk czując się coraz lepiej. Świadomość, że ktoś podziela mój strach i niewątpliwie poczucie winy, przynosiła mi dziwną ulgę.
- Angie - szepnął, gdy zakończyliśmy uścisk. - Myślisz, że to moja wina? W końcu... to był mój... transforma...
- Nawet tak nie mów, Miquelku. To była niczyja wina. Zdarzył się wypadek, to wszystko.
- Naprawdę?
- Oczywiście.
- Możemy do niego jechać? - spytał po chwili milczenia.
- Chodźmy.

- Ale proszę pana...

- Przykro mi, ale na razie nie można odwiedzać tego pacjenta - głos lekarza był oziębły i nieczuły. Błagania Miquela zdały się na nic.
- Ale to mój brat!
- Dam znać, jeżeli sytuacja ulegnie zmianie - skwitował tonem pozbawionym emocji i odszedł.
Westchnęłam. Wtedy pojawił się German. Wyglądał na równie zdezorientowanego jak my. Pogłaskał mnie po dłoni, nic nie mówiąc.

Dni mijały, jeden, po drugim. Na dworze zrobiło się nieco chłodniej. Częściej padał deszcz, a rzadziej widywało się przebijające chmury, słońce. Nastroje domowników były jeszcze bardziej ponure niż pogoda za oknem. Każdy próbował wrócić do normalnego rytmu, jednak nie było to takie proste. Nieustannie zamartwialiśmy się stanem chłopca, który wcale się nie poprawiał. Jedyną osobą, która wydawała się nie zmienić swoich zwyczajów była Brunhilda. Nadal jadła pomidory, narzekała i krytykowała każdy mój ruch. Zdawało się, że przywykłam, jednakże każda jej uwaga raniła mnie do żywego.

