sobota, 12 kwietnia 2014

Jednorazówka od B: Blizna

Powoli zamknęłam książkę i przymknęłam powieki. Ach, jakże chciałabym być bohaterką rodem z powieści Jane Austin. Taką bystrą Elizabeth lub sympatyczną Jane Bennet. Mogłabym wtedy z radością wyczekiwać każdego kolejnego dnia, wypatrując na horyzoncie ideału. Oczami wyobraźni już go widziałam... Jasne, rozwichrzone włosy, ciemnobrązowe oczu i łobuzerski uśmiech... Roześmiałam się na samą myśl i szybko zapisałam swoje przemyślenia w pamiętniku. Zapiski opatrzyłam oczywiście odpowiednim szkicem. Nagle spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut zaczynały się lekcje, a ja byłam w proszku. Spakowałam się czym prędzej i popędziłam na zajęcia, modląc się, żeby hiszpański się jeszcze nie zaczął - nauczyciel nigdy nie darowywał spóźnień.


***

Szary gmach liceum wynurzał się gwałtownie zza rosnących w parku drzew. Westchnąłem. Jak na złość mieliśmy dzisiaj mało przedmiotów ścisłych i dwie godziny historii. Poprawiłem zsuwające mi się na nos okulary w czarnych oprawkach i przyśpieszyłem kroku. Zostały mi dwie minuty do rozpoczęcia lekcji i kilkaset metrów do pokonania. Najpierw skok przez płotki - kilkoma susami pokonałem ławkę i rabatkę z kwiatkami, potem skok w dal - przeleciałem zgrabnie nad pasem jezdni oznaczonym tabliczką "świeżo wylany asfalt", teraz tylko sprint... Śmignąłem przez hol i skręciłam w jeden z korytarzy. Niespodziewanie drogę przecięła mi inna pędząca postać. Zderzyliśmy się gwałtownie, upadając przy tym na idealnie wypastowaną podłogę. Mają twarz przykryła burza blond włosów, pachnących wanilią. Kichnąłem i niezgrabnie wstałem.
- Przepraszam - mruknęła dziewczyna, wlepiając we mnie dwa zielone reflektory zwane oczami.
- Nic się nie stało... - odpowiedziałem szybko, podnosząc z ziemi okulary.
- Jestem Angie. Klasa artystyczna - przedstawiła się, obdarzając mnie lekkim uśmiecham.
- Augusto, klasa matematyczna - odparłem, przeczesując dłonią włosy. 
Powoli zaczynałem ją kojarzyć. Chodziła dwie klasy niżej, ale nigdy wcześniej nie zwróciłem na nią uwagi. Ani na jej piękne włosy, ani na cudowne oczy, ani na brzmiący jak milion dzwoneczków głos.

***

Jeszcze kilka godzin wcześniej Angeles oddałaby wszystko, by tylko spotkać na swojej drodze owego idealnego chłopaka. A teraz? Teraz miała w głowie tylko jedną osobę i żaden ideał nie był w stanie być w czymkolwiek lepszym od niego. Ta osoba miała ciemne, kręcone włosy, które nie chciały się poddać żadnemu grzebieniowi, okulary, piwne oczy i grzeczny uśmiech. I cudowny głos. Taki spokojny i rozsądny, a jednocześnie taki... nieobecny. Tak jakby wciąż był wśród cyfr, które tak kochał. Bo oczywiście poznała dokładnie jego głos, gdy poszli później na spacer.

Dwa miesiące później Augusto i Angie byli już parą. Wszyscy, którzy kiedykolwiek widzieli ich razem sądzili, iż ten związek nigdy się nie rozpadnie. Było to zaskakujące. W końcu stanowili połączenie dwóch tak diametralnie różnych osobowości... Ona kochała muzykę, sztukę. Pełna energii i pozytywnego myślenia, dla niej nic nie było niemożliwe. On był ścisłowcem. Nawet do miłości podchodził jak do matematyki. A fizyka była jego wyrocznią, pokładał całkowite zaufanie w jej prawach. Woda i ogień, dwa przeciwne magnesy, a jednak tworzyły razem coś, o czym nikomu się nawet nie śniło. On wtajemniczał ją w rachunek różniczkowy i uczył ją jeździć na rolkach, a ona wyzwoliła w nim radość życia i nauczyła go cieszyć się chwilą. Rodzice obojga pochwalali ich związek. Maria, często śmiała się, iż prędzej za mąż wyjdzie jej młodsza siostra niż ona i German zdecydują się na ślub. 

