niedziela, 26 października 2014

Rozdział 107

Rozdział 107.

Kilkanaście minut później siedziałam już wygodnie w fotelu w samolocie z Malvadą po mojej lewicy i księdzem Oscuro po prawej stronie. Nie było to wymarzone towarzystwo wyjazdu o takim charakterze, ale cóż - wyszło jak wyszło.
- Proszę o zapięcie pasów, za chwilę będziemy startować. Życzę udanego lotu - rozległ się głos stewardessy.
Moich uszu dobiegł jakiś zduszony okrzyk. Rozejrzałam się, jednak nie udało mi się zidentyfikować osoby, która go z siebie wydała. Po chwili samolot zaczął drżeć. Popatrzyłam na Malvadę. Jej twarz nie wyrażała emocji. Natomiast gdy odwróciłam się w prawo, aby spojrzeć na Roberta, dostrzegłam, iż zrobił się blady. Jego lewa noga dygotała niespokojnie.
- Robercie, wszystko w porządku? - spytałam niepewnie. Ksiądz pokiwał twierdząco głową. Jego twarz zaczęła nabierać zielonkawej barwy.
- Mięczak, boi się latania - parsknęła śmiechem Malvada.
- Ss-kąd wiesz? - wymamrotał Oscuro głosem niepodobnym do swojego w normalnych okolicznościach.
- Teraz już wiem - zaśmiała się triumfalnie.
Westchnęłam. Robert wyglądał na naprawdę przerażonego. Chciałam powiedzieć coś dla rozluźnienia atmosfery, jednak nic sensownego nie przychodziło mi to głowy.
- Więc... tego... Szkocja - wycedziłam.
- Na to w-wygląda - odparł mężczyzna z trudem. Malvada znów się zaśmiała.
- Rodzinne strony, Robercie, nie cieszysz się? - spytała z ironią.
- Pani też pochodzi z Glasgow? - spytałam, usiłując nawiązać rozmowę.
- Ja? Skąd, jestem Portorykanką.
- Och... No tak. A więc co sprowadza panią w te strony?
- Interesy, Angeles, już ci to mówiłam. O, zdaje się, że właśnie dostałam wiadomość od mojego... sprzedawcy - powiedziała, wyjmując z kieszeni telefon.
- Jakim cudem ma tu pani zasięg? - spytałam zaskoczona, przywołując namyśl własną, ukrytą w tej chwili na dnie torby podręcznej, komórki, w której wybrałam tryb samolotowy.
- Ma się swoje sposoby.
- Jasne... - mruknęłam. - Spokojnie, Robercie. Rozluźnij się, będziemy na miejscu już za szesnaście godzin...
- Sz-szenaście g-godzin - powtórzył nieprzytomnie Oscuro.
Chyba nie byłam najlepsza w pocieszaniu ludzi. Niezdarnie wyciągnęłam rękę i po chwili poklepałam go po ramieniu jak pieska.
- To może opowiedz... - W myślach próbowałam szybko znaleźć temat. - Co nowego u Emilie?
Oscuro spojrzał na mnie z miną, która sprawiła, że natychmiast zamilkłam. Był już fioletowy na twarzy. Malvada zaśmiała się pod nosem, jednak zgrabnie przekształciła to w kichnięcie. Zauważyłam, że wyjęła z torebki jakąś gazetę i zabrała się za jej spokojne wertowanie. Robert natomiast chyba próbował usnąć, gdyż zacisnął powieki i wargi w dość specyficzny sposób. Jako iż moi towarzysze nie wydawali się szczególnie skorzy do rozmów, wyjęłam słuchawki, które podłączyłam do telefonu i wybrałam utwór "Til kingdom come". Był to jeden z moich ulubionych przebojów Coldplay'a. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu i rozkoszowałam brzmieniem muzyki. Przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie odpłynąć w sen.

Obudziłam się, gdy stewardessa oznajmiła, że podchodzimy do lądowania. Ziewając zapięłam pas i rozejrzałam się. Robert wyglądał jeszcze marniej niż wcześniej, natomiast Malvada w dalszym ciągu czytała gazetę. Jakąś godzinę później mieliśmy już swoje walizki i staliśmy na lotnisku.
- A więc... dokąd idziemy teraz? - spytałam powoli, jednak urwałam, zauważając pewną tabliczkę.
Napis na niej głosił "London Main Aiport". Spojrzałam na Malvadę wzrokiem, w którym zażenowanie mieszało się z paniką.
- Czy to jakiś żart? - wycedziłam. - Co to ma znaczyć, że jesteśmy w Londynie?!
- Wiesz, Angeles - Malvada podrapała się nerwowo po karku - bilety były o wiele tańsze... A do Glasgow przecież wcale stąd niedaleko...
- Niedaleko?! Żartujesz sobie? Teraz musimy wziąć drugi samolot i...
- O nie! Nie, nie i nie! - wychrypiał nagle Robert przerażającym wręcz głosem. - Nie zmusicie mnie, żebym wsiadł z powrotem do tej metalowej trumny!
- Pozostaje pociąg - powiedziała lekko Malvada. Moja ochota, aby ją udusić pogłębiła się.
- Niech zgadnę... Wiesz o której odjeżdża pociąg do Glasgow, prawda?
- Mamy jeszcze dwie godziny. W sam raz, aby dojechać na dworzec i kupić bilety. - Przytaknęła, uśmiechając się.
Odetchnęłam głośno i policzyłam w myślach do dziesięciu.
- Wspaniale. - Mruknęłam. - Wobec tego ruszajmy.

- I to jest... pociąg? - spytał Oscuro.
Staliśmy właśnie na stacji King's Cross i wpatrywaliśmy się w coś, co pociągiem mógł nazwać tylko optymista. Maszyna wyglądała bowiem tak, jakby ktoś poskładał ją z przypadkowo znalezionych na złomowisku części. Rozejrzałam się. Stojące koło nas małżeństwo wchodziło właśnie do pojazdu, grupa turystów z Japonii robiła zdjęcia, a jakiś chłopak w okularach wbiegł w stojący nieopodal filar. Towarzyszący mu rudzielec popatrzał na mnie i pomógł wstać koledze.
- Czas wsiadać - zarządziła Malvada i z dziarską miną weszła do wagonu.
Wymieniłam z Robertem zaniepokojone spojrzenie i weszliśmy za nią. Wnętrze powitało mnie zapachem wymiocin, kurzu i czegoś, czego wolałam nie identyfikować. Grzecznie podążyłam za Silvią do przedziału, starając się ignorować jęk mojego przyjaciela. Tu nie było tak źle. Ściany obite były elegancko drewnem, a siedzenia czerwoną skórą. Pod oknem znajdował się niewielki stoliczek. Nagle mój wzrok zatrzymał się mężczyźnie, który spał, opierając się o okno.
- Jesteś pewna... że tu powinniśmy usiąść? - wyszeptałam.
Malvada popatrzała na mnie z irytacją i umieściła swoją walizkę na półce. Zrobiłam to samo ze swoją. Niczym nie przejęta usiadła naprzeciw nieznajomego. Westchnęłam i zajęłam miejsce obok niej. W końcu innej opcji nie miałam. Po chwili Oscuro usiadł po mojej lewicy. Przyjrzałam się śpiącemu. Miał jasnobrązowe, lekko przerzedzone włosy i okropnie pocerowane ubranie. Jego policzki i nos były podrapane, a z kieszeni wystawał mu jakiś patyk.
- Zawsze dobrze mieć towarzystwo w czasie podróży... - mruknął mój przyjaciel, kiedy zauważył, że przyglądam się nieznajomemu.
- Lepiej nie kracz - odparłam.
- Od kiedy jesteś taka aspołeczna?
- Odkąd jestem w Wielkiej Brytanii.
- Nic tylko narzekacie - wtrąciła się Malvada. - Angeles, gdzie twoje podejście w stylu "Promieniuję tęczowymi całusami i naklejkami z jednorożcami"?
- Zostało w domu - warknęłam.
- Ktoś widzę ma humorek...
Nagle drzwi przedziału otworzyły się i do środka wszedł grecki bóg. A przynajmniej ktoś, kto na takiego wyglądał. Mężczyzna miał ponad metr osiemdziesiąt, czarne, falujące włosy i przeszywająco błękitne oczy. Zarost dodawał mu męskości, a czarna, skórzana kurtka sprawiała, że w jakiś sposób przypominał Julio.
- Dzień dobry - powiedział po angielsku. - Czy znajdzie się tu wolne miejsce dla strudzonego wędrowca?
- Oczywiście, proszę siadać - odparłam.
Przybysz zajął miejsce naprzeciw mnie.
- Kto by przypuszczał, iż znajdę się w przedziale z dwiema pięknymi kobietami...
- Jaki pan miły... - rzucił Oscuro falsetem i poprawił włosy, zamachawszy rzęsami.
- Robercie! - zawołałam równocześnie z Malvadą.
Ksiądz wzruszył tylko ramionami.
- Jestem Angeles. Ale proszę nazywać mnie Angie - przedstawiłam się. - A to są Robert i Silvia.
- James Raymond, bardzo mi miło.
- Nam także niezmiernie przyjemnie, zapewniam - wtrącił Oscuro, uśmiechając się lekko.
Zgromiłam go spojrzeniem, ale on zamiast się przejąć, ponownie wzruszył ramionami i wyjął z walizki jakąś książkę. Wtem pociąg gwałtownie ruszył, a ja wylądowałam na Jamesie.
- Przepraszam... - wymamrotałam zawstydzona.
- Ależ to żaden problem - odparł, uśmiechając się zniewalająco.
Pośpiesznie usiadłam na swoim miejscu i szturchnęłam lekko Roberta, który popatrzał na mnie znacząco. W odpowiedzi uniósł brwi i wrócił do czytania książki "Doktor Jekyll i pan Hyde". Uśmiechnęłam się delikatnie. Ta książka wyjątkowo do niego pasowała.
- Więc dokąd zmierzacie? - zapytał James.
- Jedziemy do Glasgow - wyjaśniłam. - Mamy tam kilka spraw do załatwienia.
- Piękne miasto. Byłaś tam już kiedyś?
- Nie, a ty?
- Owszem. Kilka razy. Bo musisz wiedzieć, że sporo podróżuję i nigdy nie spotkałem tak wspaniałego miejsca. Ale z tobą chyba każde miejsce jest cudowne.
Zarumieniłam się lekko. Pociąg zwolnił i w końcu zatrzymał się na jakiejś stacji. Drzwi od przedziału ponownie się otworzyły. Do środka weszła jakaś blondynka i facet w garniturze.
- Witajcie! - powiedziała nastolatka lekko nieprzytomnym głosem i zajęła miejsce obok Jamesa, który nie wydawał się być zachwycony tym faktem. Dziewczyna wyjęła z torby jakąś gazetę, odwróciła ją do góry nogami i zaczęła czytać.
- Tak, sprzedaj. Mówię przecież! Ile tego jest? Trzysta ton?! Zwiększ produkcję! - mężczyzna przyciskał telefon do ucha i usiadł koło blondynki. Malvada odchrząknęła znacząco, ale na nic. - Tak, wymieszaj je tak, aby się nie zorientowali! Tak, wtedy sprzedaż wzrośnie o dwadzieścia punktów procentowych!
Gdyby wzrok mojej towarzyszki mógł zabijać, nieznajomy już byłby martwy.
- Przepraszam, może pan wyjść, jeśli chce pan rozmawiać? - zapytała w końcu.
- Ale jakie znowu... Odliczyłem ci już podatek! Przepraszam, ale to bardzo ważna rozmowa. To nie do ciebie, baranie! Ty licz! Czterysta sprzedaliśmy w zeszłym tygodniu! W tym musimy to podwoić! Tak! Co pani... ?
Malvada bowiem wstała i najspokojniej w świecie wyjęła mu komórkę z dłoni. Następnie otworzyła drzwi przedziału i cisnęła nią przez korytarz.
- Może to pana nauczy kultury! - powiedziała z ciepłym uśmiechem i wróciła na swoje miejsce.
Biznesmen rzucił jej wściekła spojrzenie, ale poszedł po urządzenie.
- Kto by pomyślał, że jesteś specem od dobrego wychowania, kochanieńka. Ale przyznaję, to było imponujące - mruknął Robert w jej stronę.
- Ma pani bardzo silny charakter... - wtrącił James. - To rzadko spotykane.
- A ja uważam, że zachowała się pani nie uprzejmie - powiedziała nastolatka nieobecnym głosem.
- Czasem inaczej się nie da - odparła z dumą Silvia.
W tym momencie mężczyzna wrócił i zajął bez słowa swoje miejsce. Jakby tego było mało, za nim przyszedł jeszcze jakiś facet. Dość wysoki, dość szeroki i dość mocno pachnący alkoholem. Na twarzy miał lubieżny uśmieszek. Tylko jego nam brakowało.
- Dzień dobry... - powiedział, wbijając wzrok w Malvadę.
- Dobry... - odparła, szukając czegoś w torebce.
Mężczyzna przejechał dłonią po łysej głowie i klapnął koło księdza.
- Jestem Michael... - rzucił, przechylając się w stronę Silvii.
- A ja jestem niezainteresowana - odparła.
Michael roześmiał się i nachylił się w jej stronę tak bardzo, że teraz niemal leżał na Robercie.
- Czy może pan zachować przestrzeń osobistą? - wtrącił Oscuro.
- Pani chyba nie jest z Anglii... - zagaił kolejny raz.
Jego cuchnący oddech owionął moją twarz.
- Przepraszam, czy wyraziłam się nie dość jasno? - Malvada zmierzyła go wzrokiem.
Facet zamiast skulić się jednak pods ciężarem jej spojrzenia, uśmiechnął się szeroko i przeciągnął się. Plama potu, która zdobiła jego koszulkę, znalazła się zaledwie kilka centymetrów od twarzy mojego przyjaciela. Ksiądz wyraźnie napiął mięśnie, zmarzczył zabawnie nos, ale nic nie powiedział.
- Niektóre kobiety po prostu lubią być zdobywane - powiedział Michael spokojnie.
- Przez pana? Szczerze wątpię - moja towarzyszka nawet nie siliła się na uprzejmość.
- Zdziwiła by się pani... - odparł podrywacz i głośno beknął. - ...Niektóre lubią takich męskich gości.
Zauważyłam, że James także stał się spięty. Nawet biznesmen przestał na chwilę stukać w klawiaturę laptopa, którego wyjął i zaczął przyglądać się tej wymianie zdań. Tylko jasnowłosa i śpiący podróżny pozostali niewzruszeni. Nagle Oscuro zerwał się z miejsca i złapał tego odrażającego olbrzyma za kołnierz. Pociąg zakołysał się, ale Robert stał pewnie na zdrowej nodze. Przycisnął Michaela do ściany i wyjął z kieszeni spodni scyzoryk. Jego ofiara zamachnęła się, próbując go trafić w twarz, ale ksiądz zrobił szybki unik i przycisnął nożyk do szyi typa.
- Pokrój mu tę grubą twarzyczkę! - zawołała entuzjastycznie Malvada.
- Nie! - krzyknęłam. - Robercie, nie możesz...
- To nie jest najlepszy pomysł... - wtrącił się James.
Ksiądz zacisnął zęby i zacisnął palce kołnierzu przeciwnika.
- Posłuchaj uważnie... - wysyczał. - Pójdziesz teraz do innego przedziału. Jeśli nie, wiedz, że nie zawaham się przed skrzywdzeniem cię.
- Dalej, dziadku. Śmiało! - Michael zaśmiał się rubasznie.
- Robercie, proszę! - pisnęłam, wstając i położyłam dłoń na ramieniu przyjaciela. - Nie daj się sprowokować! Pomyśl o Ernesto, o Emilie...
Oscuro oddychał ciężko, ale poluźnił uścisk.
- Wyjdź stąd. Teraz. Proszę. 
Padło magiczne słowo. Uśmiechnęłam się słabo, wiedząc, że sytuacja już się klaruje. I rzeczywiście. Michael rzucił ostatnie spojrzenie na Malvadę, wziął walizkę i wyszedł. Wtedy mój towarzysz osunął się ciężko na swoje siedzenie.
- Dziękuję - szepnęłam.
- To było niezłe... - Nawet James był pod wrażeniem.
Jedynie Silvia wyglądała na lekko zawiedzioną.
- Mogłabyś podziękować - zwróciłam jej uwagę.
- Za co? Za odpędzenie tego prostaka? Poradziłabym sobie sama! - żachnęła się. - Nie potrzebuję niczyjej pomocy. A już zwłaszcza jego.
Obrzuciłam ją oburzonym spojrzeniem, ale na moim przyjacielu nie zrobiło to wrażenia.
- Dalej nie wierzę, że zostałaś odwołana z funkcji burmistrza. Jesteś przecież uosobieniem wszelkich cnót - mruknął sarkastycznie.
- Przypominam, iż to nie ja jestem tą z problemami psychicznymi - odparowała czarnowłosa.
- Pamiętaj, że to na ciebie lecą największe oblechy w pociągu.
Malvada zrobiła oburzoną minę. Zarzuciłam triumfalnie włosami i spojrzałam w stronę okna. Pociąg mknął przez opustoszałe pola. Co jakiś czas tylko zdarzały się pojedyncze, zielone pagórki. Moją chwilę spokoju przerwał dźwięk telefonu. Z trudem wyciągnęłam go z kieszeni dżinsów i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Halo? - powiedziałam niecierpliwie do słuchawki.
- Mi to nie wolno wykonać telefonu, a ona może sobie gadać! - krzyknął facet w garniturze, wskazując na mnie palcem.
- Ale ona nie jest tak wku... - zaczął James.
- Uważaj do kogo mówisz, cwaniaczku, bo jak nie...
- Możecie się w końcu przymknąć?! Halo? German?
- Ooo, Germuś dzwoni - zachochotała Malvada.
- Kochanie, słyszysz mnie? - dobiegło z słuchawki. Oscuro zagwizdał - chyba zaczynał udzielać mu się nastrój Silvii. - Co tam się dzieje? Dlaczego nie zadzwoniłaś po wylądowaniu? Martwiłem się... RAMALLO, OLGA, ŚCISZCIE TO CHOLERNE RADIO!
- Ależ on uroczy - Malvada nie mogła powstrzymać się od wtrącenia złośliwego komentarza. Tymczasem śpiący mężczyzna głośno zachrapał i wytrącił z rąk gazetę blond dziewczynce, która schyliła się po nią pod ławkę, wprowadzając jeszcze więcej zamieszania. Ściszyłam nieco odbiór, w celu udaremnienia Malvadzie podsłuchiwanie.
- Wszystko dobrze, German? - udało mi się wydusić to rutynowe pytanie.
- To ja powinienem cię spytać. Jak się trzymasz, Angie?
W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo już mi go brakuje. On jeden wciąż nazywał mnie "Angie". Tęskniłam za jego kochanymi ramionami, gorącymi ustami, ciepłymi dłońmi. Poczułam jak robi mi się zimno. Tak bardzo pragnęłam mieć go w tej chwili obok, móc przytulić się do jego piersi i... W tej chwili ktoś strzelił mi palcami przed oczami. W przedziale panowała dziwna cisza. Wszyscy patrzyli w moją stronę.
- Nieźle się zawiesiłaś, kochana - powiedział Oscuro. Zignorowałam go i usiłowałam kontynuować rozmowę.
- Dobrze... - odpowiedziałam cicho.
- No powiedz mu, że go kochasz i kończmy tę operkę! - krzyknęła Malvada. Miałam ochotę ją rąbnąć.
- Chciałbym móc cię teraz przytulić. Chciałbym, żebyś się do mnie uśmiechnęła i... - w tej chwili coś zaczęło trzeszczeć. Tylko tego brakowało!
Malvada zachichotała, wtrącając coś na temat "przesłodzonych romansideł". Ale mi w tej chwili naprawdę nie było do śmiechu.
- Tęsknię... - usłyszałam jeszcze. - Kocham cię - po tych słowach połączenie się urwało.
- Ja też - powiedziałam, choć było jasne, że on tego nie usłyszy.
Uderzyłam komórką o udo i wściekła wcisnęłam ją do kieszeni.
- Widzę, że rozmowa z kochasiem nie szczególnie poprawiła ci humorek - mruknęła Silvia.
Spojrzałam na nią jadowicie i oparłszy głowę o oparcie kanapy, z trudem powstrzymując łzy bezsilności. Miałam być silna... Starałam się nie słyszeć panującego w przedziale rabanu.

Gdy pociąg stanął wreszcie na właściwej stacji, poczynało już robić się ciemno. Na szczęście od jakiegoś czasu w przedziale było więcej wolnej przestrzeni - dziewczynka o długich blond włosach oraz śpiący naprzeciwko Malvady mężczyzna - który obudził się tuż przed momentem, gdy przypadło mu wysiadać, proponując wszystkim kawałek czekolady. Nie odważyłam się poczęstować, lecz Silvia, najzwyczajniej w świecie wzięła jeden listek. Swoją, zaskoczyło mnie miejsce, w którym wysiedli nasi podróżni towarzysze. Był to nieoświetlony kawałek pustego terenu. Jedynie w oddali rozciągało się coś w rodzaju... zamku? A raczej czegoś, co kiedyś było zamkiem. Teraz znajdowały się tam ponure, poważnie zniszczone ruiny, które wyglądały jakby zaraz miały się zawalić.
Nie ukrywam, iż przyjemnie było w końcu wydostać się z dusznego, ciasnego przedziału i wziąć oddech. Westchnęłam ciężko, rozprostowując nogi na ponurym dworcu. Bardzo rześkie powietrze natychmiast mnie rozbudziło. Dał się też, niestety, we znaki mój zdrętwiały kark. Atmosfera Glasgow tak bardzo różniła się od wiecznie ciepłego Buenos Aires. Wilgoć w powietrzu niemal od razu dała się odczuć.
- No, więc co dalej? - wychrypiał Robert, oparłszy się o rączkę swojej walizki.
- Mam nadzieję, że załatwiłaś jakiś nocleg - dodałam, ziewając.
- No jasne! To dosłownie parę kroków stąd - zawołała dziarsko, klepiąc mnie po ramieniu. - Rusz się, Angeles. Chyba zaraz zacznie padać.
Stwierdziwszy ten fakt, naciągnęła na głowę kaptur. Miałam wrażenie, że Silvia Malvada należała do tych nielicznych - cóż, przynajmniej spośród znanych mi osób - którzy nie mieli jakiś konkretnych humorów. Albo przynajmniej nie uzewnętrzniali swego stanu ducha. Malvada zdawała się pozostawać ciągle w tym samym, nieuległym okolicznościom, nastroju - złowieszczy uśmieszek i nutka sarkazmu nie opuszczały jej ani na chwilę. Wydawała się nieco sztywna, ale przynajmniej stabilna. Na pewno nie była to osoba skłonna do zwierzeń, w przeciwieństwie do mnie.
Ruszyłam za nią, zerkając przy tym na Roberta. On też nie miał czym zakryć się przed deszczem, co trochę mnie pocieszyło.
- Tu pewnie często jest taka pogoda, co? - spytałam ponuro.
- To Wielka Brytania, kochaniutka - odparł krótko. Wciąż był zachrypnięty, więc zaniechałam dalszego zagadywania go. Ukryłam skostniałe ręce w kieszeniach i wtem poczułam, jak zaczyna siąpić deszcz.
- Nie cierpię Wielkiej Brytanii - mruknęłam pod nosem.

Do naszego miejsca zakwaterowania dotarliśmy jakieś pół godziny później. Na pewno nie było to "parę kroków" od dworca, jak obiecywała Malvada. Zmarznięci i przemoknięci, weszliśmy w końcu do budynku, który wskazała nam Silvia. Był to ładnie urządzony, nowoczesny pensjonat. Kobieta zobowiązała się dopełnić formalności i podeszła do kontuaru. Z kolei Oscuro i ja usiedliśmy na krzesłach pod ścianą, pragnąc zaznać choć odrobiny odpoczynku.
Robert westchnął ciężko. Po chwili podeszła do nas Malvada, wymachując kluczem do pokoju.
- Piętro trzecie, pokój numer 24 - oznajmiła. Poczłapaliśmy za nią do windy, która jak się okazało, dojeżdża tylko do drugiego piętra. Wysiadłszy tam, znaleźliśmy schody i wdrapaliśmy się wyżej.
Trzecie piętro było zdecydowanie najbardziej obskurną częścią pensjonatu. Znajdowało się tam tylko troje drzwi. Pierwsze z nich były lekko uchylone. Zajrzałam przez nie i dostrzegłam numerek 23. We wnętrzu niedużego, najwyraźniej jednoosobowego pokoju, na zabałaganionym łóżku chrapał jakiś facet około pięćdziesiątki, w długich, czarnych włosach i zaroście. Moje obserwacje przerwał Oscuro, który najzwyczajniej w świecie zamknął owe drzwi przed moim nosem i spojrzał na mnie, marszcząc brwi.
- To tutaj! - zawołała Silvia, wskazując sąsiednie drzwi, oznaczone numerkiem 24. Przekręciła zamek kluczem i weszła pierwsza. Tuż za nią Oscuro, a wreszcie ja.
Pokój, który zobaczyłam był jakąś porażką. Wyglądał na jednoosobowy, jednak jakimś cudem zmieszczono tam dwa łóżka. Pomijając fakt, że była nas trójka. Sufit w jednym miejscu opadał aż do wysokości jakiejś połowy metra, jak na poddaszu. Przy końcu pokoju znajdowało się duże, podwójne okno, otulone ciężką, brązową zasłoną, w mocno brytyjskim stylu.
- Ładne miejsce - mruknął sarkastycznie ksiądz i rzucił się ze swoją walizką na jedno z łóżek, które zaskrzypiało groźnie. Malvada usiadła na drugim, a ja tylko stałam z szeroko otwartymi oczami.
- A gdzie ja mam spać? - spytałam, otrząsając się.
- Chyba pozostaje ci znaleźć sobie najbardziej miękki kawałek podłogi - mruknęła Malvada.
- Albo spędzić noc na jednym łóżku z Silvią Malvadą - zaśmiał się Oscuro.
- Czy ktoś może mi łaskawie powiedzieć, gdzie tu jest łazienka? - spytała brunetka.
Robert rozejrzał się po pokoju i odchrząknął.
- Ekhm, obawiam się, że to te trzecie drzwi na korytarzu.
- Łazienka na korytarzu? - Malvada zdawała się być wściekła. - Że niby mam dzielić łazienkę z tobą? - fuknęła na Oscuro.
- Oraz z tym sympatycznym panem zza ściany - wycedziłam, przypominając sobie ciemnowłosego śpiocha. Mimowolnie zdałam sobie sprawę, że udziela mi się nastrój moich współlokatorów.
- I jak ty sobie to wyobrażasz? - ku mojemu zadowoleniu, zauważyłam, że udało mi się ją zirytować. Wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Zrezygnowana, położyłam swoje rzeczy na podłodze. Ksiądz podał mi swój koc.
- Dzięki. Choć nie ukrywam, że wolałabym, żebyś odstąpił mi łóżko - dodałam cicho, rozcierając kark.
- Wybacz, kochaniutka.
Westchnęłam i bezceremonialnie ściągnęłam z łóżka Malvady jedną z poduszek. Już miałam zamiar położyć to na podłodze, jednak po chwili wpadłam na ciekawszy pomysł, przypominając sobie jakiś film, który widziałam. Okno znajdowało się w dość głębokiej wnęce, z szerokim parapetem. Rozłożyłam tam koc na tyle rozmyślnie, aby móc się nim jednocześnie okryć i położyłam poduszkę. Obok ustawiłam swoją walizkę. W tej chwili do pokoju weszła Malvada, ubrana w śmieszną, satynowosrebną piżamę.
Oscuro zachichotał, ale kobieta tylko prychnęła. Wyciągnęłam z walizki słuchawki oraz pudełko ciastek, które, w zasadzie, kupiłam na podróż. Dopiero teraz poczułam, jak jestem głodna. Zabrałam się do ich pałaszowania, podłączając w między czasie słuchawki do telefonu. Włączyłam utwór "Don't panic" zespołu Coldplay i przymknęłam oczy. Zaczęłam zasypiać, czując, że rano kark będzie bolał mnie bardziej niż kiedykolwiek.
_____________________________________________
Tadaam! Oto i dłuuuugo wyczekiwany rozdział 107!
Angie, Malvada i Oscuro w jednym pokoju - czy to mieszanka wybuchowa?
Komentujcie, piszcie jak Wam się podoba.
Miłujmy się. XD
Les mandamos un beso enorme. ♥
J & B

22 komentarze:

  1. Czytam i nie wiem dlaczego się śmieje ;)
    Rozdział jak zwykle świetny :D Podróż w tym pociągu po prostu mnie rozbroiła hahaha nie wiem dlaczego. Najbardziej zdziwiła mnie reakcja Roberto z tym scyzorykiem, no nie ładnie, nie ładnie ;) Teksy Angie jak najbardziej trafne ;) Ogólnie wszystko ładnie i zgrabnie XD
    No nie powiem, że next był szybki XD
    No a więc co do pokoju razem z tą uroczą dwójką, życie naszej kochanej Angeles zapowiada się ciekawie XD
    Piszcie dalej <3
    Buziaki.
    Lika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, Likusiu! <3 Cóż, śmiałaś się, bo to było śmieszne. Cóż, przynajmniej miało być śmieszne. xD Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Genialny rozdział ;D czekam na następny ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. Reeeeeeeeemus, mój mąż, uwielbiam was! ♥ Jest Malvada, jest impreza. :D I to całkiem normalne, że ksiądz łazi ze scyzorykiem i atakuje ludzi, a jakże. XD Swoją drogą zabrakło mi Sieroty. A może nasza Angie zdradzi go z tym blondaskiem? XD
    Świetny rozdział, nie kazcie znowu czekac nam tak dlugo. ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie next!
    Bardzo, ale to bardzo podobał mi się ten rozdział !!!
    Coś czuję, że ten pobyt we Szkocji będzie zabawny i mam nadzieję, że zbyt szybko się nie skończy.
    Swoją drogą dziwi mnie fakt że Angie nie przeżywa choroby matki XD
    Ale ciuj z Angeliką, ważne aby było śmiesznie i namiętnie ;D
    Zgadza się namiętnie... niech sobie tam Angie zaszaleję xDD
    Czekam na nieco szybszy next, gdyż zaglądałam do was dosłownie co dzień i nie mogłam się już doczekać aż coś napiszecie!
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy serdecznie za tak miły potok słów. Pozdrowienia dla Ciebie! :D

      Usuń
  5. Po raz kolejny za dużo Harrego Pottera xD. Na początku myślałam, że do Hogwartu dojechali D: Rozdział jak zawsze genialny. Pozdrawiam
    ~Człek :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tak to jest jak piszą dwie fanki Harry'ego :D Dzięki za miłe słowa, zacny człeku :D ~B

      Usuń
    2. Witaj w klubie fanek xD
      ~Człek :D

      Usuń
  6. Ale ja dawno tu nie komentowałaaam xd
    Także tego - naczekałam sie ale warto było bo supi wyszedł rozdział ^^
    Jamesik biedny myślał, że poderwie a tu bum! Sierotka dzwoni ;D
    Ksiądz ze scyzorykiem...ok. Przecież norma XD
    I ten g e n i a l n y pokój :D Dzielenia łaziemki z miłym sąsiadem. No marzenie serio XD
    Ten rodział wydaje mi się taki inny niż inne ale mega mi się podoba. Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy, Paulinko. <3
      Nie wiem, czy ten rozdział był inny niż inne, ale ważne, że się podobał. :D

      Usuń
  7. Ile wy macie lat, że tak genialnie piszecie? ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział. Nie wiem czemu, ale jak czytałam ten fragment, w którym opisujecie pociąg, to wyobraziłam sobie polskie pociągi, takie stare, trochę pordzewiałe, niekiedy śmierdzące i w ogóle. A tak poza tym to czekam na następny. Miło by było gdyby pojawiła się wkrótce. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bida z nędzą przez świat pędzą. Hahaha. :D W każdym razie dziękujemy!

      Usuń
  9. Fajny rozdzial, zapraszam http://angie-jar-of-hearts.blogspot.com/2014/11/prolog.html?m=1

    OdpowiedzUsuń