Powędrowałam do gabinetu mojego narzeczonego. Czego stamtąd chciałam udało mi się skutecznie zapomnieć po drodze, mimo to zapukałam do drzwi i weszłam. Pomieszczenie było puste. Germana znowu gdzieś wywiało. Moją uwagę przykuło jedno ze zdjęć, które postawił sobie na biurku. Byłam na nim ja, German i Violetta. Roześmiani, skąpani w blasku słońca. Oparłam się biodrami o blat biurka, patrząc na fotografię. Wyglądaliśmy na szczęśliwą rodzinę... Westchnęłam.
Wtedy do gabinetu wszedł ojciec Violi. Uśmiechnął się do mnie blado. Zabrakło mi sił, by odwzajemnić uśmiech i na mojej twarzy pojawił się jedynie ponury grymas. Mężczyzna podszedł do mnie i spojrzał na fotografię, wciąż milcząc.
- German, dzwonili ze szpitala. Jadę odebrać Javiera - do gabinetu wparował Ramallo. - O, panienka Angie. Nie chciałem przeszkadzać...
- Pojedziemy z tobą Ramallo. Zaczekaj chwilę.
- Dobrze - mruknął asystent i opuścił pomieszczenie.
Odstawiłam ramkę na miejsce i spojrzałam smutno na mojego narzeczonego.
- Co się dzieje, Angie? - spytał stając na przeciwko mnie.
Opuściłam głowę. Zamrugałam powiekami starając się nie uronić ani jednej łzy. Przecież obiecałam sobie, że nie będę płakać. German ujął mój podbródek i uniósł go ku górze, zmuszając mnie, abym na niego popatrzyła. Dostrzegł moje zeszklone oczy. Poczułam jak chwyta moją dłoń i powoli zaciska na niej palce. Pogłaskał mnie kciukiem po jej wierzchu.
- Martwię się, to wszystko - wyszeptałam załamującym się głosem. - Dużo się dzieje. Boję się o Javiera. Bliźniaki dopiero co u nas zamieszkały, a już... prawie zginął jeden z nich... No a my... oddalamy się od siebie przez to wszystko... Ja... mam wrażenie, że to wszystko moja wina - wykrztusiłam, czując jak do oczu napływają mi łzy.
- Angie, kochanie, nawet tak nie mów. Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby być uznawana za winną tego, co się dzieje. I pamiętaj, że co by się nie stało i tak będę kochał cię najbardziej na świecie.
Po tych słowach znalazłam się w jego objęciach. Oparłam dłonie na jego plecach i przymknęłam oczy zatracając się w tym uścisku. Starałam się uspokoić oddech. Gdy skończył mnie przytulać poczułam jego dłonie w talii. Patrzył mi prosto w oczy. Zobaczyłam, że na chwilę przeniósł wzrok na moje usta. Uśmiechnęłam się słabo obserwując jak coraz bardziej się do mnie przybliża. Jego twarz była coraz to bliżej i bliżej mojej. W końcu jego wargi dotknęły moich. Pocałował mnie delikatnie w sam środek ust. Oderwał się na chwilę i znów zbliżył dając mi okazję do odwzajemnienia pocałunku. Po chwili poczułam, jak przenosi dłonie na moje biodra. Wzdrygnęłam się nieznacznie. Odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Przepraszam - opuściłam głowę, czując jak się rumienię.
- To ja przepraszam. Nie powinienem.
Niezręczne milczenie przerwał dźwięk otwierania drzwi kluczem. Złapałam narzeczonego za rękę i wyszliśmy razem z pomieszczenia. Do domu wszedł Ramallo. Zupełnie zapomniałam, że mieliśmy jechać z nim do szpitala. Zdaje się, że Germanowi także wyleciało to z głowy. Tymczasem jego asystent zdążył już wrócić. Mężczyzna trzymał na rękach śpiącego Javiera. Za nim do domu wszedł jego brat, taszczący wózek inwalidzki. Żołądek podskoczył mi do gardła, gdy skojarzyłam fakty...
- Mały zasnął, gdy jechaliśmy do domu. Nie chciałem go budzić - powiedział Ramallo.
Stałam przez chwilę jak wryta. Nie zauważyłam nawet kiedy zdążył zanieść Javiera do jego pokoju. Miquel poszedł wraz z nim. Poczułam, że zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się niepewnie. German objął mnie ramieniem.
Z góry zszedł Ramallo. Spojrzał na mnie troskliwie. Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy. Musiałam być blada.
"Wszystko będzie dobrze" powtarzałam w myślach, sama w to nie wierząc.
Chciałam pobiec na górę, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Łzy ponownie wypełniły mi oczy. Mąż Olgi wyciągnął rękę, aby poklepać mnie po ramieniu, ale odsunęłam się na kilka kroków.
"To nieprawda! To nie może być prawda!" - krzyczałam wewnątrz.
Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych i położyłam rękę na klamce. Nie nacisnęłam jej jednak. Oparłam głowę o drewno i zamknęłam oczy.
"Będę silna, nie pozwolę...".
Słone łzy, dotychczas tłumione, wypłynęły. Ogarnęło mnie przerażające uczucie słabości, niemocy... Osunęłam się na ziemię i pozwoliłam się objąć ciemności.

- Nieeeeeeeeeeee! - krzyknęłam, siadając gwałtownie na łóżku.

W pomieszczeniu panował mrok. To wszystko, to był tylko sen? Z lekkością wybiegłam z pokoju i zbliżyłam się do pokoju chłopców, by uściskać Javiera. Otworzyłam drzwi. Na środku stał wózek. Łobuziak spał z delikatnym grymasem na twarzy. Rzeczywistość uderzyła we mnie nową falą bólu. Bezwiednie odgarnęłam chłopcu włosy z twarzy.

