poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 102

Rozdział 102.

Ten rozdział napisany zostanie nieco inaczej niż zwykle. 
Uwaga: PATOLOGIA. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Violetta powoli otworzyła oczy. Dźwięk telefonu wyrwał dziewczynę z wyjątkowo romantycznego snu, w którym leciała balonem ze swoim chłopakiem. Sięgnęła po leżącą na szafce nocnej komórkę i spojrzała w ekran, poprawiając nieco zmierzwione snem włosy. To Leon. Zaprosił ją na randkę. Uśmiechnęła się pod nosem i ziewając, wstała z łóżka.


German chrapał głośno, z głową ukrytą w białej, puchowej poduszce, zmęczony po długiej nocy, jakże intensywnie spędzonej z Angeles. Wciąż czuł jej zapach, dotyk jej delikatnych dłoni na swoim ciele, smak jej ust na swoich. Przeciągnął się, czując, że jest sam. W pewnym sensie przeczuwał, iż po przebudzeniu właśnie tak zastanie sprawę. Czuł, że skorzysta z okazji, aby tym razem zwiać pierwsza. Poczęły ogarniać go wyrzuty sumienia. Dlaczego godził się na wszystko, czego chciała Angie? Z jakiegoś irracjonalnego powodu czuł, że to on ją wykorzystuje. Wiedział jedno. Kochał ją nad życie i nie mógł pozwolić jej odejść. Sposób, w jaki próbował utrzymać ją przy sobie nie był raczej godnym pochwały, ale cóż innego mógł w owej sytuacji począć? Był w niej ślepo zakochany.


Angeles w dobrym nastroju przechadzała się uliczkami miasta. Jako iż wstała z łóżka, nim zdążył zrobić to ktoś inny z domowników, mogła opuścić dom bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek czy też konfrontacji ze szwagrem, kochankiem czy... cóż, Germanem. Zatrzymała się przed jakąś kawiarenką, gdzie poprosiła o filiżankę mlecznej kawy oraz jagodziankę. Usiadła przy stoliku i zjadła śniadanie bez pośpiechu. 


Następnie ruszyła w stronę miasta. Gdy przechodziła obok budynku opery, rzuciła jej się w oczy znajoma twarz. Podeszła bliżej i tak, jak przypuszczała, ujrzała Beto. Mężczyzna siedział na murku i grał na gitarze. Pod jego nogami stał otwarty futerał, a w środku leżało kilka monet. Na nosie miał czarne okulary słoneczne, a obok niego prócz futerału do gitary stało jeszcze kilka instrumentów, w tym trąbka i akordeon.

- Cześć, Angie! - krzyknął na widok kobiety i niebezpiecznie zachwiał się na murku, prawie z niego spadając.
- Hej, Beto - odparła i podeszła do mężczyzny. Wrzuciła kilka peso do otwartego futerału, po czym tylko uśmiechnęła się i ruszyła dalej. 
Jak widać były nauczyciel muzyki w studio, gdzie niegdyś pracowała, tak jak Pablo został bez pracy. Westchnęła i postanowiła udać się do parku, jak było to w jej zwyczaju. Usiadła na jednej z ławek, poprawiła kurtkę i położyła nogę na nodze, rozkoszując się przyjemnie ciepłym powietrzem. W oddali ujrzała niezbyt lubianych przez siebie znajomych, a mianowicie Jackie i doktora Blasa Gancho. Uśmiechnęła się na myśl, że w tej chwili i Jackie była bezrobotna. Chociaż z Blasem jako narzeczonym, który pracował jako lekarz, na pewno nie głodowała. Odwróciła wzrok od pary. Do jej uszu dobrnęła znajoma melodia, grana przez kogoś na gitarze akustycznej. 
- Quiero mirarte, quiero sonarte, vivir contigo cada instante... - zanuciła pod nosem. 
Kiedy udało jej się zlokalizować źródło dźwięku, okazało się, że Jackie i Gancho nie byli jedynymi jej znajomymi, jacy spędzali słoneczne popołudnie w parku. 
Na ławce pod wielkim dębem siedział nie kto inny jak Leon wraz z siostrzenicą Angie. Violetta ubrana była w ładną, różową sukienkę. Na jej twarzy dostrzec można było uśmiech. Całą uwagę poświęciła swojemu chłopakowi, który wciąż grał dla niej na gitarze. Angeles znów przeniosła wzrok dalej. Bardziej na lewo od jej siostrzenicy z chłopakiem siedziała jakaś staruszka. Natomiast jedną z przecinających park alejek kroczył Pablo wraz z kobietą, którą Angie widziała już poprzedniego dnia u jego boku. Jednak dopiero teraz zdołała lepiej jej się przyjrzeć. Nie była wysoka, wręcz przeciwnie, drobna, szczupła i pomimo wysokich, czarnych szpilek wciąż niższa od swojego towarzysza. Sukienka w panterkę leżała na niej idealnie, a całości dopełniały czarne włosy, które spięła w wysoką kitkę, sięgającą jej do połowy pleców. 

Przez chwilę Angie miała ochotę podejść do przyjaciela i poprosić go, aby mu ją przedstawił, jednak zaraz się rozmyśliła. Dokładnie wiedziała, jaki przebieg będzie miała ta rozmowa. Wymieni sztuczny uśmiech z towarzyszką Pablo, który następnie poprosi ją na stronę. Z pewnością spyta, czy wróciła do Germana, ona natomiast, spłonąwszy rumieńcem wyjąka, iż to skomplikowane. Nie był to zbyt kuszący obrót spraw, tak więc postawiła na coś o wiele bezpieczniejszego. Założyła na nos okulary słoneczne, włosy związała w kitkę i ukryła pod czarnym kapturem skórzanej kurtki. Tak wystrojona zaczęłam skradać się tuż za nimi, starając się pozostać niezauważona. Pokrótce usiedli na jednej z ławek. Obserwowała ich zza drzewa. Pablo objął kobietę ręką, ona zaś oparła się o nią i założyła nogę na nogę.
- Jeszcze raz dziękuję ci za twoją pomoc, Anabel. Nie wiem, co zrobiłbym bez tej pracy, naprawdę...
- Nie musisz mi dziękować, Pablito. Zresztą mój ojciec jest z ciebie bardzo zadowolony - odparła rozmarzonym i nieco wyniosłym tonem, smagając palcem nos mężczyzny.
- Naprawdę jest ze mnie zadowolony? Bo ja sam nie wiem, nigdy jakoś nie ciągnęło mnie do pracy w biurze.
- Pokochasz ten zawód, Pablito! Musisz tylko się przyzwyczaić.
W tym momencie pochyliła się, aby go pocałować, lecz tego Angeles nie miała już ochoty oglądać. Usiadła z powrotem na jednej z ławek, zdjęła z głowy kaptur i westchnęła. Oznaczałoby to, że Pablo znalazł sobie pracę. Albo raczej ona mu ją znalazła. Zatrudniła go u swojego ojca? Pablo za biurkiem? No nieźle. Swoją drogą najwidoczniej to jego nowa dziewczyna. Fajnie.

Tymczasem w domu Castillo coraz wyraźniej dało się czuć woń pieczonego kurczaka, którego właśnie przyrządzała Olga. Smakowite zapachy zwabiły do kuchni asystenta pana domu, Ramallo. Mężczyzna, jak zwykle, ubrany był w nienaganny, ciemnoszary garnitur, spodnie i białą koszulę. Pod szyją zawiązał krawat koloru marynarki. 

- Przyrządzasz pieczonego kurczaka, dzióbku? - spytał. Dziwnie brzmiały z jego ust pieszczotliwe słowa kierowane w stronę gosposi, ale w końcu byli małżeństwem.
- Tak, zaraz będzie gotowy. Nie widziałeś może tego uroczego chłopaczka, Ernesto?
- Chodzi ci o tego młodzieńca, który niedawno się tu wprowadził? Chyba widziałem, jak wychodził do ogrodu. 
- Jest jeszcze coś, Ramallo - Olga zniżyła głos do szeptu. - Co z Angie i panem Germanem?
- Nie mam pojęcia.
- Ostatnio dziwnie się zachowują. Te ich spojrzenia. Poza tym panienka Angeles ostatnimi czasy często znika...
- Wiesz, chyba wciąż się nie pogodzili.
- Cóż, to tylko kwestia czasu! - zawołała gosposia, wbijając palec wskazujący w pierś męża.
- Pewnie masz rację... Kiedy będzie obiad?
- Za chwilę. Już wystawiam kurczaka! Zawołaj bliźniaków.

Angie wróciła do domu blisko godzinę później. W willi Castillo wciąż unosił się subtelny zapach pieczonego kurczaka, jednak domownicy skończyli już jeść obiad. Na stole w jadalni została tylko jedna porcja kurczaka i szklanka mleka. Kobieta upiła trochę ze szklanki, jednak nie była głodna, więc nawet nie ruszyła mięsa. Przez chwilę zastanawiała się, co ze sobą zrobić, aż nagle, całkiem znikąd, zjawił się przy niej syn księdza Roberta. 

- Co ty tu robisz, Ernesto? - spytała.
- Ciebie też miło widzieć, Angie - mruknął z sarkazmem.
Zgodnie z jego wcześniejszymi zaleceniami rozluźniła mięśnie twarzy i lekko przechyliła głowę, milcząc.
- Widziałeś się już z Germanem? - zapytała spokojnie.
- Masz na myśli tego nieco sztywnego pana domu? Tak, rozmawiałem z nim. 
- Jak zareagował na wieść, że będziesz tu mieszkał?
- Wiesz, to nie było nic trudnego - odparł swoim zwykłym, niefrasobliwym tonem. - Prawie jadł mi z ręki. Jest zachwycony, że tu mieszkam. Nie jest zbyt trudnym orzechem do zgryzienia, ten twój ukochany.
- To nie jest żaden mój ukochany! - zaparła się natychmiast.
- Nie jestem ślepy, Angeles.
- Ty naprawdę manipulujesz ludźmi!
- Czasami jest to bardzo przydatne - przyznał Ernesto, wzruszając ramionami.

Ksiądz Oscuro kończył właśnie mszę świętą. To zajęcie nigdy nie sprawiało mu większego problemu, właściwie lubił wygłaszać kazania, którymi zawsze zachwycali się wierni. Delektował się myślą, iż to właśnie prowadzone przez niego msze przyciągają do kościoła największe tłumy. Ale w końcu chodzi tu tylko o adorowanie Boga, czyż nie?  

Tego dnia był jednak wyjątkowo rozproszony. Raz czy dwa zdarzyło mu się przejęzyczyć, przez co kazanie straciło nieco na uroku. Parafianie powoli zaczęli rozchodzić w swoje strony. Kościół pustoszał. Robert wciąż stał jednak przy ołtarzu i z uporem maniaka wpatrywał się w rysę na jednej ze ścian świątyni. Nie mógł przestać myśleć o swoim synu. Nie miał pieniędzy, mieszkania, a w czym on, jako ksiądz, mógłby mu pomóc? Przecież nie zamieszka z synem razem na plebanii. Całe szczęście, że Angie była tak dobra i zaoferowała mu mieszkanie u tego swojego szwagra. Co teraz czuł? Czy obeszło go to, że jednak ma ojca? Ojca schizofrenika, który na dodatek jest księdzem. Gdyby był jakiś konkurs na najgorszego ojca roku, spokojnie mógłby wziąć udział i mieć nadzieję na wysokie miejsce. 
- Cholera - zaklął pod nosem i cisnął kielichem, który stał na ołtarzu. Zaraz jednak go podniósł, starając się opanować emocje. - Muszę coś końcu zrobić!
Udał się na plebanię, gdzie ignorując wszystkich, przebrał się w bardziej cywilne ubranie, a następnie żwawym krokiem podążył w stronę miejsca zamieszkania Angie.
Zadzwonił dzwonkiem i uderzając palcami wskazującymi obu dłoni o siebie, czekał aż ktoś raczy mu otworzyć. Po chwili w drzwiach pojawiła się niezbyt drobnej postury kobieta o kręconych, czarnych włosach, ubrana w różowy fartuch.
- Dzień dobry - rzekła lekko. - Co sprowadza tutaj... księdza? - spytała, zerkając ukradkiem na koloratkę pod szyją mężczyzny.
- Dzień dobry. Przyszedłem, ponieważ chciałbym zobaczyć się z... - zaczął, jednak nie było dane mu dokończyć, bo w drzwiach obok kobiety stanął Ernesto. Za chwilę pojawiła się również Angie.
- Robercie! A co ty tu robisz? - odezwała się.
- Olgo, zostaw nas, proszę, samych z tym miłym panem, dobrze? - powiedział grzecznym tonem najmłodszy z towarzystwa.
Kobieta tylko uśmiechnęła się zachwycona, po czym zasalutowała i już jej nie było.
- Co cię sprowadza, tatku? - spytał Ernesto nieco prześmiewczym tonem, opierając się beztrosko o drewnianą framugę drzwi. Angeles uważnie śledziła każdy jego ruch.
- Przyszedłem zobaczyć się z synem - odparł Robert, najwyraźniej starając się brzmieć spokojnie, jednak w jego głosie dało się wyczuć lekkie drżenie. - Czy mogę liczyć na to, że dasz mi się zaprosić na spacer, może herbatę? Proszę...
Angie przekonana, iż Ernesto natychmiast spełni prośbę ojca, zdziwiła się, kiedy ten nawet się nie ruszył, wciąż lustrując go wzrokiem.
- Zapomniałeś, ojczulku mój drogi, że na mnie nie działają twoje sztuczki?
- Jakie znowu sztuczki? - głos Oscuro wciąż lekko drżał.
- I ty, i ja dobrze wiemy, o czym mówię - odparł spokojnie. - Ale nie martw się i tak nie mam obecnie nic ciekawszego do roboty, więc chętnie się z tobą przejdę. O ile tylko Angeles mi na to pozwoli.
Przeniósł wzrok na kobietę. Ta, zdziwiła się nieco, przekonana do tej pory, iż dwaj mężczyźni zapomnieli zupełnie o jej obecności. Przez chwilę nawet miała zamiar zwyczajnie się wycofać, jednak słowa młodzieńca zbiły ją z tropu.
- Nie no pewnie, idź, jak chcesz... - wymamrotała.
- Dziękuję - zaśmiał się Ernesto i przekroczył próg domu. Angie przez chwilę jeszcze patrzyła jak oddala się wraz z ojcem, po czym zamknęła za nimi drzwi.

Kolacja w willi Castillo tego wieczoru przebiegła w zaskakująco miłej atmosferze. Za namową córki pan domu zgodził się nawet na włączenie do posiłku muzyki. Z odtwarzacza dobiegały właśnie dźwięki jakiejś piosenki zespołu Coldplay, który uwielbiała zarówno dziewczyna jak i jej ciocia. Przy stole pozostały dwa wolne miejsca. Ernesto wciąż nie wrócił ze swojego spotkania z ojcem. Z jakiegoś powodu brakowało też Brunhildy, co nikogo z domowników jakoś szczególnie nie udręczało. Angie co jakiś czas łapała się na tym, że jej wzrok ucieka w stronę Germana. Najgorsze było jednak to, iż mężczyzna prawie zawsze odwzajemniał jej spojrzenia, uśmiechając się nieziemsko. Chociaż nie miał tak wyszukanych zdolności do manipulacji ludźmi jak Oscuro czy jego syn, na nią działał dość podobnie, co wcale jej się nie podobało. Tego wieczoru po raz pierwszy od jakiegoś czasu poczuła się prawdziwie głodna. Z zapałem pałaszowała przyrządzoną przez gosposię pieczeń, starając się zwracać uwagę na nią, zamiast na szwagra.
- Wiecie jaki jutro mamy dzień? - odezwał się nagle Miguel.
- Jutro są nasze urodziny! - zawołał wyraźnie uradowany Javier, nie czekając aż któryś z domowników pokusi się o to, aby odpowiedzieć.
- Na śmierć o tym zapomniałam, chłopcy! Kończycie dziewięć lat, mam rację? - odezwała się Olga. -
- Jak ten czas szybko leci, doprawdy... - dodał Ramallo. - Może chcielibyście wybrać się jutro do zoo?
- Tak! - ucieszył się Javier. - Będzie zabawa, zawsze chciałem zobaczyć słonia na żywo! Albo boa dusiciela...
- Z tego, co czytałem, w zoo w Buenos Aires jest mnóstwo gatunków węży. Kobry, grzechotniki tajpany pustynne...
Angie nie słuchała dalszego wykładu nieco przemądrzałego dzieciaka. Całą jej uwagę pochłonęły czekoladowe oczy szwagra, który siedział po przeciwnej stronie stołu. Nie odrywali od siebie wzroku, nie zwracając uwagi na pozostałych. Angeles poczuła nagłą ochotę, aby go do siebie przytulić, pocałować. Nie obchodziła ją już ich umowa, czuła, że jego fizyczna bliskość już jej nie wystarczy. W tej chwili pragnęła tylko, żeby szwagier znów ją pokochał i pozwolił jej pokochać jego. Gdy reszta domowników rozeszła się do siebie, ona, jak gdyby nigdy nic, ruszyła w stronę jego gabinetu. Mężczyzna natychmiast poderwał się od stołu i ruszył za nią. Od progu złapał ją w talii i przyciągnął mocno do siebie. Zamek w drzwiach szczęknął, a on wpił się swoimi ustami w jej. Wciąż mocno trzymając ją w talii, usadził kobietę na biurku. Na chwilę odkleili się od siebie, aby zaczerpnąć powietrza. German zdjął gumkę z jej włosów, sprawiając, że blond loki Angie rozsypały się po jej plecach. Lekko potrząsnęła głową, strząsając je na plecy. Pogłaskał ją po włosach, drugą dłonią zaś przejechał po udzie kobiety. Dotknął jej twarzy, spoglądając głęboko w oczy. Dopiero wtedy dostrzegł, że czaił się w nich smutek. Uśmiech spełzł z jej twarzy, ustępując wyjątkowo smutnej minie. Powoli zsunęła się z biurka stając przed szwagrem i wciąż patrząc jej w oczy. Ponownie dotknął jej twarzy, tym razem obydwoma dłońmi. Serce Angie tłukło się w jej piersi jak oszalałe. Nie chciała, aby to usłyszał, aby poznał po niej, że okazała słabość. Wyrwała się z jego uścisku i zapinając byle jak nieco odpiętą przez niego sukienkę, wybiegła z gabinetu, nie pozwalając, aby ją zatrzymał. German jeszcze przez chwilę stał, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła, zatrzaskując mu je tuż przed nosem. Przejechał sobie dłonią po włosach i westchnął. Znów poczuł się okropnie, gorzej niż zwyrodnialec. Nie mógł znieść myśli o tym, że jego ukochana kobieta cierpi przez niego, a on dodatkowo łamie jej serce. Nie powinien pozwolić jej odejść. Opadł na krzesło i zamknął oczy.

