środa, 19 lutego 2014

Rozdział 88

Rozdział 88.

Obudził mnie przeraźliwy wrzask, dochodzący z pokoju obok. Szturchnęłam Germana. Jego również obudził krzyk, który teraz rozległ się ponownie. Bez wątpienia należał do mojej siostrzenicy. Nagle o czymś sobie przypomniałam, jednak szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Podźwignęłam się z łóżka i pobiegłam w stronę źródła krzyku. 

Wpadłam do pokoju siostrzenicy, a mój narzeczony za mną, trzymając w rękach poduszkę i stojąc w pozycji bojowej. Violetta na wszystkie strony wymachiwała poszewką od poduszki i trzepała włosami. 
- Violetta! - podbiegłam do dziewczyny. - Co się dzieje?
Dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej się trzepać.
- Angie! Pomóż mi! - krzyczała. - TAAAATO! 
Przez chwilę pomyślałam, że coś ją opętało, jednak zobaczyłam, że na ziemi leży kilka różowych, wyjących się robaków. Dżdżownice... Coś zakołatało mi w głowie i przypomniałam sobie słowa Javiera, który chciał wyciąć Violi żart. Sytuacja nie wyglądała jednak wcale tak zabawnie, jak dzieciak mógłby przypuszczać. Chociaż... Z trudem stłumiłam śmiech i pomogłam siostrzenicy wyplątać oślizgłe robaki z włosów.

Godzinę później roztrzęsiona nastolatka uwolniła się od różowych istot. Wraz z narzeczonym mogliśmy wrócić do naszej sypialni. Zegarek wskazywał pierwszą w nocy. Wgramoliłam się do łóżka i przytuliłam to torsu Germana. 


Obudziwszy się, stwierdziłam, że mężczyzna gdzieś zniknął. Westchnęłam. Wczorajszy wieczór wydawał mi się snem. Jednak ujrzawszy płatki róż na prześcieradle, stwierdziłam, że to wszystko było prawdą. 

Przeciągnęłam się podźwignęłam z łóżka, aby ubrawszy się zejść na dół i wypić kawę w kuchni. Z jakiegoś powodu uwielbiałam to pomieszczenie. Tyle się tu zdarzyło... Tu pierwszy raz spotkałam Violę, tu pocałował mnie German, tu... Przymknęłam oczy pozwalając, aby zalała mnie fala wspomnień. Wtem rozległo się ciche stuknięcie butów o podłogę i śmiech, który znałam aż za dobrze. 
- Witaj, Angeles - powitał mnie Piotruś Pan z szarmanckim uśmiechem. 
Obrzuciłam go znudzonym spojrzeniem. Spodziewałam się, że mnie wkrótce odwiedzi.
- Czego chcesz? - burknęłam.
- Dlaczego tak nieuprzejmie, o Pani? - młodzieniec popatrzył na mnie drwiąco. - Przyszedłem cię zobaczyć. Albo raczej ci pomóc w podjęciu decyzji.
-  Jakiej znowu decyzji?! - warknęłam. Jego gierki zaczynały mnie irytować. 
- Ach, no tak. Jako twój ukochany, podświadomy głos wiem trochę więcej. Nie wszystko sobie przecież uświadomiłaś... - tu obdarzył mnie kolejnym uroczym uśmiechem. - Wezwij mnie, gdy nadejdzie pora, Angeles. 
Po tych słowach zniknął, został po nim jedynie śmiech, który wciąż dźwięczał w szklanych kieliszkach. Wstałam i ruszyłam w stronę salonu, aby porozmawiać z Germanem, ale nie zdążyłam. Zakręciło mi się w głowie, na piersi zaczęła mi się zaciskać żelazna obręcz. Pomimo bólu, starałam się przejść ten krótki odcinek. Potknęłam się. Moja ciało było bezwładne. Ogarnęła mnie ciemność.

Powoli uchyliłam powieki i zaczęłam mrugać, starając się przyzwyczaić do oczy silnego światła. Rozejrzałam się. Leżałam w szpitalnej sali. W fotelu obok drzemał Ramallo, a na jego kolanach spali bliźniacy. Gdzieś z korytarza dobiegała mnie rozmowa Germana z jakimś obcym mężczyzną. Do mojej ręki przyczepione było kilka kabli prowadzących do urządzenia, z którego dobiegało miarowe pikanie. Po chwili mój narzeczony wszedł do środka.

