czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 82

Rozdział 82. 

Podczas kolacji Javier był wesoły i choć na chwilę zapomniałam o smutku i poczuciu winy. Niestety, gdy tylko poszedł spać, dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Usiadłam w kuchni, patrząc jak słońce chowa się za horyzontem. German jak zwykle zakopał się w dokumentach. Praca. To było jego jedyne lekarstwo na ból. Olga oglądała łzawe telenowele, Viola pisała piosenki, a on pracował. Machinalnie zaczęłam bawić się szklanką z wodą. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam kto to.

- I co teraz, Ramallo? Czy Octavio i Amanda nam ich odbiorą? - szepnęłam.
Mężczyzna powoli pogładził mnie po ramieniu.
- Spokojnie, panienko. Wszystko będzie dobrze - w głosie asystenta Germana brzmiały emocje, ale skryte pod maską rozsądku.
- Ramallo, czy ty nigdy nie pozwalałeś sobie na odrobinę szaleństwa? Nigdy nie chciałeś porzucić wszystkiego i zwyczajnie uciec? - wyrzuciłam, nim zdążyłam pomyśleć.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu nadeszła odpowiedź.
- Nie zawsze byłem taki jak teraz. Kiedyś miałem nawet emocje. Potem je straciłem i teraz odzyskuję na nowo - odpowiedział.
W jego tonie głosu było coś, co sprawiło, że nie chciałam drążyć tematu.
- Pamiętaj, Angeles, że zawsze możesz na mnie liczyć. Na mnie, na Olgę, na Germana... Pamiętaj - dodał i z pewnym wahaniem pocałował mnie w czubek głowy.
Powiedziawszy to, wyszedł, a ja zostałam sama pogrążona w mroku. Przez głowę przebiegały mi tysiące myśli. Włączyłam kran i przemyłam twarz lodowatą wodą. Nie pomogło. Z westchnieniem ruszyłam w stronę swojego pokoju. W gabinecie Germana nadal paliło się światło. Z telewizora dalej dobiegał rzewny płacz jakiejś aktorki. Pokonałam schody i już miałam wejść do sypialni, gdy usłyszałam dziwny dźwięk. Przypominał... płacz? Ale... To był płacz dorosłego mężczyzny. Dobiegał z łazienki. Po chwili usłyszałam słowa. Nie powinnam słuchać, ale... Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Z niepokojem przysłuchiwałam się gorzkiemu monologowi.
- Ach, Alicio... Minęło tyle lat, a ja... - tu głos zaczął szlochać - oddałbym wszystko żebyś tu była! To prawda, kocham... Ale ty byłaś moją pierwszą miłością. Gdybyś tu była... Wszystko byłoby inaczej! Pocieszyłabyś nas! Pomogłabyś nam wszystkim! Tylko, że ciebie nie ma... To moja wina...Wtedy i teraz...
Szum wody zagłuszył wyznania, ale ja nadal stałam zamurowana. Wytężyłam słuch.
- ...byłaś taka podobna do niej... Wszystko przeze mnie! Mogliśmy być dzisiaj szczęśliwi! Ty byś żyła. Javier byłby zdrowy... Gdybym się wtedy nie zachował jak idiota...
Rozległ się dźwięk uderzenia. Przestraszona otworzyłam drzwi do łazienki. Na środku posadzki klęczał Ramallo. Twarz ukrył w dłoniach. Po szyi ciekły mu łzy. Obok leżało odłamki lustra. Z dłoni mężczyzny płynęła krew. Był uosobieniem bólu i cierpienia. Zbliżyłam się do niego, niepewna jak powinnam się zachować. Gdyby to był melodramat, rzuciłabym mu się na szyję i wyznała dozgonną miłość. Ale on nie był moim ukochanym i to było prawdziwe życie, a nie film. Powoli położyłam dłoń na jego ramieniu. Zadrżał.
- Panienko Angie... Słyszałaś wszystko?
- Tak - nie miałam zamiaru zaprzeczać.
- Opowiem coś panience, ale proszę to zachować dla siebie. Chodzi o twoje pytanie, Angeles. Chciałaś wiedzieć czy pozwoliłem sobie na odrobinę szaleństwa. Pozwoliłem sobie na dużo więcej - westchnął i ciągnął, biorąc głęboki oddech. - To nie jest tak, że całe życie byłem taki, jak dziś. Byłem kiedyś zakochany. Bardzo mocno zakochany. Alicia i ja... Każdy mówił mi, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Tak było, ja... Kochałem ją. Czasem się kłóciliśmy, ale kochałem ją. Zaręczyliśmy się. Było nam razem cudownie. Już nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Zapytasz pewnie, co się stało. Byłem głupi, to wszystko. Dostałem propozycję pracy w Arizonie. Świetna posada. Mieszkałem wcześniej w La Calera. To nieduże miasteczko pod Cordobą. Nie łatwo było mi tam znaleźć pracę, mimo skończonych studiów. Oznajmiłem Alicii, że mam zamiar wyjechać. Miałem nadzieję, że utrzymamy nasz związek na odległość... Jakoś... Nie powinienem się dziwić. Cisnęła mi pierścionkiem w twarz i odeszła. Jeszcze tego samego dnia poleciałem do Arizony. Była to dla mnie swego rodzaju ucieczka... ucieczka od rzeczywistości. Zostałem tam... może tydzień. Zaraz po przyjeździe marzyłem tylko o tym, aby jak najszybciej wrócić. Zrezygnowałem z tej pracy i wróciłem. Kupiłem bukiet białych róż i pognałem do Alicii, aby ją przeprosić... Było już... było za późno - Ramallo przerwał na chwilę, biorąc oddech. Pogłaskałam go po ramieniu. - Jej matka powiedziała mi, że miała wypadek. Wylądowała... na wózku inwalidzkim. Opiekowałem się nią, wierzyłem, że wyzdrowieje. Ale ten wypadek wpłynął także na jej psychikę... Dużo by mówić. Z tygodnia na tydzień jej stan tylko się pogarszał. Lekarze dawali jej najwyżej rok życia - Ramallo zawahał się. - Umarła po dwóch miesiącach.
Po tych słowach mężczyzna nic już nie powiedział. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się przez łzy, które wciąż nie opuszczały jego oczu.
- Przypominasz mi ją, Angeles. Ona też była taką śliczną blondynką...
Milczałam. Ramallo odgarnął mi włosy za ucho.
- Proszę, zachowaj to dla siebie - szepnął, po czym ulotnił się z pomieszczenia.
Usiadłam na brzegu wanny. Tego się nie spodziewałam. Westchnęłam i posprzątałam odłamki szkła.

Zajrzałam do pokoju z bliźniaków. Zastałam w nim tylko Javiera. Siedział w miejscu. Było to do niego niepodobne. Weszłam powoli do pomieszczenia i kucnęłam przed wózkiem inwalidzkim. Javier spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Zauważyłam, że na podłodze leżały pałeczki do perkusji.

Podałam je chłopcu, a on wziął je z... odrazą?
- Co się dzieję? - spytałam.
- A jak myślisz? Jestem unieruchomiony, nie mogę grać w nogę, biegać... Mam być szczęśliwy? - odburknął. - Nie rób takiej miny. Mam się cieszyć, że przeżyłem? A co to za życie!
Maluch cisnął pałeczkami w próbówki brata. Westchnęłam. Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
- "No soy ave para volar, Y en un cuadro no se pintar no soy poeta escultor. Tan solo soy lo que soy." - Zanuciłam. - Wiesz... Żyła kiedyś dziewczynka. Kochała ona jazdę na rowerze. Od lat marzyła, aby wygrać wyścig, który co roku organizowano. To była jej ostatnia szansa, bowiem w wyścigu mogły brać udział tylko osoby, które nie skończyły trzynastu lat. Ona miała dwanaście i pół. Trenowała zawzięcie przez wiele godzin. Niestety, w dniu poprzedzającym wyścig złamała nogę. Straciła szansę, załamała się. I tak, nudząc się, zaczęła bazgrolić po gipsie. Rysunek po rysunku. Nie wiedząc nawet kiedy, pokryła cały gips. Wszyscy byli pod wrażeniem. Jej dzieło było przepiękne. A przecież ona nigdy wcześniej nie malowała, nie miała czasu. Dziś jest znaną malarką. Swoją pasję odkryła właśnie przez złamanie nogi. Utraciła marzenia, ale jak myślisz, czy jest szczęśliwa? Bo ja wiem, iż jest najszczęśliwszą osobą jaką spotkałam.
- I naprawdę myślisz, że kiedyś będę szczęśliwy dzięki wózkowi? - Javier spojrzał na mnie drwiąco.
- Nie mam pojęcia. Ale masz pasję, którą możesz realizować i to ci na pewno da szczęście. - Powiedziałam wręczając mu pałeczki. - Spróbuj.
Chłopiec zawahał się, jednak tylko przez chwilę. Pokój wypełnił się dźwiękiem. Uśmiechnęłam się. Nagle muzyka ustała.
- Angie, zjadłbym czekolady. Poszłabyś do sklepu? - oczy malucha ponownie wypełniła radość.
- Oczywiście, Javierku. Jaką czekoladę sobie życzysz?
- Mleczną... Z orzechami! - dzieciak oblizał się na samą myśl. Zmierzwiłam jego czuprynę i opuściłam pokój.
Zeszłam na dół. Zgarnęłam torebkę, narzuciłam czarny płaszczyk na ramiona i wyszłam z domu. Na dworze było już niemal zupełnie ciemno. Była to jednak pogodna, bezwietrzna noc. Szkoda tylko, że chmury przysłoniły gwiazdy. Szłam dość żwawym krokiem w stronę niedużego sklepu spożywczego niedaleko studia. Na miejscu poprosiłam ekspedientkę o dużą tabliczkę mlecznej milki z orzechami laskowymi. Zapłaciłam, schowałam ją do torebki. i ruszyłam w drogę powrotną. Niedługo po opuszczeniu sklepu usłyszałam w przenikliwej ciszy jakieś hałasy. W słabym świetle latarni dostrzegłam wysokiego, umięśnionego mężczyznę o długich brązowych włosach i brodzie tego samego koloru. Majstrował przy lśniącym czerwonym mercedesie. Miałam wrażenie, że już kiedyś go spotkałam. Tak... Zastałam go w podobnej sytuacji. Zobaczyłam na ziemi, tuż pod moimi stopami, srebrną felgę. Podniosłam ją i cisnęłam w powietrze. Świsnęła nad głową mężczyzny i z trzaskiem wylądowała gdzieś na betonie.
- O mój Boże! Ufo! Wiedziałem! Obcy istnieją...
- Daj spokój, to był zwykły kołpak - skrzyżowałam ręce na piersi, mierząc go zdawkowym spojrzeniem.
- A kogóż to widzą moje piękne oczy - w końcu raczył mnie dostrzec. Podobnie zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Jak to możliwe, że nie siedzisz w więzieniu? - postanowiłam ciągnąć te dziwną konwersację, nie wiedzieć po co.
Stałam przed mężczyzną, którego kilka miesięcy temu przyłapałam na kradzieży samochodu (patrz roz.59). Zarobiłam wtedy zupełnie niepotrzebne uderzenie nikomu w głowę wytrychem, tylko z powodu własnej wścibskości. Co jak co, ale byłam pewna, że policja aresztowała go wtedy na dobre.
- A jak to możliwe, że jesteś jeszcze ładniejsza niż ostatnio? - skrzyżowałam ręce na piersi. - No cóż, dostałem wyrok w zawiasach - wyszczerzył zęby w moją stronę. Pośród białych kostek dostrzegłam jedną o srebrnym połysku. - Angeles, dobrze pamiętam? To ty doniosłaś na mnie policję. Ależ gdzie moje maniery. Nazywam się Julio.
- Nie zamierzam udawać, że miło mi cię poznać.
Podszedł niebezpiecznie blisko mnie. W dłoniach obracał klucz francuski. Przełknęłam ślinę. Cokolwiek się miało stać, mogłabym śmiało powiedzieć, że wręcz sama się prosiłam.
- Wiedz, że uderzył Cię wtedy mój wspólnik - mój rozmówca dziwnie przeciągał sylaby. - Ja bym nigdy nie podniósł ręki na tak piękną damę.
Zastanawiałam się, czym mówił prawdę. Miałam wiele powodów, żeby sądzić, że kłamie. Jakby nie patrzeć, właśnie przyłapałam go na majstrowaniu przy czyimś mercedesie. Ujął mój podbródek wręcz agresywnie, głaszcząc kciukiem moje wargi. Wzdrygnęłam się. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
- Tak, czy siak... Właśnie przyłapałam cię na zbrodni - starałam się, żeby mógł głos brzmiał pewnie. Byłam przerażona. Nie znałam jego zamiarów.
- Teoretycznie - znów to robi. Przeciągał sylaby niemiłosiernie. Jego palce wędrowały wzdłuż mojej szyi. Drżałam. I to nie z zimna, jakie panowało na dworze. - Ale nikomu o tym nie powiesz, prawda dzióbku?
Zbliżył się jeszcze bardziej. Dzieliły nas centymetry. Serce waliło mi niczym młot. Dłoń mężczyzny zacisnęła się wzdłuż mojego karku. Poczułam coś chłodnego w okolicach bioder. Domyśliłam się, że to ten klucz francuski. Pokręciłam przecząco głową, przerażona.
"W co ja się pakuję?"
- Grzeczna dziewczynka - szepnął.
Po tych słowach poczułam jego wargi na swoich. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Nie śmiałam odwzajemnić pocałunku. Nie miałam też dość siły, aby go od siebie odepchnąć. Moja rola ograniczyła się do stania, oczekując aż skończy. W końcu oderwał się ode mnie, wydając pomruk aprobaty.
- L-lepiej już pójdę - wymamrotałam. - Czeka na mnie n-narzeczony.
- Narzeczony? - zagwizdał Julio. - Pozdrów gościa ode mnie.
Poczułam jak rozluźnia uścisk na moim karku.
- Uważaj, żeby cię znów nie wsadzili do więzienia. Jak na mój gust zbyt jawnie majstrujesz przy tych swoich samochodach. Zresztą... myślałam, że wolisz porche.
- Marka się nie liczy. Ważne, żeby było warte i nadające się do w miarę drogiego opchnięcia - puścił mi oko. - Jeżeli kiedyś będziesz chciała, chętnie cię wtajemniczę.
- Nie sądzę, żeby była taka potrzeba.
Wtedy pojawił się jakiś ciemnoskóry, wysoki mężczyzna, ubrany w czerwoną kurtkę.
- Co tam masz, stary? - miał niski, basowy głos.
Julio odsunął się ode mnie.
- Niezła sztuka. Gdzieś taką znalazł?
Mężczyzna nie odpowiedział. Jego wspólnik podszedł do mnie, kładąc dłoń na moim policzku i zjeżdżając nią w dół. Do szyi... biustu... żeber... bioder. Przerażona, uderzyłam go w twarz otwartą dłonią, po czym pobiegłam w stronę domu. Słyszałam, że mężczyzna biegł za mną, jednak po chwili najwyraźniej postanowił dać sobie spokój. Byłam już niedaleko willi Castillo. Serce waliło mi jak oszalałe, próbowałam zwolnić przyspieszony oddech. Przecież nie mogłam w takim stanie wejść do domu. Skarciłam się za własną głupotę.
Po krótki odpoczynku weszłam do domu powoli, wręcz nienaturalnie spokojna. Zdjęłam płaszcz i odwiesiłam torebkę, wyjmując z niej czekoladę dla Javiera. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o celu mojego wyjścia.
W tej samej chwili z gabinetu wyszedł pan domu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Po prostu potrzebowałam, żeby ktoś mnie przytulił. German okazał się doskonały do tego zadania. Jego ciepłe dłonie objęły moje plecy. O nic nie pytał, tylko mnie przytulił. Tego właśnie pragnęłam. W jego uścisku czułam się bezpieczna, kochana. Mogłabym tak już zawsze.
W końcu jednak oderwałam się od narzeczonego, którzy spojrzał na mnie zdezorientowany. Próbowałam zmusić się do uśmiechu, ale wyszedł mi raczej ponury grymas.
- Angie, kochanie, czy coś się stało? - spytał troskliwym szeptem.
- Ja... zawahałam się przez ułamek sekundy. - Nie, nic się nie stało, Germanie. Ja... chciałam po prostu cię przytulić.
- Nie będę udawał, że mam coś przeciwko - mężczyzna mrugnął do mnie porozumiewawczo.
W tej chwili z góry rozległo się wołania Javiera. No tak. Chwilę na mnie czekał.
- Już idę, kochanie! - krzyknęłam. - Zajrzę do ciebie później - tym razem szepnęłam, w stronę Germana. Ucałowałam jego policzek i już mnie nie było.
- Angie, co tak długo? Zamknęli sklep czy co?
- Nie, nie skąd. Była kolejka - spojrzałam wymownie w sufit. - Jedna pani przede mną wykupiła chyba pół sklepu. No ale mam.
Podałam Javierowi czekoladę. Jego twarz rozpromieniła się. Od razu ją otworzył i podał mi kawałek. Wzięłam go i uśmiechając się do chłopca, konsumowałam w milczeniu.
W tej chwili do pokoju wszedł Miquel. Uśmiechnął się do mnie, po czym zaczął przyglądać się wózkowi Javiera. Kucnął przy nim i poprawił okulary, oglądając uważne jedno z kół.
- Ta oś jest wygięta. Jeżeli nic z tym nie zrobimy, cały wózek może się rozpaść. Zaraz.
Miquel mruknął jeszcze coś pod nosem, majstrując przy kole. Wyjął z niego kilka kilka śrubek, po czym znów się zamyślił.
- Co ty tam jeszcze robisz? - warknął Javier. - Nie widzisz, że tylko pogarszasz sprawę, jełopie?
- Nie awanturuj się tak. Potrzebuję kilku narzędzi. Zaraz wrócę.
Po tych słowach Miquel opuścił pomieszczenie zostawiając Javiera ze mną i w połowie rozebranym wózkiem. Zdjęłam chłopca z niego i posadziłam na łóżku. 
- Napijesz się soku? - spytałam, smyrając jego nosek.
- Tak, chętnie. Mam nadzieję, że ten smarkacz zaraz tu wróci i naprawi mój wózek. Jeszcze tylko tego brakuje, żebym został unieruchomiony w tym pokoju.
- Nie bądź na niego zły. Chce tylko pomóc. 
- Jasne, jasne.
Opuściłam pomieszczenie i udałam się do kuchni. Tam napełniłam dwie szklanki sokiem pomarańczowym. Niestety przez własną nieuwagę rozlałam odrobinę na blat. Sięgnęłam po ściereczkę i zaczęłam go powoli wycierać. Wtem poczułam czyjąś dłoń na swojej. Tajemnicza ręka pomagała  mi w wycieraniu blatu, chociaż ten był już zupełnie suchy. Odwróciłam głowę i, co nie było dla mnie zaskoczeniem, zobaczyłam Germana. Objął mnie w talii, a ja wciąż stojąc do niego tyłem sięgnęłam do jego ust i delikatnie go pocałowałam. Uśmiechnął się do mnie.
- Muszę uciekać - szepnęłam w końcu odwracając się do niego przodem.
- Ostatnio masz dla mnie tak mało czasu - usłyszałam jego szept w uchu. 
Ujął moją twarz w swoje dłonie i powoli przesunął mnie w stronę ściany. Jego usta dotknęły moich, plecy zetknęły się ze ścianą, a w okolicach ud poczułam coś chłodnego. Wzdrygnęłam się, powracając myślami do wydarzeń sprzed kilku godzin. Julio... Klucz francuski. Tymczasem German nie przestawał mnie całować. Dopadło mnie palące poczucie winy. Oderwałam się od niego. Spojrzał na mnie zdziwiony. Starałam się nie okazywać, że coś jest nie tak. Nie chciałam, żeby dowiedział się o mojej dzisiejszej przygodzie. 
- Javier na mnie czeka... - zaczęłam, odsuwając się od niego. Wtedy zobaczyłam Olgę, opierającą się o futrynę ze wścibskim uśmiechem.
Spłonęłam rumieńcem, porwałam szklanki i pobiegłam na górę. Weszłam do pokoju bliźniaków, poprawiając nerwowo włosy, poprzez dmuchanie w niewygodnie spływające na twarz kosmyki. Odstawiłam jedną szklankę na biurko, drugą zaś podałam Javierowi.
- Masz dzisiaj słabe tempo, Angie.
- Wiem, wiem, przepraszam. Zagadał mnie German... 
- Zagadał cię. Och, no tak... - Javier wypił duszkiem połowę zawartości szklanki. - No gdzie on jest?
Westchnęłam. Miquela wciąż nie było. Przez następne pięć minut wpatrywaliśmy się w ścianę w milczeniu.
- Nie no, ja zaraz zwariuję. Niech on ruszy... Nie mam całego dnia! 
- Spokojnie, na pewno zaraz przyjdzie... - uspakajałam go.
Mijały kolejne minuty.
- Mam tego dosyć! Jeżeli zaraz nie przyjdzie...
Na szczęście w tej chwili do pomieszczenia wszedł okularnik, trzymając na rękach stos metalowych narzędzi.
- Nareszcie. Co tak długo, ty włochata morelo? 
Miquel puścił tę uwagę mimo uszu i odłożył przyrządy na podłogę. 
- Kurcze, zapomniałem klucza francuskiego! - na te słowa żołądek poskoczył mi do gardła. - Zaraz wrócę - mruknął Miquel, podnosząc się.
- Nie! - krzyknął Javier! - Nawet nie ma mowy! Nigdzie stąd nie pójdziesz dopóki nie naprawisz mojego wózka.
- Nie awanturuj się tak, ciemniaku - okularnik stał już w drzwiach.
- Dość tego!
Po tych słowach Javier podbiegł do Miquela i rzucił się na niego, okładając go pięściami. Bliźniacy tarzali się po podłodze. Ja natomiast stałam jak osłupiała, przyglądając się tej bójce. Po chwili uderzyła we mnie rzeczywistość. 
- Co się dzieje? Co to za hałasy? - do pokoju wpadł mój narzeczony uzbrojony w teflonową patelnię.
Rzuciłam się w stronę bliźniaków, rozdzielając ich. Chwyciłam Javiera, natomiast German trzymał Miquela. 
- Chłopcy, dość tych bójek! - starałam się być poważna, jednak przez mój głos przebijało się niewyobrażalne szczęście.
- Umyjcie rączki przed kolacją - zawołał German, puszczając Miquela. Ja poleciłam Javierowi również udać się do łazienki.
Gdy dzieci opuściły pomieszczenie spojrzałam na narzeczonego, który uśmiechnął się do mnie promiennie. Rzuciłam mu się na szyję. German mocno przytulił mnie do siebie i oboje zaczęliśmy śmiać się jak oszaleli, nie mogąc uwierzyć swoje szczęście.
Tak, życie potrafi zaskakiwać.
______________________________________________
Bigos Matematyka jest nauką dostarczającą narzędzi do otrzymywania ścisłych wniosków z przyjętych założeń.
Oto i rozdział numero ochenta y dos. 82. :)
Nasz kochany Ramaszko... Klucz francuski... Julio i jego murzyński kolega... Włochata morela... Cud Javierowy... Bez komentarza...
A wy, co o tym sądzicie?
Dzisiaj urodziny naszej kochanej B. - pożyczmy jej razem ¡Feliz cumpleaños!
Muchos besitos. ♥
J & B

PS. Jeżeli macie jakieś pytania, ask funkcjonuje. Klik.

31 komentarzy:

  1. Oho! Shock! XC
    Biedny Ramallo. T.T Oby tylko się w Angie nie zakochał.
    Fajnie napisałyście to z tą malarką i tym gipsem.
    Klucz francuski.. John Cofey... BRRRR.
    Czekam z niecierpliwością na next.. Szkoda, że Angie znowu kłamie.
    ¡Feliz cumpleaños!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten Ramaszko... Wszyscy kochają Angie. Ramaszko to dopiero począte. XD
      Malarka pomysłem B. ^^ Natomiast prześladujący Angeles klucz francuski to już ja i moje chore pomysły. :D
      Angie nie kłamie. Angie ma tajemnicę.
      I dziękujemy. :)

      Usuń
  2. Feliz cumple! Genialny rozdział na nexta licze xD

    OdpowiedzUsuń
  3. O 10 to ja smacznie spałam :D Aczkolwiek to nie zmienia faktu (Bo jakby mogło ._.), że rozdział jest genialny i jedyny w swoim rodzaju ! :D
    Włochata Morela? Czytała ze mną to kuzynka i stwierdziła, że te opowiadania źle na mnie działają ._. I tak jej nie będę słuchać :P O! Ale powiedziała, że macie talent (chociaż ona w temacie nie jest o Germangie etc. nawet Violetty nie ogląda)
    Będę oryginalna! Po Polsku! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO B. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Pamiętałaś?! XD Tak, to opowiadanie źle działa na ludzi. Na nas zresztą też :D Za morelę podziękuj naszej niezastąpionej Skai. Dziękujemy za jakże miłe słowa. Możesz śmiało pokazać kuzynce nasz nienormalny, Germangiowy świat. :D

      Usuń
  4. Rozdział jak zawsze cudowny ♥
    Czemu Angie nie mogła Germanowi powiedzieć prawdy ? W furię by wpadł XD
    Biedny Ramallo. Tylko, żeby nie zakochał się w Angie.
    Trzy słowa: Czekam na next !

    PS: Wszystkiego Najlepszego B. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. :D Może lepiej, że nie wpadł? Póki co żyje w nieświadomości.
      Wszyscy kochają Angie. Już za późno, buahaha. ^^
      Jeszcze raz dziękujemy i pozdrawiamy. :D

      Usuń
  5. Świetny rozdzial, bardzo spodobał mi sie pomysl o Ramallo. Co do naszej Angeles... Nie ładnie mieć TAKIE tajemnice, oj nie. Przynajmniej z Javier'em lepiej(chyba jedyny pozytyw).
    Jedyne co pozostało mi napisać to- ¡Feliz Coumpleaños, B!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. Zaszalałyśmy z Ramaszkiem. xD Oj tam, ona może. :D

      Usuń
  6. Hahahahhahaha. To tak na początek. :D
    A teraz całkiem serio powiem Wam, iż myślałam, że Ramallo pocałuje Angie w tej łazience. XD W mojej głowie malował się już scenariusz bójki między Sierotą, a jego friendem XD Tak, więc niech Ramallo spidża do Olgi. :D
    Swoją drogą nasunęło mi się też, że ci goście od samochodów coś zrobią Angie. To "coś" zapewne dobrze będziecie rozumować. XD
    Ogółem - genialne. Dłuuugi, świetny rozdział. :D
    No i gdzie moje maniery? Cudownej B. składam najserdeczniejsze, najszczersze, najgorętsze i naj(dopowiedz sobie) życzenia. Żebyś rosła taaaakaa duuuuuziiaa *wskazuje*, żeby się spełniły Twoje marzenia oraz postanowienia noworoczne, żebyś była uśmiechnięta i pełna optymizmu. Żebyś miała od groma weny i pomysłów oraz chęci. No i.. no i czego tam sobie jeszcze życzysz. :) Tak,więc - wszystkiego, co najlepsze! Bon anniversaire, Happy birthday, Feliz aniversário, Alles Gute zum Geburtstag, Všechno nejlepšík narozeninám, Boldog szülinapot, Najlepsze życzenia! ♥

    Pozdrawiam,
    Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za te jakże miłe słowa. Cóż, Ramaszko nie może być za nachalny, bigos to fanfiction Violetty, więc musimy się zadowolić cmoknięciem w łepetynkę. Za życzenia dzięki wielkie - dożyczam sobie czekolady :D Też pozdrawiam :D

      Usuń
  7. Rozdział jak zwykle Genialny <3
    Czekam na next'a :D
    Wszystkiego najlepszego dla B ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszytkiego naj naj naj :D
    Co do rozdziału cud Javerkowy ♥ Zajebisty nie wiem jak to inaczej ująć <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Milka w Meksyku - to jest to co tygryski lubią najbardziej ;) a German z teflonową patelnią zawsze spoko ;P. Teraz na poważnie - rozdział jak zwykle świetny trochę straszny/ trochę śmieszny. Najlepsze życzenia dla B. - życzę Ci (i chyba sobie trochę też) - żeby całe świąteczne obżarstwo poszło w cycki ;D a oprócz tego kochających ludzi wokół Ciebie i mega dużo WENY.

    Emiś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaiste dzięki :D Za życzenia i miłe słowa :D

      Usuń
  10. Skąd bierzecie takie dziwaczne pomysły ?? Cudowny rozdział i co wy macie do klucza francuskiego?? CZEKAM NA NEXT !!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysły bierzemy z szafy. przeszukaj swoją, dobrze ci radzę :D Dziękujemy. Next dostaniecie jak ładne poprosicie. A co do klucza... Fizyka :D

      Usuń
    2. Klucz francuski rządzi! Moja ajdija. :D

      Usuń
  11. Genialny rozdział :'D Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  12. Superowy genialny nie do opsiania po prostu odjazd rozdzial
    czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć i czołem, kluski z rosołem.
    Jak zawsze i wszędzie jestem spóźniona, ale cóż, bywa. Komentuję tutaj chyba po raz pierwszy, może drugi. Głównie to przez to, że nienawidzę Germangie. No teraz to już nienawidziłam Germangie, bo w sumie już mi nie przeszkadzają. To przez was- czujcie się winne ;) A bloga czytam już bardzo długo, oj długo... Tylko komentować mi się nie chciało. Pamiętam jak był może z 15 rozdział, czy jakoś tak. Wtedy tak bardzo chciałam Pangie, ale nie. Wy zrobiłyście Germangie. Oczywiście nie mogłam przestać tego czytać, więc jestem tu nadal.
    Dobra, może skomentuję rozdział :)
    Tak jak większość myślałam, że Ramallo pocałuje Angie w tej łazience.
    German i teflonowa patelnia. Mrraśnie ;D
    Julio i kolega kradną samochody- nie ładnie!
    Taki pomysł mi chodzi po głowie, by Angie była z Matiasem *.* (dobrze napisałam jego imię?) Nie no, do Germangie nic nie mam (mam, wolę Pangie), ale taki Matias też byłby spoko...
    "Po tych słowach Javier podbiegł do Miquela i rzucił się na niego" A to nie Javier nie może chodzić? Bo podbiegł i ten tego... Poprawcie mnie, jeśli coś źle zrozumiałam.
    Ta w ogóle to szkoda mi Javiera. Biedny ;(
    Ta historia z malarką jest po prostu genialna. Wow ;)
    Nie zdziwiłabym się, jakby w następnym rozdziale Angie miała sen o kluczu francuskim. Np. gdyby German pływał wśród takich kluczy... Może to byłaby już lekka przesada...
    Bigos Matematyka, tak zgadzam się. To najprawdziwsza prawda.
    Mój kom taki bez ładu i składu, ale mi się nie chce myśleć.
    Zapomniałabym, wasz blog oficjalnie stał się jednym z moich ulubionych <3
    Czekam na następny <3
    PS: Chciałabym złożyć B. spóźnione życzenia. Wszystkiego najlepszego! Żeby się spełniły twoje wszystkie marzenia, by wena cię nigdy nie opuściła no i to czego sobie jeszcze życzysz ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy.
      Ciekawe, że nasze opowiadanie przypadło do gustu komuś, kto nie jest za Germangie, a nawet przekonało do tej pary. Tym bardziej, że nie jesteś pierwsza. o.O Ja nie lubię jakoś szczególnie Leonetty, więc nie chciałoby mi się opowiadania o niej czytać. Mi się ledwo chce czytać cokolwiek nawet o Angie. LOL. :D
      Pfff, nie miałyśmy zamiaru ich całować. Ramaszko ma Olgitę. Są małżeństwem ponoć. Teflonowa patelnia zawsze spoko. Wytrzymała. Julio boss. Za bodajże dwa rozdziały napisałam śmieszną scenę z nim. XD Uwielbiam Matiego. Od jakiegoś czasu też widzę go z A. Albo A. z Beto. <3 Następne rozdziały będą... No cóż z kim my jeszcze tej Angie nie spikamy. Zobaczysz... xD
      Javierkowi się polepszyło. Taki nagły przypływ adrenaliny.
      Historia z malarką wg. pomysłu genialnej B. ^^
      German w kluczach francuskich? Brzmi kusząco. Cóż, u nas i tak już jest patola level max. :P
      Dzięki w imieniu B. I jeszcze raz dziękujemy za wszystko. <3

      Usuń
  14. 1. Opowiadanie - super
    2. Jestem za germangie
    3. Zróbcie ślub Angie z Germanem.
    4. Proszę nich Angie dostanie na nim kluczem franciskim od Brunchldy.
    5. ( Sorry za spóźnienie ) wszystkiego naj .... dla B i żeby spełniły się jej wszystkie marzenia.
    6 Wy + Angie - rosądek + bloger = super opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Dziękujemy. :D
      2. No i prawidłowo.
      3. Wszystko w swoim czasie.
      4. Kluczem francuskim od Bruńki? o.O
      5. B. dziękuje. xD
      6. Cieszymy się. Rozsądek... Może być gorzej.
      Jeszcze raz dzięki. I pozdrawiamy. :)

      Usuń