~ ○ ~


Angie siedziała koło mnie i szeptała machinalnie coś o moim zdrowiu. Chciałem wstać, powiedzieć, że nic mi nie jest... Moje ciało mnie nie słuchało. Nieudolnie starałem się otworzyć powieki, jednak bezskutecznie. Czułem się jak w klatce. Moje... A może już nie moje ciało było klatką, w której byłem uwięziony. Pamiętałem fragmenty wydarzeń... Tylko pulsujący ból sprawiał, iż nie odlatywałem do krainy snu. Słowa lekarza wwiercały mi się bezlitośnie w czaszkę, jednak nie byłem w stanie ich zrozumieć. Jakieś opisy urazów... Miquel by zrozumiał. On wie wszystko. Ból powoli ustawał, a ja odpływałem...


~ ○ ~


Wstałam i, rzucając Javierowi ostatnie spojrzenie, wyszłam. Niczym robot, którym ktoś steruje, przekroczyłam próg pokoju Marii. To, co czułam... Pamiętałam ten stan. Czułam się tak samo jak wtedy, gdy usłyszałam o wypadku samolotu siostry. Nie wiedziałam nic poza tym. Musnęłam dłonią starą suknię.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego ilekroć zaczyna mi się układać, burzysz moje życie, niczym domek z kart? Powiedz mi, dlaczego? - zapytałam. - Czy tak cię bawi mój smutek? Zabierasz mi bliskich, zrzucasz na ich barki ciężar nieszczęść... To kara za moje grzechy, z tego lub innego wcielenia? Kara za przewinienia przodków?
Nie wiedziałam do kogo się zwracam. Do Boga? Być może. Cierpienie. To uczucie, które w dziwny, paraliżujący sposób daje nam do zrozumienia, iż coś tracimy, przez coś jesteśmy nieszczęśliwi. Westchnęłam. Świetnie. Po prostu świetnie. Upadłam na stary fotel, niechcący szturchając radio, które włączyło się. Z zardzewiałych głośników dobiegała muzyka, przerywana trzaskami. 
- "Cause it's a bittersweet symphony, this life. Try to make ends meet. You're a slave to money then you die. I'll take you down the only road I've ever been down. You know the one that takes you to the places where all the veins meet yeah..."
Znałam tą piosenkę, ale nawet nie wysiliłam się, żeby przypomnieć sobie tytuł. Zmrużyłam oczy, starając się... Zasnąć? Nie... Zapomnieć? To było bliższe prawdy. Wtem ktoś gwałtownie uciszył radio. 
- Angie... - spojrzałam na Violettę. Wyglądała jakby od kilku dni nie spała. Miała sińce pod oczami i potargane włosy. - Wiem, że jest ci ciężko, ale musimy dać radę. Życie to tylko gra. Nie zawsze można wygrywać, ale zawsze trzeba się starać. Tak przynajmniej mówi Diego.
Obrzuciłam dziewczynę ciężkim spojrzeniem. 
"Co za idiotka" - pomyślałam, wyciągając pistolet i strzelając jej prosto w porośnięty tłustymi włosami łeb.
- Violu, to nie takie proste. A teraz, przepraszam - mruknęłam wychodząc.
Od kiedy jestem taka oschła w stosunku do siostrzenicy? Jak w transie weszłam do pokoju chłopców. Widok, który ujrzałam zaparł mi dech w piersiach. Javier siedział na wózku i odbijał piłką o ścianę. Ponownie poczułam ogarniającą mnie rozpacz.
- Javier... Jak się czujesz? - zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy.
- Od pasa w górę, dobrze. Z nogami jest gorzej - odpowiedział powoli. - A co u ciebie? Bo wyglądasz jakbyś wpadła pod tramwaj.
Mimowolnie skrzywiłam się, przypominając sobie swój wypadek.
- Bywało lepiej. Chcesz coś zjeść? Olgita obiecała nam dzisiaj pizzę...
- Jasne! Patrz i ucz się! - zawołaj i wyjechał z pokoju.
Popędziłam za nim. Maluch... zjeżdżał po schodach, podskakując na każdym stopniu. Uśmiechnęłam się. To był wciąż dawny Javier.
                                                                            