- Angie, obudziłaś się! - zawołał siadając na skraju łóżka. - Tak się martwiliśmy...
- Co się... stało? - wymamrotałam.
- Zemdlałaś, ale znalazł cię Javier... - zaczął, ale przerwało mu wejście do sali lekarza. 
Mężczyzna miał jakieś trzydzieści lat, krótkie czarne włosy i czarną oprawę jasnoszarych oczu. W kącikach ust czaił się drwiący uśmiech.
- Doktor Blas Gancho, witam -każde wypowiedziane przez niego słowo było nasycone cynizmem. - To o wyniki pani badań tak troszczył się obecny tu gentelman?
- Na to wygląda. Więc czy mogłabym się dowiedzieć co mi jest i opuścić ten wspaniały przybytek? - odparłam zirytowana.
- Ależ oczywiście, ale najpierw pozwolę sobie zadać pytanie. Czy miała pani ostatnio krwotok? 
- Nie, nie miałam żadnego krwotoku - warknęłam.
- Widzi pani, normalnie sądziłbym, że cierpi pani na niedokrwistość. Ale pozwoliłem sobie zajrzeć do pani akt... - tu obrzucił Germana, Ramallo i dzieciaki znaczącym wzrokiem, który nakazał im w tej chwili wyjść. Gdy zostaliśmy sami, dokończył. - Od doktora Conrado, pani psychologa. I co się okazuje? Może pani cierpieć na psychozę.
Spojrzałam zdumiona na jego twarz. Powiedział to z zatrważającą lekkością.
- Doktor Fidel...
- Conrado uważa, że masz problemy z powodu trudnej sytuacji... Rozmawiałem już z pani narzeczonym. W czasie ataku wychodziła pani z kuchni. Sama. Coś musiało jednak spowodować gwałtowny stres, potem skok adrenaliny, a na końcu omdlenie. Sądzę więc, że znów miała pani omamy, szanowna pani... - mimochodem zerknął na kartkę. - Angeles.
- Owszem. Ale po co była ta przemowa? Lubi się pan popisywać? - syknęłam, czując jak ogarnia mnie wściekłość.
- Angeles, staram się ci pomóc. Dlatego mam dla ciebie to - uśmiechnął się ironicznie i wręczył mi kartkę. - Przyda się.
Przyjrzałam jej się. Było to skierowanie na miesięczną terapię do doktora Fidela.
- Bardzo dziękuję. Czy wobec tego mogę już zostać wypisana? 
- Jak najbardziej - szepnął, nachylając się tak blisko, że poczułam ostry zapach jego perfum. - Ale pamiętaj, musisz się leczyć.
Po tych słowach zwyczajnie wyszedł. Ot tak. Do pomieszczenia natychmiast wparował German. Streściłam mu co powiedział lekarz, unikając jednak tematu psychozy i mojego skierowania. Po chwili przyszła pielęgniarka, która odłączyła mnie od gąszczu kabli, pozwalając mi wrócić do domu. 