Przez kilka lat młodzi żyli jak w bajce. Książę odnalazł księżniczkę. Niestety, wszystko się zmieniło. Augusto zachorował. Nowotwór złośliwy - tak brzmiała diagnoza. Odwiedzała go codziennie, licząc, że coś się nagle zmieni. Dzień w dzień modliła się o jego zdrowie. Nie potrafiła uwierzyć, że tak ma się to skończyć. Siedzieli wspólnie w sali, na wąskim, szpitalnym łóżku i godzinami grali w szachy. On zawsze zwyciężał. Pomimo, iż widziała jak marnieje w oczach, traktowała to jak przeziębienie, które wkrótce minie, a oni znowu będą jeździć na rowerach, spacerować... Matka patrzała ze smutkiem na Angeles. Zarówno ona, jak i rodzice Augusto wiedzieli, że to koniec. 

***

Siedziałem na łóżku, grając z Angeles. Czułem porażający ból głowy, ale nie chciałem jej martwić. Była blada, niewyspana, a pomimo to piękna. Wyciągnąłem drżącą rękę i pogładziłem ją po policzku. Według lekarzy, zostały mi jakieś dwa dni życia. "I nie zostanę wykładowcą na uniwersytecie. No nic tylko się pociąć ze smutku" - pomyślałem sarkastycznie. Samobójstwo wydawało mi się tak łatwe, tak banalne... Ale nie mogłem tego jej zrobić. Musiałem odnaleźć w sobie siły, żeby udawać, iż ból minął i jest już lepiej. Uśmiechnąłem się delikatnie. Nadszedł czas, aby porozmawiać.
- Aniołku... - szepnąłem, wyjmując jej z ręki wieżę. - Wiesz, co się dzieje prawda?
Milczała. 
- W ciągu kilku dni umrę. Chcę mieć pewność, że po mojej śmierci nie zrobisz nic głupiego.
- Nie za wysoko się cenisz? - mruknęła. 
Z pozoru była to złośliwa uwaga, ale znałem ją dość długo, by wiedzieć, że tak maskuje strach.
- Obiecaj mi coś. Gdy będę już martwy - poczułem jak zadrżała - nic sobie nie zrobisz. Będziesz żyła tak, jakbym nigdy nie istniał.
Wstała gwałtownie i obróciła się do mnie plecami.
- Jak mogłabym... Jesteś wszystkim. Kocham cię. 
- Ja ciebie też i dlatego cię o to proszę. Wyrzuć wszystkie zdjęcia, wszystko. Pozbądź się wspomnień - nabrałem głośno powietrza w płuca. - Nie odmówisz chyba umierającemu, co?
Popatrzała mi w oczy. Jej cudowne oczu koloru łodyg selera były pełne srebrzystych łez. Siadła koło mnie i przytuliła się.
- Zrobię o co tylko poprosisz. Ale ty wyzdrowiejesz. Musisz - szepnęła w moją pierś.
Złapałem delikatnie jej podbródek i powoli ją pocałowałem. Jej miękkie wargi muskały moje niczym skrzydła motyla kwiat. Wplotłem palce drugiej dłoni w jej jasne włosy. Wciąż pachniały wanilią. Nasz pocałunek był czuły i namiętny jednocześnie. Stałem na granicy życia i śmierci. To był dotyk życia. Teraz pora na śmierć.

***

Byłam w domu. Augusto kazał mi pójść, aby się przespać. Nie mogłam jednak zmrużyć oczu. Wciąż huczały mi w głowie jego słowa. Dźwięk telefonu zabrzmiał jak wystrzał. Znałam treść wiadomości, jeszcze zanim ją usłyszała.
- Angeles Saramego? Bardzo mi przykro. Niejaki pan Augusto Plodder... - pielęgniarka nie dokończyła. Rzuciłam słuchawką i upadłam na kolana. Ból zdawał się być nożem, który raz po raz przeszywał mój brzuch. Zaszlochałam i uderzyłam z całej pięścią w podłogę. Po kilku ciosach opadłam z siły. Do pokoju weszła mama. Mówiła coś, ale słowa do mnie nie docierały. Klęczałam skulona na czerwonym dywanie. Czułam jak grunt osuwa mi się spod nóg. Potem ogarnęła mnie ciemność.

Byłam jak w letargu. Mijały godziny, a ja siedziałam tak, czekając aż mnie też dosięgnie niesprawiedliwa ręka śmierci. Nic takiego się jednak nie stało. Kiedy po kilku godzinach odzyskałam świadomość, byłam sama w pokoju. Bujany fotel obok mojego łóżka jeszcze się kolebał, więc ktoś musiał chwilę temu na nim siedzieć. Po chwili do pokoju weszła Maria.
- Angie, tak mi przy...
- Kiedy pogrzeb? - przerwałam jej.
- Jutro o piętnastej. Ale czy czujesz się na siłach...? 
- Muszę się z nim pożegnać - odrzekłam tylko.

Nazajutrz padał deszcz. Nie przeszkadzało mi to, o nie. Łzy tonęły w strugach wody, które spływały po mojej twarzy. I dobrze. Nie chciałam, żeby wiedział, że płaczę. Zasmuciło by go to. A nie mógł być smutny na własnym pogrzebie. Mimowolnie zaśmiałam się. Jaka ja byłam żałosna. On był martwy. Już nigdy nie będzie szukał okularów, nigdy nie zgubi długopisu, nie rozwiąże zadania z fizyki, nie przytuli mnie... Czarna trumna miała wkrótce zniknąć pod ziemią. Matka Augusto płakała, gdy rzucała grudkę ziemi na skrzynię, w której spoczywał jej syn. Ojciec także. Po chwili przyszła kolej na mnie. Stanęłam nad wykopaną w ziemi dziurą. Serce podpowiadało mi, żeby skoczyć na dno i pozostać z nim tam już na zawsze. Głupie serce... Puściłam grudkę ziemi, która z łoskotem uderzyła o wieko trumny i odsunęłam się, oddychając gwałtownie. To koniec. Żegnaj Augusto. Spojrzał ostatni raz na biały pomnik i wróciłam do domu.

Album z naszymi zdjęciami dalej stał na półce. Otworzyłam go. Nasze pierwsze zdjęcie przedstawiało Augusta uczącego mnie jeździć na rolkach. Na kolejnym byliśmy w wesołym miasteczku. Na innym... Ostatni raz przejrzałam album i włożyłam go do kartonu. To samo zrobiłam z pluszowym misiem, którego kiedyś dostałam od niego. Karton wyniosłam do ogrodu i tam podpaliłam. Patrzałam z bólem jak płomienie trawią moją przeszłość. Zrobiłam co kazał. Nagle poczułam, że muszę uratować pamiątki po nim. Niczym wariatka starałam się zdeptać płomienie. Jeden z butów zajął się ogniem. Szybko zrzuciłam go z nogi, która zaczęła mnie cholernie piec. Polałam ognisko wodą z węża ogrodowego i dokuśtykałam do łazienki. Włożyłam stopę do chłodnej wody, rzucając mięsem na lewo i prawo. Następnie zabandażowałam ranę i poszłam do swojego pokoju, aby pouczyć się do testu z hiszpańskiego. I żyć tak, jakby on nie istniał.

Od tamtych wydarzeń minął już rok. Maria wyszła z Germana i spodziewa się dziecka. Zresztą mieszkają teraz w Buenos Aires. Ja ukończyłam liceum ze świetnymi ocenami. Nikt nie wspomina przy mnie nigdy o Augusto. Nakazałam to wszystkim wyraźnie. Wkrótce sama zaczęłam myśleć o nim jak o śnie, jak o czymś nierealnym. Od pogrzebu ani razu nie byłam na cmentarzu. Jedynym śladem, który przypomina mi o tym, iż on kiedyś istniał stała się nieduża blizna na lewej stopie. Ot, podłużna, różowa, lekko błyszcząca kreska. To wszystko. Ta kreska była swoistym symbolem, jedyną rzeczą, która łączyła moją przeszłość i moją przyszłość, mającą mnie jeszcze wiele razy przykro zaskoczyć.
                                                                                                                 
Speszyl jednorazówka dla  Angie♥♥♥. Smutna, bo smutna. 
Taka z lekka nieogarnięta. 
No cóż, może dzięki temu wybaczycie nam tak długie oczekiwania na rozdział. 
Akcja dzieje się jeszcze przed czasami Pabla XD 
Obrazków nie chciało mi się dodawać - wybaczcie. :D
~ B

16 komentarzy:

  1. Jak skończyłam to teraz czytać, to tak mi się smutno zrobiło :( Zaraz dorzucę jeszcze kilka smutnych piosenek i się bardziej zdołuję.
    Ech, perfekcyjnie napisane, też tak chcę pisać.
    Wybacz, nie umiem pisać komentarzy, więc nie będę zajmować więcej miejsca, rosyjski mnie goni (kto to w ogóle wymyślił ;-;),
    Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję. Nie chciałam Cię zdołować, zwłaszcza, że sama nie jestem zdołowana :D Rosyjski... Brrr XD Choć wolę go niż niemiecki :D ~B

      Usuń
    2. Jestem zdołowana przez rosyjski, niepotrzebnie dała tyle materiału na sprawdzian... Ale jednak stwierdziłam, że nie warto się smucić, bo koleżanka z klasy wysłała mi głupawy filmik i mi przeszło :P Niby rosyjski jest prosty, ale mi kompletnie nie wchodzi do głowy, chyba za głupia do niego jestem XD