Rozdział 81 - kwadrat 9. Z serii: Bigos ma to sens matematyczny.
Czekamy na Wasze komentarze. Każdy, kogo cieszy dalszy żywot Javierka, niech napisze "KABUUM"! :D
Jak sądzicie, co będzie dalej?
Navidad, Navidad, en todas partes. Navidad, Navidad - muy pronto! :D
J & B

34 komentarze:

  1. Hahahhaha, nie wiem co napisać, wybaczcie. XD Nafaszerowałam się wszystkimi możliwymi masami do placków ;____;
    Kabuuuuuuuuuuum , chociaż myślałam, że Javier jednak będzie królował z aniołkami. ^^
    Świetny rozdział, mam nieodparte wrażenie, że był jakiś.. inny.. Ale, że inny, inny. (Tak, z pewnością zrozumiałyście. xd)
    Gdy Angie rozmawiała z Germanem, nasunęło mi się, że się rozstaną i już miałam łzy w oczach, ale na szczęście byłyście dla nas łaskawe. :D

    Pozostaje mi życzyć Wam wesołych świąt, szampańskiego Sylwestra (to na zaś), przypływu czytelników, weny, wymarzonych ocen, śniegu, zasypanej budy, jemioły, spełnienia prawie wszystkich marzeń (bo jedno musi zostać,by był jakiś cel w życiu), trafionych prezentów i radosnych chwil w gronie rodziny oraz przyjaciół. :)

    Uściski,
    Wiktoria. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Masy do placków zawsze spoko. xd
    Inny? Może nieco bardziej dołujący. No cóż z tego opowiadania z rozdziału na rozdział robi się coraz gorsza patola. ;D
    A jednak jesteśmy dobre, łaskawe, cudowne i nie rozwalamy Wam Germangie. <3

    Dziękujemy i życzymy Ci pokrótce - wszystkiego, czego sobie życzysz.
    Tomaszowych Świąt! I Tomasiego Nowego Roku!
    Tomasz z Tobą. Pozdrawiamy. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. super czekam na nexta i wesołych świąt!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kaboom :)
    Muszę przyznać, że przez cały rozdział niemal płakałam. Popłakałam się (ale ze śmiechu) czytając ten wykreślony tekst xD
    No cóż trzeba być J&B, żeby w tak dramatycznej chwili wprowadzić tekst powalający na kolana :D
    Feliz Navidad i Szczęśliwego Nowego Roku :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kabuum. :D
      Jakiś taki dołujący ten rozdział wyszedł, natomiast my w znakomitych humorach. :D
      W sumie ja zaczęłam pisać - była bodaj 1 w nocy, a wtedy mam zawsze dziwne nastoje. Akurat byłam niemal robotem i pisałam dołujące teksty. B. to pociągnęła, ale jak widać, za co jej możesz podziękować - dodała tą genialną wstawkę. Chciała żebym usunęła, ale postanowiłam tylko skreślić. Stwierdziłyśmy, że będziecie mieć ubaw. Po co ja Ci to piszę? xD
      No nie ważne.
      Tomasich Świąt i Tomaszowego Nowego Roku od J & B. :D

      Usuń
  5. Świetny rozdział *-* Czekam na nexta :D Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy.
      Nawzajem. Bogatego Tomasza... Znaczy Mikołaja. Chyba, że przychodzi do Ciebie Gwiazdor. Czekaj, on przychodzi zamiast Mikołaja czy zamiast zajączka? Dobra, nie wiem, o czym ja mówię. Sołych. ;D

      Usuń
  6. "porośnięty tłustymi włosami łeb" - to mnie rozwaliło xd
    Nie chcę mi się pisać długiego komentarza (leniwa i w dalszym stopniu zła ja) dlatego:
    Rozdział cudowny i czekam na next'a <3
    Tomaszowych świąt! (cokolwiek to znaczy xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było genialne. Brawa dla B. :D *klaszcze*
      Rozumiem Cię doskonale. Nie piszę długiej odpowiedzi, bigos też jestem leniwa. W każdym razie dziękujemy. :D
      I Tomasiego Nowego Roku!

      Usuń
  7. pytanie do Julki zkąd nazwa Skailes?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Przeczytałam gdzieś coś takiego już dawno, dawno. Jakoś w wakacje mi się przypomniała i takową ustawiłam na Filmwebie, potem YT no i można powiedzieć, że teraz jestem Skai. :)

      Usuń
  8. Cześć! Uwzględniam tylko, że tu Julka ze strony "Filmweb". (julia_555)
    Mimo, że nie należę do fandomu Angielerek postanowiłam, że się przełamię i zacznę uważnie studiować twojego bloga. Jesteś ze mnie dumna? ^^

    Na początku zajmę się fabułą tej historii, dobrze?
    Tak. Teraz będę liczyła, że mi odpowiesz. xD
    Jestem całym sercem za Pablangie, co pewnie wiesz z licznych dyskusji na Filmwebie, ale doszłam do wniosku, ze Germangie nie jest takie złe.
    Jestem jedną z nielicznych osób, które całkiem lubią postać Germana.
    Moim zdaniem jest on zabawny. Dlatego darzę go pewnego rodzaju sympatią.

    Czas wziąć pod lupę twój styl pisania.
    Muszę przyznać, że bardzo mi się on spodobał, naprawdę.
    Wiedziałam, że jesteś uzdolniona literacko, ale nie przypuszczałam, że aż tak.
    Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko nisko się przed tobą ukłonić.

    Na koniec chciałabym zaprosić cię do siebie na nowy rozdział.
    Liczę a szczerą opinię:
    violetta-and-her-world.blogspot.com

    Pozdrawiam!
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, witaj, jak się masz. (nie odpowiadaj). No wiem, wiem, już mnie kiedyś zapoznałaś ze swoim bloggerowym pseudonimem. :D
      Jestem z Ciebie mega dumna. Tylko mi nie mów, że przeczytałaś wszystko lub prawie wszystko? Ja nawet nie dałam rady (próbowałam ostatnio) przeczytać tego wszystkiego. Na trzydziestym którymś stanęłam i się zawiesiłam. Ale ja nie o tym.
      Doszłaś do wniosku, że Germangie nie jest takie złe? Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że po przeczytaniu tego opowiadania... LOL. :D
      Pewnego rodzaju sympatią. To to ja też. Można tak powiedzieć. Denerwuje mnie głupotą, ale nie da się ukryć - zazwyczaj jest sporo śmiechu przy jego scenach. Jak oblał wodą plecy Diego... xD

      Twój styl pisania - nasz styl pisania, kochanie moje jesteśmy dwie. W każdym razie to nie zmienia faktu, że jest nam obu bardzo miło i serdeczenie dziękujemy.
      Cieszę się, mogąc przeczytać dobrą opinię o opowiadaniu od kogoś, kto nie należy do Angielers. Opinia wydaje mi się wtedy bardziej obiektywna. Mniejsza o to. :D

      Z chęcią wpadniemy, aby przeczytać Twój rozdział. :D
      Jeszcze raz dziękujemy, pozdrawiamy i życzymy spokojnych i Tomasich Świąt! :D

      Usuń
  9. OMG!
    Javier wpół trupem !? To już bym chyba wolała prawdziwego trupa. XD
    No cóż, jak zwykle rozdział genialny ! ( tak.. wiem ta sama stara śpiewka xd ale innej nie zdołałam wymyślić :D )
    Czekam na next .

    P.S. Wesołych i Szczęśliwego Nowego Roku ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah. XD
      Dziękujemy i życzymy udanych Świąt. ;D

      Usuń
  10. KABUUM! - Jak Niekryty krytyk po prostu ;)
    Kurczę,czytając cały czas miałam wrażenie,że czytam książkę.
    Wszystko jest w "idealnym" porządku wydarzeniowym;a szczegóły da się jasno zrozumieć i wyobrazić sobie w głowie bez większego wysiłku.
    Co jest dużą zaletą,gdyż nie mątwicie za mocno,a wszystko wychodzi cacy ;D


    Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia i Hucznego Sylwestra!
    Korzystajcie z tych wolnych,zimowych dni... A może wiosennych?
    W kwestii pory roku mogłabym po spekulować;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo. :D
      Również życzymy wszystkiego dobrego i Tomaszych Świąt!
      Któż to ogarnia te polskie pory roku. :D

      Usuń
  11. Życzę Ci nadziei,
    własnego skrawka nieba,
    zadumy nad płomieniem świecy,
    filiżanki dobrej, pachnącej kawy,
    piękna poezji, muzyki,
    pogodnych świąt zimowych,
    odpoczynku, zwolnienia oddechu,
    nabrania dystansu do tego co wokół,
    chwil roziskrzonych kolędą,
    śmiechem i wspomnieniami.
    Wesołych Świąt! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. :)
      Niech Ci Tomasz zawsze sprzyja,
      A czas świąt Tomasio mija.
      I'm poeta. :D

      Usuń
  12. Cudowny rozdział!!! Naprawdę masz wielki talent ! Nie mogę się doczekać next <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy Ci, miśku. Dla przypomnienia - jesteśmy DWIE. :D

      Usuń
  13. Bardzo fajny rozdział ale fajnie by bylo jakby bylo troche więcej Germangie może np. Jakiś ślub albo no nwm ale wy po prostu jestescie boskie piszecie naprawde pięknie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy się, a co do ślubu - wszystko w swoim czasie. ^^
      I dzięki. :D

      Usuń
  14. kabuum xd super rozdział a ten tekst mnie rozwalił:
    - Masz dziecko?? Co ten German ci zrobił
    CZEKAM NA NEXT !!!

    OdpowiedzUsuń
  15. KBUUM:P superowski rozdział i mi też sie podoba -Masz dziecko co ten?? German ci zrobił
    Normalnie to mnie rozwala dawaj szybko nexta i żeby wkońcu doszło do ślubu ! A na ślubie zaśpiewa Viola z Leonkiem a na górze będzie pisało( nad sceną ) : TACY MŁODZI , A JUŻ RAZEM . to tylko tak wymyśliłam i jeszcze raz SUPEROWSKI ROZDZIAŁ dawaj szybko nexta bo zjem klawiature ! A niech ten Pablito się odczepi ! Angie jest z Germusiem sierotą a nie z nim ! A i niech Germangie się do siebie zbliży ! :) dawaj nextaaaa ! i jeszcze raz powtarzam SUPEROWSKI ROZDZIALIKKKKK !!!! dawaj nexta dobra to tyle (chyba) nie no napewnio no to czekam na nexta !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, cieszę się, że ten tekst się podobał. xD
      Zjesz klawiaturę? Jeszcze się zatrujesz. Ropa naftowa najzdrowsza nie jest.
      Postaramy się spełnić Twoje oczekiwania, a co do ślubu - musisz uzbroić się w cierpliwość. Next planowany na 2 stycznia. :)
      I dziękujemy. ;)

      Usuń
  16. Rozdział genialny. Ubóstwiam te twoje opwiadania. Uzalezniłam się od nich jak od narkotyków xD czekam na nexta i zapraszam na mój debiut w świecie blogów
    http://germangielovestory.blogspot.com/

    Licze na szybkiego nexta mega szybkiego xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Proszę nie usuwajcie tego bloga nigdy, ja tak lubię tu wracać i wspominać stare dobre chwile. Pozdrawiam serdecznie, jeśli ktoś to czyta:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. olaboga dopiero ogarnęłam, że minęło 10 lat. jeju jak dawno to wszystko było

      Usuń