W willi przywitał nas wspaniały zapach dobiegający z kuchni. Olga była w swoim żywiole. W piekarniku przygotowywała się pieczeń, w garnku bulgotała zupa, a na stole już stały dwa torty, pokryte grubą warstwą wielokolorowego lukru i udekorowane bitą śmietaną. Ślinka napłynęła mi do ust na sam widok. 
- Wróciliście! Angie, nic ci nie jest cukiereczku! Przygotowałam dla ciebie skromny posiłek żebyś nabrała siły i mogła śpiewać i uczyć te kochane dzieciaczki... - zaczęła gosposia na nas widok. - ...Tyle razy mówiłam panu Germanowi, że jesz tyle co gołąbek, ptysiu, a on twierdził, że jesteś dorosła. 
- Olgo... Gdzie jest Violetta? - przerwałam kobiecie.
- Wyszła z Francescą, Camilą i takim uroczym, niewysokim chłopcem z loczkami. 
- Dziękuję. Przepraszam, muszę wykonać telefon - oznajmiłam i ulotniłam się.
Na górze odnalazłam numer do przychodni Conrado i po rozmowie z jakże miłą recepcjonistką udało mi się zarejestrować na punkt osiemnastą. Miałam jeszcze trzy godziny. Otworzyłam szufladę, do której wczoraj włożyłam kryminał, ale go nie znalazłam. Podeszłam do regału, ale tam też go nie było. 
- Czego szukasz, Angie? - rozległ się męski głos.
- Takiej jednej książki... - szepnęłam, czując dłonie Germana na swoich biodrach.
Inżynier delikatnie musnął ustami moją szyję. Zamruczałam zadowolona i odwróciłam się. Narzeczony nachylił się, więc nasze czoła się stykały. Czerń jego źrenic pochłaniała brązowe tęczówki. Mimowolnie się zarumieniłam. 
- Sądzę, że książka ci się nie przyda, kochanie... - zamruczał.
Powoli musnęłam jego usta. On entuzjastycznie odwzajemnił pocałunek. 
- Zaśpiewaj mi coś... - wyszeptał mi wprost do ucha. 
Odsunęłam się od niego i patrząc w ukochane, czekoladowe oczy zaczęłam śpiewać. Głos nie dobiegał jednak ze strun głosowych, o nie. Dobiegał z mojego serca, zupełnie, jakbym nagle wyzwoliła ukrywane w sobie uczucia.

Si te sientes perdido en ningun lado,
Viajando a tu mundo del pasado
Si dices mi nombre yo te ire a buscar...
Si crees que todo esta olvidado,
Que tu cielo azul esta nublado,
Si dices mi nombre te voy a encontrar...

Moje słowa przybierały na sile. Były jak wulkan przed erupcją. Wreszcie nastąpił wybuch.

 Ya veras que algo se enciende de nuevo.
Tiene sentido intentar ,
Cuando estamos juntos.
Algo se enciende de nuevo,
Tiene sentido intentar
Cuando estamos juntos,
Cuando estamos juntos,
Cuando estamos juntos...

German nie czekał. Podszedł do mnie i bezceremonialnie mnie pocałował. Staliśmy tak, napawając się sobą. W tej chwili należeliśmy do siebie. 

Dwie godziny później stałam przed dobrze mi już znaną kamienicą. Nieduży, ceglany budynek wyglądał wręcz nierealnie w środku miasta, otoczony lśniącymi wieżowcami i labiryntem szarych ulic. Każdej mojej wizycie towarzyszyła pewna doza lęku. Westchnęłam i weszłam do środka. Przy biurku siedziała recepcjonistka, która obrzuciła mnie jadowitym wzrokiem.
- Nazwisko! - rzuciła, robiąc przy tym minę, jakby rozmawiała z rozdeptanym ślimakiem.
- Angeles Saramego - wydusiłam.
- Poczekaj, przyszłaś pół godziny za wcześnie! - zawołała i wbiła we mnie spojrzenie. - Siadaj w poczekalni!
Pokiwałam potulnie głową i ruszyłam do ukrytego za rogiem rzędu foteli. Na jednym z nich siedział młody mężczyzna. Poczułam jakbym go skądś znała, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd... Szybko pozbyłam się tej myśli i usiadłam na jednym ze skórzanych krzeseł. Nieznajomy miał krótkie, delikatnie kręcona włosy, zielonobrązowe oczy i ciemny zarost. Ubrany był w przetartą, szarą marynarkę, czarny t-shirt, dżinsy... Wyglądał zwyczajnie. Odwróciłam wzrok, ale po chwili z powrotem wróciłam do lustrowania mężczyzny. W jego szczupłej, a wręcz chudej twarzy było coś zagadkowego i znajomego jednocześnie.
- Luis - powiedział w pewnym momencie. 
Miał mocny, ale lekko zachrypnięty głos.
- Angeles, ale mów mi Angie. - Przedstawiłam się. 
Nie do końca wiedziałam jak zacząć rozmowę. 
- Czy my się przypadkiem nie znamy? - zapytałam w końcu.
- Teraz już tak - na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Opowiedz mi o sobie, proszę. 
- Nazywam się Angeles Saramego i jestem nauczycielką śpiewu. Póki co, to ci musi wystarczyć. A ty? Kim jesteś? 
- Luis Solitario. Jestem... a raczej byłem adwokatem - powiedział powoli. - Może wybralibyśmy się na kawę? To byłaby świetna okazja, żeby się lepiej poznać. 
- Obawiam się, że mojemu narzeczonemu to by się nie spodobało - zaśmiałam się. 
- Cóż, to moja wizytówka - podał mi niewielki kartonik. - Tak jakbyś zmieniła zdanie. To nie musi być randka. Wiesz, zerwałem niedawno ze... starym życiem i staram się na nowo poznawać ludzi. Tak mi kazał lekarz, więc pomogłabyś mi w terapii...
Uśmiechnęłam się i schowałam karteczkę do torebki. 
- Solitario! Możesz odebrać receptę! - rozległ się okrzyk recepcjonistki.
 Mężczyzna spojrzał na mnie przepraszająco i wszedł do gabinetu, zostawiając mnie samą z myślami.