Angie z początku chciała najzwyczajniej w świecie uciec na górę i zamknąć się w swojej sypialni. Jednak po chwili namysłu zdecydowała się udać do pokoju na strychu. Łzy cisnęły jej się do oczu, jednak nie pozwoliła im popłynąć. Przekroczyła drewniane drzwi, schody i po chwili znajdowała się już przed dawnym pokojem gościnnym. Miała więcej szczęścia, niż mogła się spodziewać. Ktoś zostawił klucz w drzwiach. Przekręciła go, weszła i zamknęła za sobą drzwi, chowając kluczyk w kieszeni. Wyszła na dach. Zaskoczył ją lodowaty podmuch wiatru. Mimo zimna, które doskwierało jej w cienkiej, letniej sukience, podeszła do murku i rozejrzała się. Ani śladu gwiazd na spowitym grubą warstwą chmur nocnym niebie. Szykuje się deszczowy dzień, pomyślała. Jednak nim krople wody, jakie niedługo spaść miały z nieba, zdążyły ją zmoczyć, zrobiły to łzy, uwolnione z jej od dawna zeszklonych już oczu. Uniosła wzrok, mając nadzieję dostrzec chodź jedną gwiazdę, jednak niebo było ciemne, nieprzeniknione. Pociągnęła głośno nosem, spuszczając głowę. Ukryła twarz w dłoniach i odwróciwszy się tyłem do murku, oparła się o niego i pozwoliła sobie na płacz. Było jej po prostu przykro. Czuła się zrezygnowana i pozbawiona nadziei. Stała tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu wróciła do małego pokoju, położyła się do łóżka i usnęła.

Rankiem obudziła się, ziewając ciężko. Jej zaspane oczy przytłaczały ciężkie powieki i resztki niezmytego makijażu, który rozpłynął się razem z łzami. Z trudem dźwignęła się z łóżka i schodząc na dół, weszła do łazienki. Gdy już zdołała doprowadzić się do porządku, zgarnęła torebkę i ruszyła do sklepu, aby kupić coś bliźniakom na urodziny. W centrum handlowym wybrała nową piłkę do nogi dla Javiera, wykonaną na wzór tych, jakie używali piłkarze podczas mundialu i książkę p.t. "Technologia chemiczna - przemysł nieograniczony" dla Miguela. Zapłaciła za zakupy i pospiesznie wróciła do domu, chcąc zdążyć zanim chłopcy wstaną. Na szczęście gdy przekroczyła próg willi, nie słychać było jeszcze ich śmiechów ani zwykłego porannego rozgardiaszu, jaki zwykli powodować.

Miguel obudził się pierwszy. Zanim wstał, sięgnął, jak było to w jego zwyczaju, po leżącą w rogu piętrowego łóżka książkę. Mały naukowiec sypiał na górnym piętrze. Gdy skończył wertować rozdział, który zaczął zeszłego wieczoru, podniósł się, zszedł po drabinie na dół i potrząsnął bratem, chrapiącym w najlepsze, wśród opakowań po słodyczach. Bałagan był czymś normalnym, zwykle panował wokół pełnego życia łobuziaka. 
- Wstawaj, mamy urodziny, chyba nie chcesz przespać całego dnia! - krzyknął Miguel, ożywiony jak nigdy, na samą myśl o tym, że z pewnością przyjdzie mu dziś dostać kolejne ciekawe książki. Gdy upewnił się, że zdołał dobudzić brata, pomaszerował do łazienki.
Javier wstał z łóżka, ziewając przeciągle. Podrapał się po głowie, po czym zdjąwszy piżamę, wciągnął dresy i błękitny T-shirt. Wszedł do łazienki zaraz po bracie. Ten natomiast zbiegł już na dół, aby tym razem móc zjeść jedną z bułeczek, jakie zwykle piekła rano Olga, zanim Javier go w tym ubiegnie. Zgarnął jedną z nich i usiadł przy stole, dziękując gosposi za życzenia. Po chwili dołączył do niego Javier, który zjechał po poręczy i wziął aż trzy bułki. Odgryzł wielki kęs pierwszej z nich i usiadł na przeciwko brata, uśmiechając się głupkowato.

Angeles również zeszła na dół. Postanowiła zjeść śniadanie razem z resztą mieszkańców domu Castillo, tylko ze względu na bliźniaków. Nie miała natomiast najmniejszej ochoty widzieć się ze szwagrem. Co więcej, obiecała sobie, iż tego dnia ani razu nie pozwoli sobie na niego spojrzeć. Wciąż nieco zaspana, zeszła po schodach, niosąc dwa, zapakowane w kolorowe pudełka prezenty. Wręczyła jedno pudełko Miguelowi, życząc mu wszystkiego najlepszego, na co on grzecznie podziękował i odłożył prezent na bok, z zamiarem otwarcia go zaraz po skończonym śniadaniu. Natomiast Javier od razu rozerwał pudełko i wyciągnął z nieco nową, lśniącą piłkę.
- Jest genialna, dziękuję, Angie! - zawołał. Kobieta uśmiechnęła się.
Tym razem przy posiłku nie zabrakło żadnego domownika. Bliźniacy byli wyjątkowo podekscytowani swoim wielkim dniem, natomiast Brunhilda zachowywała się podejrzanie. Nie wtrąciła żadnej niemiłej uwagi, nawet w chwili gdy Angie, poproszona przez Germana o podanie mu dżemu, zignorowała go. Co więcej, zdawała się być zamyślona, do nikogo się nie odzywała i w ciszy pałaszowała ogórka, gdyż Olga wciąż nie chciała kupować pomidorów. Tajemniczy spokój babci Germana wszystkich zdziwił, lecz nikt nie śmiał tego skomentować. Angie często czuła na sobie wzrok szwagra, jednak nie ośmieliła się popatrzeć w jego stronę. Nieco zawstydzona, wlepiła wzrok w swój talerz i zajęła się miską owsianki.
- Sto lat, sto lat... - zaczęła nagle śpiewać Violetta, wstając i ponaglając ciocię, to zrobienia tego samego.
Angie uniosła się i dołączyła do niej.
- Niech żyją, żyją nam.
- Sto lat, sto lat, niech żyją, żyją nam - dołączył Ernesto.
- Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyją, żyją nam - zaczęli z nimi śpiewać także Olga i Ramallo.
- A kto?
- JAVIER I MIGUEL!
Wszyscy zaczęli klaskać i wnieśli toast za zdrowie bliźniaków. Angie usiadła, wciąż nie zwracając uwagi na pana domu. Po skończonym śniadaniu Ramallo i Olga oznajmili, że zabierają chłopców do zoo. Angeles przytaknęła i postanowiła wyjść do ogrodu.
Where were you when everything was falling apart? All my days were spent by the telephone that never rang... - zaśpiewała, gdy znalazła się na dworze.
Podeszła do ławki i usiadła na niej, nucąc piosenkę dalej. Po chwili umilkła i westchnęła. Jaki to miało sens? Znów zrobiło jej się smutno, zupełnie bez powodu. Dorosłe życie nie było wcale taką sielanką, jak mogłoby się wydawać. Nie miało nic wspólnego z beztroską prezentowaną w niektórych filmach amerykańskiej produkcji. Rozmyślania kobiety przerwał Piotruś Pan, który nagle pojawił się obok niej i posłał jej szatański uśmiech spod czarnej czupryny.
- Teraz już wiesz, dlaczego nie chciałem dorosnąć, moja droga - powiedział.
- Znikaj - ucięła, nie patrząc na niego.
- Okazałaś słabość, Angeles - wyszeptał wprost do ucha blondynki.
Rozległo się ciche pyknięcie i zniknął. W jego miejscu zjawiła się najmniej oczekiwana w tym momencie osoba. German spojrzał na Angie, która natychmiast odwróciła wzrok. Usiadł obok niej na ławce. Ona milczała i odsunęła się w stronę krawędzi ławki. Mężczyzna przysunął się i pogłaskał ją po włosach. Spojrzała na niego z wyrzutem.
- Co znowu? - warknęła.
- To ja chciałby wiedzieć, co się dzieje, Angie. Jesteś smutna.
- Uważaj, bo zostaniesz jasnowidzem - odcięła się zjadliwie, wciąż starając się na niego nie patrzeć.
- Angie, przestań w końcu! - German podniósł głos i po raz pierwszy z satysfakcją zauważył, że popatrzyła na niego, a w jej oczach zalśniły łzy. A więc wciąż coś do niego czuła, wciąż jej zależało...
Ujął w dłonie jej twarz. Nawet się nie poruszyła, patrząc mu w oczy.
- Zależy mi na tobie - wyszeptał.
- Doprawdy? - wycedziła z sarkazmem.
- Nigdy nie przestało mi na tobie zależeć.
- W takim razie - powiedziała, wciąż nie odwracając wzroku od jego tęczówek - dlaczego zgodziłeś się na to wszystko? Dlaczego przyjąłeś warunki umowy, którą zaproponowałam?
- A jak ci się wydaje? - odezwał się po chwili namysłu. - Wiesz, dlaczego się na to zgodziłem? Ponieważ nie mogłem pozwolić ci odejść. Ponieważ zrobiłbym wszystko, aby mieć cię obok. Ponieważ cię kocham, rozumiesz?
Jedna z łez upłynęła z zeszklonych oczu Angeles. German delikatnie otarł ją palcem, wciąż nie puszczając jej twarzy. Przysunął się i pochylił nad jej ustami. Zbliżył swoją twarz do jej, z zamiarem pocałowania kobiety. Ich usta dzieliło zaledwie kilka milimetrów, gdy w ostatniej chwili Angeles cofnęła się. Ostatni raz spojrzała na Germana, po czym otarła łzy z policzków i odeszła.

Benedict Cromwell był poukładanym, starszym człowiekiem, ceniącym sobie spokój, stałość i poczucie bezpieczeństwa. Jako były żołnierz walczący jeszcze za czasów drugiej wojny światowej w armii po stronie brytyjskiej, uznał, iż należy mu się długa, zasłużona emerytura. Między innymi dlatego też zdecydował się przylecieć do Buenos Aires. Odkąd z kamiennicy, którą zamieszkiwał, wyprowadziła się niejaka Angeles, jakość jego życia znacznie się polepszyła. Było przede wszystkim ciszej. Brytyjczyk zapinał właśnie przed lustrem staromodny, ciemnoszary płaszcz. Poprawił resztkę siwych włosów, jaka ostała mu się jeszcze na głowie, po czym opuścił mieszkanie. Do celu swej podróży dotarł po kilkunastu minutach. Stanął przed ogromną willą. Zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzył mu mężczyzna, wyglądający na okolice czterdziestu lat. Miał krótko obcięte czarne włosy i był sporo wyższy od przygarbionego wiekiem Cromwella. Ubrany w granatową koszulę i czarne spodnie spojrzał na mężczyznę pytająco.
- Dzień dobry. Nazywam się Benedict Cromwell - oświadczył mężczyzna wyniosłym tonem. W jego głosie German natychmiast rozpoznał dość wyraźny, brytyjski akcent. - Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Germanem Castillo?
- Zgadza się - odparł krótko brunet, ściskając rękę starca. - Pan do Brunhildy? Czy mam ją zawołać?
- Nie, nie trzeba. Przyszedłem rozmówić się z panem - oświadczył, co zdziwiło nieco Germana. 
- W takim razie zapraszam do środka.
- Dziękuję. 
Cromwell wkroczył do domu na tyle żwawo, na ile pozwalał mu wiek. Mimo wszystko trzymał się całkiem dobrze jak na niedawno skończone osiemdziesiąt jeden lat. 
- Napije się pan herbaty? - spytał pan domu, starając się brzmieć uprzejmie. 
Wciąż nie miał pojęcia, o co może chodzić Brytyjczykowi. Cromwell przytaknął. 
- Olgo, zrób proszę herbatę! Tak więc, co pana sprowadza? - zwrócił się do przybysza.
- Otóż, jak zapewne pan wie, panna Brunhilda i ja spędzamy razem ostatnio dość sporo czasu. Planowałem oświadczyć się jej najszybciej jak będzie to możliwe. Liczę, że przyjmie moje oświadczyny, a następnie weźmiemy ślub. 
- No... dobrze - wymamrotał German. - Ale dlaczego przychodzi pan z tym do mnie?
- Och, nie wiem, czy szanowny pan wie, ale w moim kraju - zaczął jeszcze wynioślejszym niż zwykle tonem, wypinając lekko pierś. - A więc, oczywiście, w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii obowiązuje zwyczaj proszenia ojca ukochanej o jej rękę. 
"A raczej obowiązywał pół wieku temu" - pomyślał pan domu. W tym momencie do pokoju weszła Olga, niosąc dwa kubki z gorącym napojem.
- Jako iż ojciec panny Brunhildy już nas, niestety, raczył opuścić - ciągnął Cromwell, gdy kobieta wyszła, a on upił odrobinę z postawionego przed nim kubka. - Jestem zmuszony zwrócić się z tą prośbą do pana.
Germana zatkało. Od zawsze wiedział, że starsi ludzie bywają ekscentryczni, niektórzy dziwaczeją na starość... Mógł spodziewać się chyba wszystkiego, ale nie tego. Z trudem stłumił śmiech i starał się wyglądać poważnie, patrząc na wciąż pożerającego go wzrokiem Brytyjczyka.
- Nie no... Wie pan - odchrząknął. - Wydaje się pan eee... odpowiednim kandydatem dla Brunhildy, dlatego też ja... nie widzę przeszkód raczej - zakończył dość niezgrabnie, z trudem powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- Ach, co za radość słyszeć to z pańskich ust!
Cromwell wstał. German zrobił to samo. Brytyjczyk uścisnął mu dziarsko dłoń.
- Cóż, obowiązki wzywają. Nie będę zajmował panu, więcej czasu, mister Castillo. Jeszcze raz dziękuję. Życzę miłego dnia!
- Do widzenia - wymamrotał brunet.
Starzec zasalutował i ruszył w stronę drzwi. Castillo ruszył za nim, otworzył mu je, a następnie zamknął, wreszcie wybuchając upragnionym śmiechem. Następnie udał się z powrotem do gabinetu, z zamiarem opowiedzenia o wszystkim Ramallo. Już dawno nikt nie poprawił mu humor tak efektywnie, jak zrobił to owy staruszek.

Tymczasem Angeles udała się do parku. Nie miała niestety tyle szczęścia, co German i nikt jeszcze nie zdołał poprawić jej humor. Snuła się smutno alejkami, przyglądając się przechodniom, którzy ją mijali oraz ludziom, którzy siedzieli na ławkach. 
- Angie! Angeles Saramego! - usłyszała za sobą krzyk.
Odwróciła się i zobaczyła machającą w jej stronę starszą kobietę. Uśmiechała się szeroko najwyraźniej uradowana, że ją widzi. Kojarzyła skądś tę panią, nie mogła sobie jednak przypomnieć, kim ona jest. Podeszła bliżej i przywitała się. Staruszka mówiła z dość wyraźnym, włoskim akcentem. Nagle ją olśniło.
- Michelle! - krzyknęła. Kobieta rozpromieniła się.
- A więc mnie pamiętasz, Angeles.
Angie doskonale pamiętała Michelle, Włoszkę, którą spotkała niegdyś w Weronie. Dała jej kilka cennych rad na temat życia, pomogła się odnaleźć, gdy wszystko wydawało się być stracone. Dała jej... Perseusza. Angie coś przewróciło się w brzuchu. Perseusz! A może raczej Robert, jak nazywała małego szczurka, należącego niegdyś do Michelle, Olga. 
- Co ty tu robisz, Michelle? - spytała zdumiona Angie.
- Wiesz, nigdy nie udało mi się odnaleźć mojego ukochanego...
- Ojej, kochana Michelle, tak mi przykro!
- Nie trzeba... Wiesz, chyba i tak nie zdołałabym z nim porozmawiać po tych wszystkich latach - westchnęła. - Ale może opowiesz mi lepiej, co słychać u ciebie?
- Może przysiądziemy na ławce - zaproponowała Angie.
Włoszka przystała na tę propozycję i już po chwili siedziały już na białej ławce pod dębem. Blondynka kończyła właśnie opowiadać o swoich najnowszych... przeżyciach i dokonaniach. Gdy skończyła, Michelle zacmokała. 
- Trochę się w tym wszystkim pogubiłaś, co? - zaśmiała się. - Ale nadal go kochasz, mam rację?
Angie spuściła głowę i lekko pokręciła nią na znak zaprzeczenia. Staruszka tylko się uśmiechnęła.
- Każdy ma prawo popełniać błędy - pogłaskała ją po ramieniu. - Są one nieodłączną częścią naszego istnienia. Mylić się jest rzeczą ludzką. Ale prawdziwy człowiek powinien przede wszystkim umieć wybaczać. A jestem przekonana, że twój ukochany już dawno zapomniał ci wszystkie krzywdy. Myślę, że powinnaś zrobić to samo. Słuchaj serca, Angeles.
- Wynajęłam mieszkanie tu niedaleko - dodała po chwili. - Tylko na jakiś czas, wiesz, dopóki nie zdecyduję się na powrót do Włoch... Może pójdziemy do mnie i napijemy się herbaty?
- Ja... - zaczęła powoli blondynka. Tak naprawdę jedyną rzeczą, której w tej chwili potrzebowała była samotność. Chciała przemyśleć to wszystko. Gdy opowiedziała komuś o tym, co ostatnio zrobiła, wydawało się to jeszcze bardziej absurdalne niż gdy o tym myślała. 
- No chodź. Przy okazji opowiesz mi, co stało się z Perseuszem. 
Angie zapłonęły uszy.

Podczas gdy Javier i Miguel wraz z Olgą i Ramallo podziwiali najróżniejsze egzotyczne zwierzęta, jakie znajdowały się w zasobach miejskiego zoo, Violetta przeżywała jedną z najromantyczniejszych chwil w jej życiu. Nic nie mogło zastąpić jej momentów spędzanych z ukochanym Leonem. Były one romantyczne i wyjątkowe w swojej prostocie. I choć nie lecieli, jak w śnie dziewczyny, balonem, przyjemnie było siedzieć we dwoje na kocu, jeść kanapki z kawiorem (kto bogatemu zabroni XD) i nic nie mówić, napawając się swoim towarzystwem. Chłopak co jakiś czas brzdąkał coś na gitarze. Czasami dołączał do tego swój czysty, melodyjny wokal. Położyli się na trawie i z rozmarzeniem spoglądali w niebo. Chociaż spowite było chmurami, w niektórych miejscach przebijał się czysty błękit. Violetta położyła głowę na piersi ukochanego i zamknęła oczy. W tej chwili było jej dobrze.

__________________________________________
Taka tam faza na Leonettę. XD
Ogólnie rozdział jest jakiś nieogarnięty.
Patologia, ale jeżeli czytacie nas regularnie, to pewnie zdążyliście się przyzwyczaić:)
Postanowiłam napisać ten rozdział w narracji trzecioosobowej, co pewnie zauważyliście. Raczej tak nie zostanie, po prostu chciałam zobaczyć jak będzie mi się pisać w ten sposób. 
Wam jak się podoba? Którą narrację wolicie?
Cromwell, mistrzu.

B. jest na urlopie, ale dla zachowania tradycji podpiszę
Sinceramente comprometidas,
J & B

35 komentarzy:

  1. Lepiej jest jak piszesz w 1 os. ;) . A co do rozdziału trochę nie ogrniety xD ale czadowy xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie ale jakoś tak smutno mi się zrobiło jak pomyślałam o bezrobotnym Beto. :(
    Ciekawe co Gregorio robi! xD (wciśnij gdzieś go w następnym rozdziale soł plisss)
    Ogólnie jak przeczytałam o tym dziadku to nwm dlaczego ale już mi się pomyślał Epilog. ;-; Żol. Moje głupie myślenie.
    Bo nie zamierzacie za szybko kończyć nie? Lepiej w ogóle nie kończcie pisać xd Do emerytury wam daleko! :D
    (Mój komentarz też jest patologią xd)
    Wgl jak napisałaś że będzie Patola to ja już mam swoje wyobrażenia a tu bum!
    Piękno, zajefajno, smutno, wesoło z Michelle rozdział ;)
    A właśnie!
    Brunhilda i zamążpójście? xP A kiedy ich ślub tak mniej więcej? W którym rozdziale ? :D
    Pablo i jakaś lafirynda? ;o Za biurkiem? Yhym... Yhym...
    Dobra, ale ... Zajedwabiście ;) - raczej nie inaczej.

    Pozderki ~ Blerr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps; Lepiej mi się tam czyta w 3 osob. :D

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo za tyle miłych słów. Pozdrawiam! :D

      Usuń
  3. Cudownie. U mnie też pojawił sie new rozdział.
    http://historiaviolettycastillo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajno, fajno, nagła faza na Leonettę. XD No i intryguje mnie ta Brunia, haha. Do następnego. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuhh. XD
    Aj tam od razu patola :3
    Nie jest źle. Co więcej: genialnie ^^
    Cudo. Hahaha. Intrygująca Brunia XD Ciekawa jestem czo ona taka spokojna ;P
    Zapraszam do mnie ^^
    Czekam z niecierpliwością na 103 :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziarowski rozdział =D Nie wiem czy dobrze podejrzewam, ale mam pewne przypuszczenie... Czyżby szanowny Benedict Cromwell był dawnym ukochanym Miichelle, którego poszukuje, czy się mylę? Tak jakoś mi się nasunęła taka myśl, jakoś podejrzane wtrącenie dawniej znajomej Angie. A może starzec poczuje coś do byłej ukochanej? ( nie pamiętam całej tej historii ich miłości) Benhilda zagrożona >.< I co z ślubem, co z miłością do babci Germana, płakłam... :'( Ps. Jestem za, aby wtrącić do historii wątek z Gregorio- oczywiście coś z Angie, będzie zabawa, będzie się działo.. *-* Żądam next'a - KOCHAM WAS DZIEWCZYNY:**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :D Cóż, mogę powiedzieć tylko - pożyjemy, zobaczymy! :)

      Usuń
  7. "German chrapał głośno, z głową ukrytą w białej, puchowej poduszce, zmęczony po długiej nocy, jakże intensywnie spędzonej z Angeles" Wy zawsze wiecie jak niektóre rzeczy dobrze ubrać w słowa :D
    Brunia and Benio się żenio? :D Ciekawe czy się zgodzi nasza panna młoo..... eee.... to chyba nie na miejscu xd (Oby dożyli tego ślubu ;-;)
    Przy tym jak Angie szła koło Beto to się zawiodłam. U niego wszystko ok a ja myslałam, że biedy będzie żebrał owinięty w jakiś koc czy jak XD
    Te całe urodziny chłopaków... skromnie tak trochę ;-; (tak przy okazji dopiero teraz zaczęli mi się kojażyć z Zackiem i Codym z "Nie ma to jak hotel" XD #SzybkaJa)
    Hehe... biedna Angie bęfdzie się musiała wytłumaczyć w sprawie Perseusza. Wyrazy współczucia :P
    Leonetta.................................ok.
    No i Germangie! Oj niech się Angie nie łudzi, że nic ją z Germitem już nie łączy. To kwestia czasu. Zawsze tak jest. Teraz też, prawda? P R A W D A ?!

    Ogólnie to ponownie - dzięki za info o rozdziale xd (Pomińmy fakt, że w połowie czytania 102 zorientowałam się, że jeszcze nie czytałam 101 XD) Pozderky 8)

    PS: No i spóźnione "Miłego wyjazdu" dla B. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "U niego wszystko ok a ja myslałam, że biedy będzie żebrał owinięty w jakiś koc czy jak" hahahaha sikam. :D
      Hahahaha, dziękuję za genialny komentarz. Pozdrawiam. :D

      PS. Jeżeli chcesz, to o rozdziale 103 też Cię poinformuję. xd

      Usuń
    2. No byłabym wdzięczna xd

      Usuń
    3. No to nie ma sprawy. :)

      Usuń
  8. Piękne. To jest dobre. Wydaje mi się, że Angie jest zdezorientowana. Javier i Miquel urodzin ... lubię to...
    Super!

    OdpowiedzUsuń
  9. Znów genialny rozdział <3 :P Czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny rozdział jak zawsze jeszcze na dodatek długi
    Angie nie wie co robić... Czekam na next i zapraszam do mnie
    http://germangie-mojahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, postaram się zajrzeć do Ciebie. :)

      Usuń
  11. Oi Skai, Skai, Skai :D !
    No zaszalałaś, nie ma naszej B jeden rozdział a ty mi tu jakąś Leonette odstawiasz i to w takim momencie gdy Dielari wyznało (to o czym wszysycy już dawno wiedzieli) swą miłość na oczach dziennikarza xD! Hahaha no dobra, skupię się nie rozdziale. Rozdział jak zwykle cud miód i malina. Zaczęło się na Violettcie i również skończyło się na niej, mhm, osobiście wolę jak rozdział kończy się przemyśleniami Angie, lub upalną nocą Germangie jak to macie ostatnio w zwyczajach xD! Ogólnie ja sama się zaczęłam śmiać w momencie jak German nazwał tego jakiegoś tego no starca "odpowiednim kandydatem" dla Brunki, hahahah lo siento xD! Oj ta nasza Angeles, jednak stać ją na kilka prawdziwych łez z szklanych oczu? Mhm, no kto by pomyśliał... a ja wiem kto... JA XD No to już chyba na tyle ;)
    Podsumowując rozdział cudowny. Jak mogłaś się domyśleć ja wolę jak jest pierwsza narracja a nie trzecioosobowa, tak czuć tą Angie :) <3
    Saludo <3
    Do następnego ^^
    Lika. ( hahahhaha tak Skai, Angeliczka xDDD Likusia tambien xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha, dziękuję bardzo, Likusiu. Całusy dla Ciebie! :-)

      Usuń
  12. Asiu świetny rozdział
    Benio powalił mnie na kolana.
    Leonetta zawsze spoko
    Oj biedna Angeles teraz będzie musiała się tłumaczyć co się stało z Prometeuszem
    O Beto.
    Jeszcze raz świetny rozdział.
    Z ( nie) cierpliwością czekam na 103
    ~ Asia♡

    OdpowiedzUsuń
  13. SUPER czekam na następny :D
    A kiedy on bedzie?

    OdpowiedzUsuń
  14. Super rozdzialik uwielbiam tego bloga :)
    Ale bardziej podoba mi sie narracja 3 osobowa ;3

    OdpowiedzUsuń
  15. Najlepsza narracja 3 osobowa. Angie nieco zdezorientowana, zapraszam do mnie http://germangieparasiempre.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy nowy rozdział ?????

    OdpowiedzUsuń
  17. https://life-angeles-germangie.blogspot.com zapraszam ( cudowny rozdział)

    OdpowiedzUsuń