Jechaliśmy w milczeniu. Przyjrzałam się kierowcy: miał ciemne, delikatnie kręcone włosy, podłużną twarz, idealnie prosty nos oraz lekki zarost. Nie wyglądał na jakiegoś "podejrzanego typa".
- Nazywam się Luis - powiedział nagle. - A ty?
- Jestem Angie - odpowiedziałam.
- Co taka piękna kobieta jak ty, robi wieczorem w środku Buenos Aires?

- To może skoczymy na drinka? Co ty na to? - uśmiechnął się, ukazując idealnie równe, białe zęby.
- Z przyjemnością - odwzajemniłam uśmiech.
Rozmowa zaczęła się powoli toczyć. Dowiedziałam się, że Luis jest prawnikiem w niewielkiej kancelarii. Auto przemierzało ulice miasta. W końcu zaparkowaliśmy przed niedużym barem. Mężczyzna szarmancko otworzył mi drzwi i wspólnie weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy stoliku, a kelner podał nam karty. Na karcie widniał neonowy napis "Świat alkoholi". Przejrzałam spis drinków, ale tajemnicze nazwy nic mi nie mówiły.
- Co podać? - zapytał kelner, gdy wrócił.
- Wybierz coś za mnie, dobrze? - szepnęłam do nowo poznanego prawnika.
- Dwa razy "Mojito", poprosimy - złożył zamówienie mój znajomy.
Kiedy dostałam swojego drinka wypiłam go jednym haustem. Na ten widok Luis zachichotał i dał znak kelnerowi, aby przyniósł mi jeszcze raz to samo. Wkrótce atmosfera się rozluźniła. Rozmowa toczyła się gładko, a ja poznałam nazwy kolejnych kilku napoi. W pewnym momencie złapałam mężczyznę za rękę i wyciągnęłam go w stronę parkietu. Kilka par wywijało tam nieporadnie. Leciała akurat piosenka "Wake me up". Kojarzyłam ją skądś, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Zaczęłam ruszać biodrami w rytm muzyki. Uniosłam ręce nad głowę i zaczęłam tańczyć. Luis okazał się niezrównanym partnerem tanecznym. Rozwiązał krawat i dołączył do tańca. Nagle utwór się zmienił. Teraz leciała jakaś ckliwa ballada. Położyłam ręce na karku prawnika, a on złapał mnie w talii. Przysunęłam się bliżej mężczyzny. On przesunął dłonie na moje biodra.
"You're beautiful. You're beautiful. You're beautiful, it's true" - słowa piosenki były takie piękne.
- A może pojedziemy do mnie? Wkrótce zamykają, a tak przyjemnie się z tobą rozmawia... - szepnął mi do ucha Luis.
- Taaak. Ekhm... Cho-chodźmy... - powiedziałam, starając się nadać głosowi pewny siebie ton.
Mój znajomy zapłacił rachunek i wsiedliśmy do samochodu. Tym razem jechaliśmy krócej. A może tylko mi się tak wydawało? W końcu dojechaliśmy. Mieszkanie Luisa mieściło się w niewielkiej kamienicy. Weszliśmy do środka. Usiadłam na kanapie, a prawnik poszedł przygotować nam coś do picia. Wrócił z butelką wina. Szybko opróżniłam swój kieliszek i spojrzałam w zielone oczy mojego towarzysza.
- A wiesz, że ja mam siostrzenicę? - zapytałam z uśmiechem.
- A wiesz, że jesteś cudowna? - odpowiedział i zbliżył się do mnie.
Poczułam jego usta na swoich. Odwzajemniłam pocałunek, jednak zaraz się odsunęłam.
- Ten, no... Pabel...? Nie... Remollo...? O, wiem... Graman nie byłby zachwycony... - poinformowałam go tonem, który idealnie odpowiadał mojej odpowiedzialnej naturze.
- Wrzuć na luz... Mam coś co Ci w tym pomoże... - mówiąc to wyjął z szuflady woreczek z białym proszkiem.
- Czy to sól? - zapiszczałam.
Mężczyzna pokręcił przecząco głową i nasypał trochę proszku na stół. Następnie za pomocą karty kredytowej utworzył trzy, równe linie.
- Tu masz rurkę. Wciągnij to... Nie pożałujesz... - szeptał.
- Ja...
Nagle zadzwonił mój telefon. Nacisnęłam zieloną jak trawa słuchawkę.
- Angeles! Gdzie ty się podziewasz, dziecko? - to był chyba głos Ramalla.
- Cześć, Ramallo! Jestem tu, a ty?
- Panienko... Gdzie pani jest? Wszyscy pani szukamy...
- Jestem tu, w kamienicy. Wiesz, że sól ułożona w paski przypomina zebrę? - zaśmiałam się.
- Czy wszystko w porządku? Czy ty jesteś... nie do końca trzeźwa?
- Absolutnie nie! Wypiłam niecałą troszeczkę... Chcesz się dołączyć? Weź też Violcie, nasz skarb... Spotkamy się koło..."Świata alkoholi"! Przedstawię cię mojemu ko-koledze - wymamrotałam
Następnie obróciłam się do prawnika i przytuliłam go.
- Wracamy! Chodźmy z... z... z powrotem. Oni do nas dołączą... - wycharczałam, łapiąc za butelkę z winem.
On zrobił tylko dziwną minę i po chwili byliśmy przed lokalem. Tam mnie pocałował namiętnie w usta i odjechał. Dziwny gość... Nagle zauważyłam Ramallo i mojego byłego narzeczonego. Biegli w moją stronę. Pociągnęłam łyk z butelki, którą wciąż trzymałam i pomachałam do nich.
- Heeeejo! Podemos gritar, en mi mundo! - zaśpiewałam.
Mężczyźni popatrzeli na siebie i zaprowadzili mnie do auta. Całą drogę śpiewałam. Chyba im się podobało, bo nie przerywali... W domu zastałam w salonie Violettę i Olgę. Reszty nigdzie nie było.
- Kocurki!!! A gdzie nasza kochana babcia Brunhilda? Muszę ją koniecznie ucałować! - zawołałam.
- Babcia Angelica i babcia Brunhilda śpią już. Tak samo bliźniaki - odpowiedziała Viola, chichocząc.
- To je budź! Muszę je obie wycało-wycałować. Bliźniaki? To ja mam dzieci? Są podobni? A który z nich to ojciec? - wypytywałam, wskazując na prowadzących mnie mężczyzn.
Nikt mi jednak nie odpowiedział. Inżynier wziął mnie na ręce i położył na łóżku, a ja śpiewając jeszcze przez chwilę, zasnęłam.
Nazajutrz obudziłam się z takim bólem głowy, jakbym całą noc próbowała nią rozwalić ścianę. Jakiś dobry człowiek postawił na stoliczku nocnym szklankę wody. Wypiłam całą zawartość duszkiem i zaczęłam przypominać sobie wczorajsze wydarzenia. Pamiętałam Louisa, "sól", Mojito (na samą myśl poczułam jak żołądek mi się przewraca), śpiewanie... Jęknęłam na samo wspomnienie wczorajszych wyczynów i nakryłam głowę poduszką. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Jęknęłam, a do środka weszła Viola.
- Nieźle wczoraj zaszalałaś, Angie! - zachichotałam.
Zakopałam się głębiej pod kołdrę, czując jak słowa dziewczyny rozdzierają mi czaszkę.
- Kto o tym wie? - wymamrotałam. - I, na Boga, mów ciszej!
- Dobrze, dobrze. Wiedzą wszyscy z wyjątkiem dzieciaków - wyszeptała.
Jęknęłam ponownie na myśl o kpinach Brunhildy. Na dodatek sekundnik w zegarze próbował mnie zabić swoim tykaniem.
- A teraz idę. Sporo osób chce z Tobą pogadać - znów się zaśmiała i wyszła.
Nie dane było mi się jednak nacieszyć samotnością. Do sypialni wszedł Ramallo.
- Musimy poważnie porozmawiać, Angeles - powiedział, a ja powoli wysunęłam się spod kołdry.
- Tak, wiem źle zrobiłam.
- Tak, o to też chodzi... Chodzi o to, że czuję się za ciebie odpowiedzialny i wolałbym wiedzieć kim był ten kolega i o jaką sól chodziło... - powiedział powoli.
- To był... Bo ja... Może zacznę od soli. Ten "kolega" chyba proponował mi narkotyki. A on sam... Tak jakby... Nie znam go... Spotkałam go w barze... - wychrypiałam w końcu.
Skłamałam z tym barem, ale nie mogłam powiedzieć prawdy. Mężczyzna chwilę mi się przyglądał. W końcu podał mi aspirynę i nie mówiąc nic więcej wyszedł z przeraźliwie poważną miną. Teraz nawet on mnie uzna za nieodpowiedzialną.
Drzwi otworzyły się ponownie, zaraz po tym jak zastały zamknięte przez Ramallo. Tym razem do mojego pokoju weszła moja mama.
- Mamo... - zaczęłam powoli.
- Angie, co wczoraj się stało?
- Dużo by mówić, mamo - westchnęłam przykładając dłonie do skroni.
- Pokłóciłaś się z Germanem, prawda? - spuściłam głowę. Po co pytała, skoro wszystko wiedziała. - Wiedziałam, Angie, przecież mówiłam Ci, że...
- Angelusiuu! - z korytarza dobiegł mnie głos Brunhildy. - Pospiesz się, zaraz zaczyna się "Moda na sukces".
- Już idę, idę, Brunsiu! Oglądaj, powiesz mi co się wydarzyło! - moja mama wybiegła z pokoju z zadziwiającą szybkością.
- Spokojnie, jeszcze trzy minuty. Pokroiłam dla nas marchewki! - krzyczała Brunhilda. Nagle, ku mojemu zdumieniu, zajrzała przez uchylone drzwi do mojej sypialni i weszła.
- Ty też mogłabyś zacząć się zdrowo odżywiać! I nie dość, że zadajesz się z dresami, to teraz jeszcze kupujesz od nich narkotyki! German powinien wstydzić się takiej narzeczonej.
Po tych słowach opuściła mój pokój, z głuchym trzaśnięciem drzwiami. Poczułam się jeszcze gorzej. O ile jej dotychczasowe uwagi mogłam traktować jako niedorzeczne, złośliwe, wyssane z palca... O tyle to, co teraz powiedziała naprawdę mnie zabolało.
"Nie zadaję się z dresami... Nie biorę narkotyków" - próbowałam się tłumaczyć sama przed sobą, ale i to nie przynosiło mi ulgi.
Czułam jak bolesna kula bólu obija się o wnętrze mojej czaszki, policzki płonęły... "German powinien wstydzić się takiej narzeczonej..." Zaraz. Przejechałam lewą dłonią po serdecznym palcu prawej. Nie było na nim mojego pierścionka zaręczynowego. Wtedy wspomnienia uderzyły we mnie nową falą, rozbudzając mój ból głowy do skraju wytrzymałości. Nie jestem już jego narzeczoną. A on nie jest moim narzeczonym. Po tym, co zrobiłam... nie będzie chciał mnie znać. Po moim policzku popłynęła łza. I nie była to jednak z tych, jakie powodował tępy ból w czaszce. Byłam po prostu smutna, czułam, że moje wnętrze jest opustoszałe. Opadłam na poduszki, zacisnęłam powieki i zapomniałam o bożym świecie...
Siedziałam na niewygodnym drewnianym stołku, przy okrągłym, nakrytym karmazynowym obrusem stoliku. Na przeciw mnie siedziała jakaś kobieta o kruczoczarnych włosach, owiniętych częściowo turkusową chustą. Na szyi miała kilka koralikowych naszyjników. W swojej zimnej jak lód ręce trzymała moją dłoń i mówiła oleistym głosem:
- Ty i On pogodzicie się. Weźmiecie ślub. Urodzi wam się dziecko. Będziecie szczęśliwi. Mniej lub bardziej prawdziwie. Czas będzie płynął. Wasze dziecko będzie rosło. A wy zaczniecie wzajemnie zaniedbywać swoją relację. W końcu On znajdzie sobie kochankę. Codziennie będzie wracał do domu jak gdyby nigdy nic. A Ty w końcu się o tym dowiesz. Na kolanach będzie Cię przepraszał. Wybaczysz mu, nie mogąc obdarzyć go jednak takim zaufaniem, jak dawniej. Wyczuje chłód w waszych relacjach. Wkrótce w jego życiu pojawi się kolejna kochanka. Ty, choć dowiesz się o tym, nie będziesz chciała ich demaskować. Będziesz udawała szczęśliwą, nieświadomą prawdy. Aż w końcu wręczy ci pozew rozwodowy. Będzie walczył również o prawa do dziecka. A ty, słaba, zniechęcona nawet nie zauważysz, kiedy stracisz ich oboje. Umrzesz w samotności, wmawiając sobie, że tego właśnie chciałaś...
Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki oddech. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie pamiętam, co mi się śniło. Przed oczami miałam tylko przebłyski turkusowej chusty na kruczoczarnych włosach wróżbitki.
Wstałam z łóżka i stwierdziwszy, że ból głowy jakby się przytłumił, wyszłam z pokoju. Zataczając się lekko, zeszłam schodami na dół. Świat znów zaczął wirować mi przed oczami. Przysiadłam na chwilę na kanapie. Nagle z gabinetu wyszedł mój były narzeczony. Jak gdyby nigdy nic podszedł do mnie. Mimo zawrotów głowy wstałam z kanapy.
- Angie, możemy porozmawiać? - wypalił.
- Słucham Cię.
- Em... No więc... Angie, gdzie wczoraj byłaś?

- Aha... Rozumiem - ton jego głosu zaczął zmieniać się na coraz bardziej nerwowy. - Ramallo mówił mi, że jakiś typek proponował Ci narkotyki. Chyba ich nie...
- Nie.
- Angie, kto to był?
- A co? Znowu będziesz urządzał sceny zazdrości? - spytałam krzyżując ręce na piersi.
- Chyba nie mam powodów, żeby być zazdrosnym o moją szwagierkę - odparł. Mało brakowało, a opadłaby mi szczęka.
- Oczywiście. W takim razie ja nie mam zamiaru Ci się tłumaczyć, szwagrze.
Po tych słowach odeszłam, zostawiając Germana samego. Porwałam torebkę i kurtkę, otworzyłam drzwi i wyszłam. Gdy tylko zamknęłam je od zewnątrz, zaczęłam biec. Nie zwracałam uwagi na ból i zawroty głowy. W końcu usiadłam na jakiejś ławce w parku, ukryłam twarz w dłoniach i dałam upust moim emocjom. Łzy ciekły mi po policzkach, a w głowie cały czas huczało mi to zdanie: "Chyba nie mam powodów, żeby być zazdrosnym o moją szwagierkę". Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale gdy wreszcie się otrząsnęłam i zerknęłam na zegarek w komórce, była już osiemnasta. Zaczęłam się zastanawiać, co robić. Nie mogłam wrócić do domu Germana. Do Pabla też nie zamierzałam iść. Nie chciałam go wykorzystywać. Skarciłam się w duchu za moją głupotę - sprzedałam mieszkanie. Westchnęłam.
"Wygląda na to, że będę musiała poszukać miejsca a jakimś hotelu" - pomyślałam i uniosłam się z ławki.
_______________________________________
I jest kolejny rozdział. :)
Podobał się?
Aż trudno uwierzyć, że to już siedemdziesiąty.
Swoją drogą trzymamy kciuki za Germangie w serialu, mamy nadzieję, że Wy też. Pani esmeralda zniknęła, cieszmy się. ;D
Te beso, querida. ♥
J & B
PS. Chcemy żebyście wiedziały, że jesteśmy, czytamy wasze komentarze i cieszymy się z każdego miłego słowa. Musicie nas zrozumieć, szkoła, zapięte grafiki, nauka. Nie mamy tyle, czasu co w wakacje. Jednak staramy się dodawać rozdziały tak często jak jest to możliwe.