- Saramego! Możesz wejść! - poinformował mnie przemiły głos recepcjonistki.
Gabinet nie wiele zmienił się od poprzedniej wizyty. Conrado wymienił tylko plakaty, które pomazałam sprayem. Z dość cicho nastawionego radia słychać było utwór "Viva la vida", a sam lekarz siedział na czarnym fotelu w rogu. Zdziwiło mnie to. Zawsze siedział przy biurku, a dziś... 
- Angeles! - zawołał na mój widok. - Nie widzieliśmy się od pewnej imprezy.
- Tak się jakoś złożyło... - zaczęłam i położyłam się na kozetce, którą wskazał mi specjalista.
- Według raportu doktora Gancho... Podobno twoje omamy sprawiły, że zemdlałaś. Czy to prawda? 
- Po części. Rozmawiałam z Piotrusiem Panem, a on powiedział coś o jakiejś decyzji, którą przyjdzie mi podjąć, a o której wie tylko on czyli mój głos podświadomości. Potem się zaczął śmiać i ten śmiech... On znikł, a ten dźwięk został. Zaczęłam się zastanawiać o co chodziło i... Zaczęło mi się kręcić w głowie. To wszystko. - Wyrecytowałam jednym tchem. 
Conrado zamyślił się przez chwilę, spoglądając na mnie z zaciekawieniem.
- Doktor Gancho uważa, że twoje halucynacje musiały spowodować u ciebie nagły stres. Co dokładnie widziałaś? 
Przymknęłam oczy, starając się przypomnieć sobie sytuację, która miała miejsce kilka godzi temu w kuchni.
- Piotruś Pan powiedział... Że przybył, aby pomóc mi  podjęciu jakiejś decyzji...
Doktor zerknął w swój notatnik i milczał przez kolejne kilka minut, namyślając się.
- Wydaje mi się, że już znam już przyczynę twoich halucynacji, Angeles - spojrzałam na niego wyczekująco, milcząc. - Piotruś Pan jest odzwierciedleniem ciebie, wspomnieniem twojego dzieciństwa. Ty, Angie, musiałaś bardzo szybko dorosnąć. Po śmierci siostry, a następnie ojca musiałaś nauczyć się radzić sobie z własnymi problemami i wyprzeć z siebie resztki dziecka. Teraz powracają one, domagając się uwagi. Próbujesz z tym walczyć, ale na próżno. Wciąż masz w sobie odrobinę dziecka, każdy z nas ma coś z niego. Tak rzadko pozwalasz sobie nim być. Podążasz za umysłem, życiowym doświadczeniem. A czasami w życiu trzeba po prostu iść za głosem serca. Chociaż nie zawsze wiemy, dokąd zaprowadzi nas ta droga. Musimy ufać, że dotrzemy właściwie. 
- Nie bardzo rozumiem...
- Właśnie o to chodzi, Angeles. Nie musisz niczego rozumieć. Kieruj się głosem serca, tak jak robią to dzieci. I nie wypieraj się tego, że wciąż jesteś dzieckiem. Nie zapominaj o tym, że każdy kiedyś nim był.
Mężczyzna nie powiedział nic więcej. Wstałam z kozetki i opuściłam gabinet. Szłam szybkim krokiem w stronę domu Castillo, zastanawiając się nad tym, co usłyszałam od Conrado. 
I znowu nie miałam pojęcia, co robić...
______________________________________
Tak oto chwilę przed północą mamy 88. :)
Udało mi się jakoś dokończyć go bez B., zachowując przy tym jej koncepcję.
Otóż, nasza kochana Ola wyjechała sobie na wieś - wróci za jakiś tydzień.
Jeżeli dam radę, będę pisać. Czas pokaże.
Besitos. ♥
J & B

19 komentarzy:

  1. Wstaje sobie rano, wchodze na bloggera, a tu wasz rozdział:) Lubie tak zaczynac dzień.Niestety przeczytalam to prawie pol godziny później, ale zdążyłam.
    Angie dzieckiem? Jaka decyzja? O co chodzi? Jaka decyzja?Nie no,jaka decyzja ? Coś z Germanem? Będzie musiała wybrać pomiedzy nim, a Gregorio? Toż to szok jest xd
    Violka i robaki- to mi się podoba :)
    Świetny rozdział <3
    Pozdrawiam

    PS. Jestem pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Będzie musiała wybrać pomiedzy nim, a Gregorio?" nie rozbrajaj mnie, hahahah. XD
      Dziękujemy, cieszymy się, że rozdział się podobał. :D

      Usuń
  2. Zgadzam się, też tak lubię dzień zaczynać. Fajny był ten tekst Conrado.. Taki.. Mądry.. Taki psychologiczny.. Taki fajny ♥
    Violetta i dżdżownice - me gusta.
    Błędów nie wyłapałam, bo zazwyczaj ich nie robicie, ale tylko w JEDNYM, bo nie chce mi się już teraz całego rozdziału czytać ponownie, postawiłabym przecinek :D
    Buaahaa zua ja.. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy. :D
      Uff, bałam się, że ta mówka Conrado wyjdzie mi kiczowato (zazwyczaj B. je pisze). Ale uspokoiłaś mnie:)
      Łoj tam. Nawet go nie przeczytalam przed publikacją. :D Jeszcze raz dziękujemy. :D

      Usuń
  3. Dobrze że dodałyście rozdział. Już miałam umrzeć z nudów, ale patrzę i co widzę? Nowy rozdział na blogu :D Taką radochę miałam jak nie wiem. Przynajmniej jakieś 5 minut zajęcia ^^ Wyszedł wam świetnie, zresztą jak każdy :)
    Dobra, powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału. Idę się nudzić dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Następny geni3lny rozdział ;) Już przy Was nie wyrabiam. Siedzę teraz na technice i jak zwykle nuuuuda.
    Violetta xd Germangie ♥♥♥
    Gadka Conrado świetna, bardzo mądra *.* KOCHAM WAS <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak czytać nasze rozdziały w szkole. xD
      Dziękujemy. Uff, cieszę się, że gadka Conrado nie wyszła naciągana. :P

      Usuń
  5. Ja tam ogarnęłam rozdział na WDŻcie, pomiędzy bójką z kolegą, a słuchaniem bredzenia pani od chemii. Ona się uśmiechała! :O Ona! :O Szok. :O No, ale wracając, to rozdział, jak zwykle świetny, treść zachwycająca. Germangie, szpital, Piotruś Pan. Ciekawie. :D
    Czekam na next. :3

    OdpowiedzUsuń
  6. W tym szpitalu to myślałam, że będzie ciąża, bo lekarz patrzył się na Germana xd Eh...Ja i moja główka...

    OdpowiedzUsuń
  7. Powalające... XD
    Te słowa Conrado..., mistrzunio całą klasą!
    Angie dzieckiem, zawsze spoko ;D
    Piotruś jako podświadomość znowu rozrabia... kiedy w końcu da spokój?!
    Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... XD
    Czekaj, czekaj bo już się pogubiłam! Kto to Ola?! *o*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskakujecie mnie. Naprawdę myślałam, że mówka Conrado mi kiczowato wyjdzie - jak mówiła zazwyczaj B. je pisze. No ale dzięki. :D
      Ależ Ola to nasza B. nie wiedziałaś? :D
      Jeszcze raz dziękujemy.

      Usuń
    2. Czyli Ty masz na imię Asia, a tajemnicza B Ola?

      Usuń