      Usuń
  2. Świetna! *,* biedna Angie :( Chce takich więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo. Jakie to... Po prostu... To jest.... No nie mogę dobrać słów, bo zwykłymi słowami tego nie opiszę. <3
    Więcej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Gabriela_Clarinatica13 kwietnia 2014 07:52

      August + Angie= Augie

      Usuń
    2. Konkurencja dla Julangie, widzę... XD

      Usuń
  5. Gabriela_Clarinatica13 kwietnia 2014 07:50

    Genialna jednorazówka. Też chcę umieć tak pięknie pisać. Musisz zrobić karierę, Asia również.
    Mnie to cieszy, że nie było Pabla. :)
    Początek o Jane Austin wywołał u mnie nagły zaciesz. Kocham "Dumę i uprzedzenie" <3 Przeżyć coś tak wspaniałego jak Lizy, Jane, czy nawet coś tak tragicznego jak Angie, wydaje się niezwykłe.
    Z dedykacją. Mogę prosić o jednorazówkę dla mnie? :)
    Życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolej:
      1) Moja polonistka sądzi inaczej
      2) Też to uwielbiam :D
      3) Taa, byłoby uroczo :)
      4) Jasne, napisz tylko na asku jakie masz wymagania
      Dziękuję

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. No i jestem.
      Dzisiaj tak sobie myslałam, że fajnie byłoby przecztyać coś waszej twórczości i proszę- jednorazówka.
      Skomentuję to tak, jak myslałam czytając to. Będzie dziwnie ;p
      Ja się nie dziwię, że Angie jest w proszku, skoro pranie robiła...
      zderzyli się- jak słodko *.*
      Ciekawe jakiego szamponu Angie używa, że jej włosy po tak długim czasie nadal będą pachnieć wanilią... Css. ja jeszcze tego nie wiem.
      Angie, uciekaj! On z klasy matematycznej!!!
      Skąd on wie, jak brzmi milion dzwoneczków? O.o
      matma, fizyka?! co?
      German i opóźnienia ze ślubem? On w serialu z Esme. po (zmyślona liczba, nie umiem matmy) 49 odcinkach wziął ślub! To jest dziwne. bardzo. Ale to German. Teraz to już ma sens.
      Czegoś nie rozumiem. On ma umrzeć, więc by jak najlepiej spędzic ostatnie chwile zycia, gra w szachy? Dobrze, że przynajmniej z Angie, bo inaczej byłoby dziwnie...
      Angie i robienie czegoś głupiego? Co? To niemożliwe! (czujecie ten sarkam? xd)
      jakoś mniej więcej w tym momencie zaczęłam płakać. Pozdrawiam mojego kota (którego nie mam).
      On dał jej pluszowego misia... Dlaczego on umarł?! Co?! Kto to pisał? Ja to zgłoszę! żal. Pff...
      czemu Angie rzucała mięsem? Skąd ona wzięła mięso?
      Zapomniałam- to Angie. Ok ok.
      Nie no, ja nic do niej nie mam. Ale, skąd ona wzięła to mięso?
      Zakończenie mi się bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, podobało. (nie wiem, co zrobiłam, ale kopiując wyraz "bardzo" wszystko zaznaczyło mi się na żółto, lub pomarańczowo. Zepsułam internet)
      To było takie słodkie <33
      (naprawiłam Internet. Jest dobrze, nie martwcie się)
      Taka piękna jednorazówka zasługuje na równie piękne komentarze. Inni dali radę, ja niestety nie, ale co tam. takie życie. life is brutal. Skoczmy z mostu.
      Będzie fajnie, mówili...
      Zaczyna mi odwalac, ale to nic nowego. Przepraszam, dziękuję i smacznego.
      Kocham Was <33333
      (a i jest to chyba 11 komentarz. O tak.)

      Usuń
    2. Kocham Twoje komentarze :D Pranie mnie rozwaliło :D Heloł to German :D Heloł to Angie :D Oni mogą być nieogarnięci. Używa Hedenszołders XD To matematyk - pomnożył :D Grają w szachy, bikos to takie soł romantik :D Jeny, zawsze czytam Twój komentarz przy ludziach i zawsze słyszę pytanie "Wszystko OK? Bo śmiejesz się jakbyś była lekko..." XD

      Usuń
  7. Wow *.*
    Super jednorazówka! <333
    Czekam na kolejne, jak i na rozdział :D
    Życzę baaaaaadzo dużo weny, i zapraszam do siebie :)
    ♥G♥E♥R♥M♥A♥N♥G♥I♥E♥♥P♥O♥R♥♥S♥I♥E♥M♥P♥R♥E♥ :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudna jednorazówka !
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdzialik i zapraszam do mnie ;)
    Na razie tylko prolog,ale niedługo pierwszy rozdział :D

    http://zapach-sosny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń