niedziela, 15 czerwca 2014

Jednorazówka: "We found love in a hopeless place"

Niewielkie, zakratowane, przypominające kratkę wentylacyjną okno, sterylnie białe ściany i podłoga, metalowe, "bezpieczne" łóżko. I ciężkie, stalowe drzwi. To był jej świat. Nie pamiętała innego życia. Była tu odkąd pamiętała. Czasem do pomieszczenia wchodziła kobieta w białym fartuchu i podawała jej posiłek oraz tabletki. Zawsze te same - białe z rowkiem. Dwa razy przyszedł mężczyzna, który badał ją i marszczył brwi. Dni zdawały się być jednym ciągiem, noce były wybawieniem. Na kilka godzin jej umysł wyrywał się z klatki i odlatywał w przestworza. Ale wracał. Dlatego nienawidziła poranków. Nie mogła znieść duszącej jej niewoli. Ale nie mogła też nic poradzić.

Ogromna ciemna bryła rysująca się na tle zachodzącego słońca - szpital psychiatryczny. Widział ten obiekt z okna sypialni. Nigdy nie interesował się nim. Ot, kolejny element widziany z okna jego olbrzymiej willi. Nic specjalnego. Ignorował go. A przynajmniej do wczoraj. Co takiego sprawiło, iż młody milioner zamiast brać udział w bankietach i balach, interesuje się takim miejscem? Prace społeczne, na które został skazany za jazdę pod wpływem alkoholu. Próbował wpłacić kaucję, dać łapówkę, ale sędzia był nieugięty. Ponad pięćset godzin, podczas których miał pracować jako konserwator powierzchni poziomych, jak ładnie określił jego nowy przełożony. Cudownie. German Castillo opróżnił jednym łykiem szklankę whiskey i klnąc w stronę ciemnego budynku, zapadł w głęboki sen.

Dyrektor szpitala, niski i bardzo otyły człowiek, wręczył młodemu Castillo kartkę z obowiązkami. Należało do nich sprzątanie oddziału zamkniętego, umieszczonego w podziemiach budynku. Wśród wszystkich wskazówek udzielonych przez dyrektora, najważniejsza mówiła: Podczas porządkowania izolatek, konserwatorowi musi towarzyszyć wyznaczony do tego lekarz lub pielęgniarka. Nakaz ten niezbyt przeszkadzał Germanowi, gdyż osobą tą miał być niejaki dr Bastien Chapelier, Francuz, osobnik niewiele od niego starszy. Po dostarczeniu wszystkich informacji, nadszedł czas, aby rozpocząć pracę.

Większość pomieszczeń nie była trudna do uprzątnięcia. O ile ignorowało się pacjentów, plamy moczu na podłodze oraz ślady krwi na dywanie w pomieszczeniu zwanym przez lekarzy "bawialnią". Milioner nieźle się napocił biegając z mopem i szczotką. Najtrudniejszymi były zdaniem dyrektora izolatki, których sprzątanie German zostawił na koniec. Wreszcie,  gdy wszystkie inne miejsca lśniły czystością, nadeszła i na nie pora. W piwnicy już czekał na niego Chapelier. Był on mężczyzną w wieku około trzydziestu lat, ubranym w biały fartuch, z włosami zaczesanymi do góry i dołkiem w brodzie. Oprócz tego posiadał jeszcze twarz narkomana i podkrążone oczy.
- Bonjour! Ty musisz być konserwatorem, prawda? - Zawołał na widok Germana.
Młodzieniec skrzywił się, ale przytaknął.
- Super! Chodźmy więc, nie ma co stać. - Powiedział lekarz ze śmiesznym akcentem. - Nie będzie tak źle.
Zapewnienia te okazały się prawdziwe. Większość chorych była po zażyciu silnych leków, toteż spali lub wpatrywali się z apatią w ścianą. Wyjątkiem był tylko jeden mężczyzna, który próbował uciec przez otwarte drzwi oraz dziewczyna w ostatnim pokoju.

Kiedy drzwi się otworzyły, Angeles nawet nie drgnęła. Przypuszczała, że to znów pielęgniarka przyszła podać jej leki. Jakie było jej zdumienie, kiedy w drzwiach ujrzała dwóch mężczyzn, w tym jednego nieznajomego.
- Przyszliśmy tu posprzątać - poinformował ją ten znajomy.
Ona jednak nie zwróciła uwagi na jego słowa, zbyt skupiona na młodzieńcu dzierżącym w ręce mopa. Był wysoki, miał ciemne włosy, oczy oraz dołeczki, kiedy się uśmiechał. Tylko tyle była w stanie stwierdzić.
- Cześć - powiedział, gdy zauważył, że go obserwuje.
Angie spłonęła rumieńcem, ale milczała. Pomachała do niego ręką, co wyglądało osobliwie, gdyż stali może metr od siebie.
- Ona nie mówi, w sumie nie wiem dlaczego - rzucił Chapelier, podchodząc do Angeles. - Wyciągnij ręce, proszę.
Kontrola. Znowu. Posłusznie pokazała wewnętrzną stronę kończyn górnych. Była pełna blizn.
- Cięłaś się? - wyrwało się Germanowi.
Dziewczyna zadrżała i odwróciła wzrok.
- Angeles, może porozmawiasz z tym młodym człowiekiem lub ze mną? - rzekł nagle doktor.
- Mogę z nią rozmawiać? - zdziwił się konserwator, a raczej jego nędzna namiastka.
- Oficjalnie nie - lekarz uśmiechnął się i usiadł na podłodze. - Ale to moja pacjentka i ja decyduję o przebiegu jej leczenia.
Angie zrobiła to samo. Castillo zaklął w myślach, żałując, że założył prawdziwe, sprane Levi'sy i dołączył do nich.
- Więc...eee... Angeles... Od dawna tu jesteś? - zapytał, zanim ugryzł się w język.
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Co ci się dzisiaj śniło? - wsparł go doktor.
Dziewczyna nie zareagowała od razu. Po chwili wyciągnęła ręce w górę i pomachała nimi tak, jakby malowała coś całymi dłońmi. Następnie zrobiła minę jak dziecko, które udaje potwora.
- Czy to był zły sen? - kontynuował specjalista.
Tym razem Angie po prostu objęła kolana rękami i skuliła się. Bastien wstał.
- Dziękuję - rzekł do blondynki i zwrócił się do konserwatora. - Posprzątałeś już resztę?
German, zbyt zdziwiony sceną, która się przed chwilą rozegrała, pokiwał tylko głową.
- To już wszystko. Możesz iść - rzucił lekarz wychodząc z celi.
Castillo podążył za nim, patrząc ostatni raz na dziewczynę.

Kolejny dzień minął podobnie. Gdy młody milioner skończył szorowanie podłóg, spotkał psychiatrę, z którym udał się do izolatek. Tym razem obyło się nawet bez rzucających się pacjentów. Wreszcie został tylko ostatni pokój do uporządkowania. German mimowolnie oczekiwał na tą chwilę. Chapelier otworzył drzwi i wszedł do środka, a młodzieniec za nim.
- Przyszliśmy posprzątać - wymamrotał standardową formułkę lekarz.
- Cześć, Angeles! - wyrwało się sprzątaczowi.
Dziewczyna siedziała na łóżku i wpatrywała się w nędzną namiastkę okna. Na widok gości pomachała im, uśmiechając się delikatnie. Następnie wskazała palcem na Castillo i przekrzywiła głowę. Lekarz uderzył się w czoło.
- Zapomniałem cię przedstawić! - zawołał. - Angie, to jest German Castillo. Pracuje tu jako konserwator powierzchni poziomych.
Młodzieniec ukłonił się lekko, co wywołało śmiech nieznajomej. Cóż, zwykle ludzie reagowali inaczej. Zazwyczaj rzucali się, aby go komplementować lub robili coś podobnego... Nikt nigdy nie wybuchnął śmiechem, a już zwłaszcza tak niesamowitym. Blondynka bowiem roześmiała się tak serdecznie i szczerze, że przypominała niemal dziecko.
- Czym ją tak rozbawiłem? - zdziwił się mężczyzna.
- Całokształtem... - odparł psychiatra i zachichotał.
Dziewczyna tymczasem nakazała Germanowi gestem, aby podszedł bliżej. Gdy to zrobił, wskazała na okno. Przez wąskie paski wpuszczające światło, młodzieniec dostrzegł fragment swojej willi.
- Chciałabyś tam kiedyś pójść? - zapytał odruchowo.
Angie pokiwała energicznie głową.
- Zabiorę cię tam - szepnął.
Twarz blondynki pojaśniała, a na policzkach zakwitły rumieńce. Nagle German zdał sobie sprawę, że niemożliwe będzie spełnienie tej obietnicy.
- Musimy już iść, a ty jeszcze nie zacząłeś sprzątać... - wtrącił się Bastien, szturchając młodzieńca w bok.
- A, jasne - zreflektował się konserwator i błyskawicznie wypolerował i tak czystą podłogę.
- Świetnie. To możemy iść - zakomenderował psychiatra i wyszedł, machając ręką do Angie.
- Do widzenia... - wyszeptał Castillo i podążył za lekarzem.

Na korytarzu Chapelier złapał Germana za ramię.
- Posłuchaj, rozumiem cię, też chciałbym jej powiedzieć, że stąd wyjdzie i... Ale nie możemy. Zrozumieliśmy się?
- Tak, oczywiście - wymamrotał młodzieniec. - Tylko nie rozumiem... Dlaczego ona... tutaj trafiła? Zdaje się być normalna.
Lekarz westchnął.
- Nie powinienem mówić. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, ale... Opowiem ci to jako moją rodzinną historię - powiedział powoli. - Bo musisz wiedzieć, że my jesteśmy spokrewnieni. Taka piąta woda po kisielu, ale jednak. Jej rodzice... Jej matka była niemal dwa razy młodsza od ojca. Przez to wielu ludzi było przeciwnych ich związku. Ale oni się kochali! Byli dla siebie stworzeni, jak Piękna dla Bestii... Ojciec Angie nie był zbyt... miłym człowiekiem. Dopóki nie spotkał jej swojej przyszłej żony. Ona go zmieniła. Pobrali się, urodziło im się dziecko... cierpiące na autyzm. Pomimo to, byli szczęśliwi. Aż do momentu, gdy zginęła matka Angeles. Została postrzelona. Ojciec dziewczynki bardzo to przeżył. Zamknął się w sobie i nie radząc sobie z chorym dzieckiem, oddał je tutaj. Można powiedzieć, że tutaj Angeles się wychowała. Jej stan znacznie się poprawił, ale nadal nie potrafi mówić i ma problem z relacjami z innymi. Przez pierwsze kilka lat żyła w "normalnej" części szpitala. Niestety, zachowywała się agresywnie, cięła się i pojawiły się objawy schizofrenii. Dlatego przeniesiono ją tu dziesięć lat temu. Obecnie ma siedemnaście lat, praktycznie nie zna swojego ojca i świat widzi jedynie przez to okienko. Dyrekcja nie wyraża zgody na przeniesienie jej, a żeby się stąd wynieść, musi skończyć osiemnaście lat. Chyba, iż jej ojciec wróci po nią.
- To... smutne - powiedział powoli German.
- Owszem. A teraz przepraszam, ale muszę już iść. Córka na mnie czeka.
Mężczyźni rozstali się w milczeniu.

Kolejne dni upływały w taki sam sposób. Angeles stała się naprawdę zżyta z milionerem. Po pewnym czasie Bastien zaczął łamać najważniejszą zasadę szpitala - przestał towarzyszyć konserwatorowi podczas sprzątania izolatek. Młody Castillo, który szczerze pokochał tą szczerą istotkę, w wolnych chwilach spędzał czas poszukując pana Roberta Saramego, jej ojca i jedynej osoby, która mogłaby pomóc jej wrócić do normalnego życia, a pomagał mu w tym doktor Chapelier. Niestety, poszukiwania były bezskuteczne, a nadszedł ostatni dzień pracy Germana w szpitalu.

Angeles oczekiwała. Tak, wreszcie jej życie znalazło sens, wreszcie miała na co czekać. Kiedy promienie słoneczne wpadające przez okienko padną na czwartą płytkę od lewej, wtedy drzwi się otworzą. I tak też było. Stalowe wrota otwarły się, a do środka wszedł młody Castillo. Angie pomachała do niego.
- Cześć, piękna - powiedział smutno.
Dziewczynę zdziwił jego ton. Podobnie zresztą jak nazwanie piękną. Zmarszczyła lekko brwi.
- Muszę ci coś powiedzieć. To... ostatni dzień mojej pracy tutaj - rzekł German. - Pytałem dyrektora, ale nie mogę tu dłużej sprzątać.
Smutek wyraźnie odbił się na twarzy blondynki. Z jej oczu popłynęły pierwsze łzy. Mężczyzna zbliżył się do niej i delikatnie ujął jej dłoń.
- Nie martw się, na pewno się jeszcze zobaczymy... Może już za rok - szepnął. - Ale teraz, zanim odejdę, chciałbym ci powiedzieć, że... No, zakochałem się. W tobie. Ja... Kocham cię, Angeles.
Dziewczyna popatrzała w jego brązowe tęczówki. Po chwili wskazała Germana i położyła dłoń na sercu. On zrozumiał. Ujął jej twarz w swoje ciepłe dłonie i pocałował ją. Na początku była zdziwiona. Nigdy wcześniej nie doznała czegoś równie silnego jak emocje, które teraz w niej buzowały. Jego ciało było tak blisko jej ciała. Czuła bijące od niego ciepło.
- Angie! - rozległ się nagle czyiś głos.
Młodzi odskoczyli od siebie. W drzwiach stał Bastien i jakiś obcy mężczyzna. Był niewysoki, przygarbiony i dość chudy. Siwe włosy opadały mu na kark, a brązowe oczy prześwietlały Germana niczym promienie rentgenowskie. W prawej dłoni trzymał laskę.
- Znalazłem go... - wyjaśnił psychiatra. - ...To właśnie Robert.
Blondynka popatrzała po twarzach stojących koło niej ludzi, nic nie rozumiejąc.
- Angie... ja... Jestem twoim ojcem - rzekł powoli pan Saramego.
Dziewczyna rozejrzała się, nie wiedząc jak się zachować. Uściskać go? Wściec się? Zdecydowała się na trzecią opcję i po prostu zemdlała.

Widział ją. Przypominała to maleństwo, które zostawił tu przed wielu laty. Jej jasne włosy były potargane, a koszula szpitalna - pomięta. I jeszcze te blizny na rękach... A przecież wydawała się normalna. Wbrew temu, co mówił mu dyrektor szpitala, nie "rzucała się na ludzi w pobliżu" ani nic w tym stylu. Nim Robert zdążył się nad tym dłużej zastanowić, ten młodzieniec, który najbezczelniej w świecie całował przed chwilą jego córkę, teraz rzucił się na niego i przycisnął go do ściany.
- To twoja wina! - wrzeszczał. - Jak mogłeś ją tu zostawić?!
Saramego odepchnął go. 
- Dyrektor mówił, że ona jest całkowicie niepoczytalna! Skąd mogłem wiedzieć...?!
- Zaraz, jak to "dyrektor mówił"? - wtrącił się do rozmowy psychiatra.
- Co miesiąc pytam dyrektora czy mogę ją zabrać do domu i co miesiąc otrzymuję odpowiedź odmowną.
- Ale ja jestem jej lekarzem prowadzącym i mówiłem mu, że ona nie ma już większych problemów i potrzebuje jedynie pobytu z ludźmi...
- Dlatego jest w izolatce?! - zirytował się ojciec Angie.
- Dyrektor nie pozwala jej przenieść... 
German nie wytrzymał i przerwał tą bezsensowną wymianę zdań.
- Czyli krótko mówiąc, ona tkwi tu przez dyrektora, tak? Więc może lepiej będzie jeśli po prostu do niego pójdziemy i zażądamy wyjaśnień? 
Saramego pomyślał, że ten młodzian akurat nie ma żadnego prawa do żądania wyjaśnień, ale nie oponował.
- Ja tu zostanę i się nią zajmę -powiedział Bastien.
Decyzja została więc podjęta. Castillo i ojciec Angeles ruszyli w stronę gabinetu dyrektora.

Pan Cerdo siedział właśnie na ogromnym fotelu i poprawiał swoją aksamitną, zieloną muszkę, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wpadli dwaj rozwścieczeni mężczyźni. O ile młody milioner wyglądał jedynie idiotycznie, o tyle Saramego sprawiał wrażenie naprawdę niebezpiecznego. 
- Dzień dobry... - rzucił niepewnie dyrektor.
- Zaraz nie będzie taki dobry, kochaniutki. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego moja córka jest w izolatce i dlaczego nie pozwalasz na jej odebranie? Rozmawiałem przed chwilą z doktorem Chapelierem.
Pot zrosił czoło otyłego mężczyzny.
- Eee... Chodzi o Angeles, tak? 
- Nie udawaj, że nie wiesz, kochaniutki - powiedział powoli Robert i złapał oburącz laskę. - Nowe zasady. Jest pytanie, ty odpowiedz, jeśli nie...
- Dobrze! Dobrze... Ja tylko... Ty masz pieniądze, szpital upada i...
- Im dłużej ona tym jest, tym więcej płacisz na szpital - rzekł German z odrazą.
- A więc ten sukinsyn zniszczył życie mojej córce, bo chciał aby ta placówka miała pieniądze?! - ryknął Saramego. 
Następnie zamachnął się i uderzył dyrektora laską w nos. Krew popłynęła natychmiast. Kolejny cios. I jeszcze jeden.
- Dość! - krzyknął Castillo, łapiąc mężczyznę za rękę i powstrzymując go. - Pozwiemy go do sądu. Jeśli go zabijesz, trafisz do więzienia i więcej nie zobaczysz Angie.
Saramego zachwiał się, wypuścił laskę z rąk i posłusznie się cofnął.
- Masz rację...

Jakiś czas później

W salonie w domu Castillo jasno płonął kominek, oświetlając twarze obecnych. Najbliżej ognia siedziała Angeles. Blond włosy związała w niedbały warkocz, a zielone niczym łodygi selera oczy skierowała ku płomieniom. Wciąż ją fascynowały. Nieco dalej siedział właściciel domu - German. On całą uwagę poświęcał swojej ukochanej. Koło choinki bawiła się swoim prezentem, piękną porcelanową lalką, Grace. Pięciolatka była wyjątkowo bystra i co rusz pytała o coś tatę. Bastien odpowiadał cierpliwie na każde pytanie, popijając gorącą czekoladę i prowadząc równie gorącą dyskusję na temat alkoholizmu wśród młodzieży z Robertem Saramego, który siedział na kanapie, ubrany jak zawsze w elegancki garnitur i zerkał na Angie, jakby bał się, że za chwilę zniknie. Przy stole siedziała pani Chapelier i z miną męczennicy wysłuchiwała wykładu babci Germana na temat okropnych zwyczajów Francuzów. Państwo Castillo, którzy w porę się ulotnili od starszej pani, zachwycali się narzeczoną syna, obserwując młodych z końca pokoju. Towarzyszył im nowy stażysta, wysoki trzydziestolatek w okularach, niejaki Ramallo. Pomimo późnej pory, wszyscy byli ożywieni i świetnie się bawili. Nagle młody Castillo wpadł na pomysł:
- Angie, chodź, pokaże ci coś - szepnął na ucho dziewczyny.
Ona pokiwała głową i wspólnie podeszli do stojącego w rogu pokoju fortepianu. German usiadł przed instrumentem i lekkością zaczął grać "Dla Elizy". Może nie był to specjalnie trudny utwór, ale Angeles i tak była zachwycona. Następnie mężczyzna poprosił narzeczoną, by usiadła na jego miejscu i sama spróbowała. Kiedy tylko delikatne palce panny Saramego dotknęły klawiszy, poczuła, że musi zagrać. Zmarszczyła brwi i bezbłędnie powtórzyła melodię, zagraną chwilę wcześniej. W pokoju zapadła nagle cisza. Ojciec Angeles wypuścił z rąk laskę, a Bastien oblał się czekoladą. Nawet babcia przerwała swój wykład.
- Czy zrobiłam coś złego? - szepnęła Angie.
Były to pierwsze słowa jakie wypowiedziała w życiu. Oszołomiony German złapał ją za rękę i padł na kolana.
- Nie, kochanie, nie zrobiłaś nic złego - odparł. 
W tym momencie Robert wstał, przemierzył cały pokój bez laski i po prostu uściskał córkę. Żona Bastiena zaczęła płakać. 
________________________________________________________
Witajcie. 
Cóż, rozdział się pisze (jesteśmy na dobrej drodze), więc póki co, jednorazówka musi wystarczyć.
Oczywiście fani OUAT od razu zauważą, że wzorowałam ten tekst na mojej ukochanej parze. 
Dodam jeszcze tylko, że po prostu nie mogłam zakończyć w innym momencie. 
Taa, krótki, nic nie wnoszący tekst :D
Pozdrawiam, B.

14 komentarzy:

  1. *____________________*
    boskie, poryczałam się to jest genialne

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardziej niesamowite już chyba nie mogło być. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowna jednorazówka i normalnie łzy lecą jak nic ;))Cudo i jeszcze raz cudo!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Siedzę sobie nad podręcznikiem z historii i myślę: "Może jest coś nowego na Angielers?". Kurde, jest! Miałam odłożyc to na później, ale zaczytałam się i jakoś szybko skończyłam.
    Jaki "nic nie wnoszący tekst"? Kobieto, ja mam łzy w oczach. Naprawdę, kochana, Ty nie doceniasz swojego talentu.
    Wnioskuję, że Marii nie ma i nigdy nie było, a to nawet dobrze, bo za nią nie przepadam. Rozśmieszyło mnie sformułowanie "konserwator powierzchni poziomych", no i ktoś kto odgrywał tę rolę. :D "Sukinsyn"? Będziesz mnie miała kiedyś na sumieniu, mówię Ci. XD Angie- geniusz muzyczny z autyzmem. Końcówka bardzo wzruszająca. :']
    Wielkie dzięki, że piszesz i dzielisz się tym z nami. Naprawdę wspaniale.... Życzę weny przy pisaniu rozdziału! Coś czuję, że to będzie cudowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, będę miała na sumieniu Twoją naukę i Twój upadek moralny XD Ale inne określenie nie pasowało :D Marii nie ma, nie było i nie bę... Chociaż... W sumie nie wiem. Zastanawiałam się jak to zakończyć i nawet się pojawiła w jednym zakończeniu, ale wolałam nie kończyć negatywnie :D Kocham ten zwrot :D Nawet na panie sprzątające w szkole mówię w ten sposób XD Dziękuję za miłe słowa, możesz mi wierzyć, że mam z pisania olbrzymią radość choćby dzięki takim komentarzom. Rozdział już niemal gotowy, choć może być nieco... nienormalny :D Ale czy to coś nowego? :D

      Usuń
    2. Po Tobie i Asi wszystkiego mogę się spodziewac. :D Cieszę się, że pisanie to Twoja pasja. Naprawdę to widac. I...dobrze, że Marii się nie pojawiła. Germangie foreva! XD

      Usuń
    3. O tak, Marii nie ma :D Germangie <3 Oj, spodziewaj się, spodziewaj XD

      Usuń
  5. No po prostu nie mogę nie skomentować.
    To jest coś pięknego, aż trudno mi jest użyć jakichkolwiek słów, bo i tak nie przekażą jaka ta jednorazówka jest. I nie piszę tego od tak, tylko tak jest.
    Dawno nic mnie aż tak nie urzekło...
    Chyba to jeszcze z kilka razy przeczytam ;)
    Mowę mi odjęło, więc już tylko napiszę to ---> WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję. :D Możesz czytać do woli - no limit XD

      Usuń
  6. To jest niedopisania. Piękna jednorazówka.
    Zapraszm na mój blog :) Dopiero zaczynam ale się rozkręci
    http://germanginazawsze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń