Niezręczną ciszę przerwał głos Miguela.
- Co pan sądzi na temat informacji, która się pojawiła w prasie, według której jest już doświadczalnie udowodnione istnienie Bozonu Higgsa, panie Castillo?
- Wiesz, uważam, że... - nie miałam ochoty wysłuchiwać dalszej dyskusji. Uśmiechnęłam się do Javiera, który obgryzał zawzięcie paznokcie.
- Eee... Co słychać? - powiedziałam, starając się brzmieć pewnie.
- Luzik. Starzy nas wystrychnęli i wylądowaliśmy z wami. A Ty chodzisz z tym nudziarzem? - zerknął na mnie niechętnie.
- Tak jakby. To... pan... German to mój narzeczony. Chcesz... porysować? - wydusiłam, zastanawiając się intensywnie co lubią robić chłopcy w jego wieku.

- Javier, zejdź! Jeszcze sobie coś zrobisz! - zawołałam, ale chłopiec pozostał nieugięty.
- Zejdę tylko jeśli ty wejdziesz na to drzewo obok! - odpowiedział i wystawił mi język.
Ogarnęła mnie irytacja. Kilkoma kopniakami pozbyłam się butów na koturnach i zaczęłam się wspinać. Po chwili zręcznie podciągnęłam się na jednym z konarów i usiadłam na gałęzi wymachując bosymi stopami.
- Ha! A teraz złaź! - krzyknęłam usatysfakcjonowana.
Rozzłoszczony dzieciak zeskoczył na ziemię.
- Ciekawe, jak ty zejdziesz! - wrzasnął i wziąwszy moje buty, pobiegł do domu.
Świetnie. Zapomniałam, że nie wiem jak zejść. Najgorsze, że pod drzewem leżało dużo szyszek, a ja byłam na boso.
- German! German! Germaaan! - zaczęłam piszczeć.
Niestety zamiast ukochanego przyszła Brunhilda.
- Czemu się tak wydzierasz? Ja potrzebuję snu! I jak taka hipopotamica tam wlazła?! Nieważne! Przymknij się i daj mi spać! - wyrzuciła z siebie i obrażona poszła w stronę pokoju.
Niestety ona była moim jedynym ratunkiem.
- Proszę pani! Proszę pani, nie wiem jak zejść!
Kobieta obróciła się z wyrazem najwyższego zadowolenia na pomarszczonej twarzy.
- O, ja ci nie pomogę. Ale mogę... Nie, nic nie zrobię. Niemiłego dnia! - mruknęła i poszła do swojego pokoju.
Znowu zostałam sama. Nagle przypomniałam sobie, iż mam komórkę w kieszeni. Wysłałam Germanowi SMS-a.
POMOCY!!! Utknęłam na drzewie,
w ogrodzie. Błagam, pomóż!
Kilka minut później przybył mów wybawca. Był szczerze rozbawiony.
- Jak, i przede wszystkim po co, tam weszłaś? - zapytał.
- Opowiem ci jak zejdę! Ale w tym musisz mi pomóc!
Mężczyzna poprosił, abym zsunęła się z gałęzi. Spełniłam prośbę. Ostrożnie chwycił mnie w ramiona. Chwilę później byłam już bezpieczna.
- Dziękuję! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - mówiłam ściskając go z całej siły.
- Dla ciebie wszystko. A teraz znowu Ci pomogę, bo z tego co zauważyłem ktoś zabrał Ci buciki - szepnął i wziął mnie na ręce. Pisnęłam, ale pozwoliłam się zanieść do salonu.
- Ten miły chłopiec, Javier, pobiegł gdzieś z twoimi butami... - zaczął narzeczony.
- Javier!!! - wrzasnęłam i zeskoczywszy z rąk Germana, pobiegłam poszukać tego wrednego dzieciaka. Znalazłam go w pokoju Violi.
- Wiesz, jesteś piękna jak skropiona rosą róża o wschodzie słońca... - szeptał do śmiejącej się dziewczyny.
- Niestety... jesteś dla mnie... troszkę za młody... - wykrztusiła pomiędzy napadami śmiechu.
- Javier! Dlaczego zabrałeś mi buty?! - krzyknęłam.
- Ponieważ wyglądały by lepiej na nogach tej oto pięknej damy - odrzekł spokojnie, wskazując na moją siostrzenicę.
- A Ty wyglądałbyś lepiej, gdybyś... Poszedł teraz do gabinetu Germana i przyznał się co zrobiłeś! - Wymyśliłam i zrobiłam stanowczą miną.
- Nie ma mowy! - Javier pokazał mi język i wybiegł z pokoju.
Nim jednak opuścił pomieszczenie szepnął do Violi "do zobaczenia, mi amor", po czym skradł jej buziaka w policzek i sekundę później już go nie było. Dziewczyna wywróciła tylko oczami i podała mi moje buty. Wybiegłam za chłopcem pospiesznie wsuwając na nogi sandałki na koturnie.
Zbiegłam za Javierem na dół. Zastałam go siedzącego na ławie w salonie, trzymającego w dłoniach coś wyglądającego na starą książkę... I nagle mnie olśniło. To pamiętnik Brunhildy.
- Nie, nie, nie. Javier, oddawaj to - krzyknęłam w jego stronę.
Dzieciak z prędkością światła zeskoczył z ławy i znów zniknął mi z oczu. Goniłam go, musiałam odzyskać jej pamiętnik. Jeżeli dowiedziałaby się, że go czytałam... Wolałam nawet o tym nie myśleć. Dzieciak odwrócił się do mnie na chwilę i pokazał język. Biegł tyłem wymachując pamiętnikiem kobiety na wszystkie strony. Wyleciało z niego jakieś zdjęcie i kilka pożółkłych kartek.
Nagle chłopczyk z kimś się zderzył. To była Brunhilda. Najwyraźniej obudziły ją hałasy, jakie powodowaliśmy. Javier i babcia Germana zmierzyli się nawzajem wzrokiem.
- Ale monstrum! - krzyknął dzieciak wskazując na Brunhildę. - Pani to ma chyba z dwieście lat!
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać, niewychowany bachorze. A co Ty tam masz... Czy to mój... Jak śmiałeś?!
Twarz kobiety zrobiła się purpurowa, a nozdrza drgały niebezpiecznie. Javer natychmiast zmienił strategię.
- Zabrałem to jej. Chciała go przeczytać - wykrztusił i rzuciwszy pamiętnik na podłogę, zniknął nam z oczu.
Kobieta utkwiła we mnie diaboliczny wzrok. Czekałam tylko aż wybuchnie. Wiedziałam, że to nieuniknione. Stałam jak sparaliżowana, czując, jak każda komórka mojego ciała drży w niemym strachu. Podeszła do mnie tak blisko, że czułam woń naftaliny jej sukienki. Nie wypowiedziała ani słowa, tylko chwyciła gęsty kosmyk moich włosów i pociągnęła.
- Pani Brunhildo, ja... naprawdę nie... zapewniam panią... nie chciałam... ja tylko - wyrzucałam z siebie pojedyncze słowa między bolesnymi jękami.
- Jak śmiałaś?! - warczała przez zaciśnięte zęby, nie przestając szarpać moich włosów.
- Panie Castillo, nie uważa pan, że... - skądś rozległ się głosik Miquela, jednak German przerwał mu w połowie zdania.
- Angie, co się dzieje?! - krzyknął podbiegając i odciągając ode mnie Brunhildę.
Poczułam ulgę, gdy puściła moje włosy, jednak wciąż bolała mnie głowa w miejscu, gdzie ukorzenione były włosy, za które pociągnęła. Dotknęłam dłonią czaszki i lekko pomasowałam.
- Germaneczku, jak ona śmiała?! To był mój prywatny... Jak ta wywłoka śmiała zakraść się do mnie i ukraść go mi?! Jak możesz na to pozwalać?! Wyrzuć ją stąd, natychmiast.
Ale "Germaneczek" objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Po chwili poczułam jego wargi w miejscu, które mnie bolało.
- Babciu... Angie nie zabrała Twojego pamiętnika. Ja... Wiesz, szukałem u Ciebie mojego telefonu i... Natrafiłem na ten niego. Pomyślałem, że dowiem się, dlaczego tak nienawidzisz Angie. I... dowiedziałem się. Tak mi przykro, babciu. Ale Angie nie ma z tym nic wspólnego. Ona jest niesamowicie dobra. Wiem, że nie potrafiłaby mnie zdradzić. Kocham ją najbardziej na świecie.
Zarumieniłam się słuchając słów narzeczonego. Brunhilda popatrzyła z niedowierzaniem na Germana, a następnie zmierzyła mnie wzrokiem.
- Jeszcze się przejedziesz na niej. Sam się kiedyś przekonasz. Takim jak ona nie można ufać - wycedziła przez zaciśnięte zęby, podniosła pamiętnik z podłogi i skierowała się do pokoju gościnnego, który przyszło jej zajmować. Usłyszeliśmy jeszcze głośne tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Cóż, chyba nigdy mnie nie polubi... - westchnęłam.
- Spokojnie, Angie. Kiedyś zrozumie jak bardzo się myliła. Gdy pozna tą Angie, w której się zakochałem - szepnął.
- German, wiesz, że teraz będzie tylko gorzej. Ona...
Nie było mi dane dokończyć. German objął mnie w talii, zbliżył swoją twarz do mojej i połączył nasze usta w geście pocałunku.
"Puedo vivir como en un cuento, si estoy contigo..."
Oparłam dłonie na jego torsie i z czułością odwzajemniłam pocałunek. Przymknęłam oczy, oddając się w pełni tej przyjemności. Wargi Germana powoli muskały moje, a czas jakby stanął w miejscu. Czułam się jakby leciała...
Gdy wreszcie skończyliśmy powoli odsunęłam się od narzeczonego i uśmiechnęłam, wpatrując się w jego czekoladowe oczy i nagle...
- Nie boją się państwo zarazków przenoszonych drogą kropelkową? - odezwał się Miquel.
Zupełnie zapomniałam, że jest z nami w tym pomieszczeniu. Moje policzku spłonęły rumieńcem, jednak mimowolnie zaśmiałam się z wypowiedzi chłopca.
- Miquel, idź do mojego pokoju, na szafce nocnej zostawiłem dla Ciebie książkę, o którą mnie pytałeś - wybrnął z sytuacji German.
Dzieciak uśmiechnął się sztywno i zniknął na górze. Gdy odsłonił widok, spostrzegłam, że na kanapie rozwalił się Javier, jedzący garściami popcorn, w dodatku gapiący się nie na telewizor, lecz na nas. Wyszczerzył zęby w naszą stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że brakowało mu jednej dwójki. Dopóki się go nie poznało, można by uznać go za zupełnie normalnego, uroczego ośmiolatka...
- No co?! - spytał z buzią wypchaną popcornem.
- Javier, nie jedz popcornu przed kolacją - powiedziałam po chwili namysłu.
Kilka minut później Olga zwołała wszystkich na kolację. Zajęliśmy miejsca przy stole. Brakowało tylko Brunhildy i Javiera. Bałam się, że chłopak znów coś zmalował. Z pokoju gościnnego dobiegły nas podejrzane okrzyki. Wstałam od stołu i skierowałam się w tamtą stronę. Za mną poszedł również German. Zajrzałam delikatnie przez uchylone drzwi pokoju. Brunhilda trzymała jedną stronę staromodnych rajstop, a Javier drugą, próbując wyrwać je z rąk kobiety. Materiał wyglądał jakby był już na skraju wytrzymałości.
- Puszczaj moje rajstopy, tępy bachorze!
- Przecież muszę z czegoś zrobić procę! Dawaj mi to, babsztylu!
Podeszłam do chłopca i delikatnie wyrwałam z jego rączek rajstopy.
- Javier, nie możesz ruszać rzeczy pani Brunhildy - powiedziałam, starając się brzmieć stanowczo.

Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc słowa chłopca. Poprosiłam narzeczonego, aby przez chwilę upilnował chłopca. Sama zaś pobiegłam do swojego pokoju. Wróciłam po niecałej minucie trzymając w dłoni parę różowych rajstop, których już nie nosiłam. Podałam je chłopcu. Ten obejrzał je z dokładnie. Wyciągnął w różne strony, jakby chciał sprawdzić ich elastyczność. A na koniec, ku mojemu zdumieniu, powąchał.
- Nie są takie dobre jak te babsztyla, ale przynajmniej tak nie śmierdzą.
Z trudem stłumiłam śmiech, widząc minę Brunhildy.
- Javier, a magiczne słowo? - zwrócił się mój narzeczony do urwisa.
- Dzięki.
- Nie ma za co. A teraz chodź na obiad, zanim wystygnie. Olga już czeka. Pani również, pani Brunhildo - uśmiechnęłam się, ignorując złość kobiety. Miałam nadzieję, że zyskałam sobie chociaż odrobinę sympatii nieznośnego siostrzeńca Olgi.
Javier i Brunhilda wyszli z pokoju, a za nim ja i German, który był nieco zaskoczony, jednak posłał mi ciepły, serdeczny uśmiech, który szybko odwzajemniłam.
- Jesteś niesamowita - usłyszałam szept w moim uchu.
Zasiedliśmy do stołu, gdzie reszta konsumowała już posiłek. Uważałam, aby zbytnio się nie objadać. Nie chciałam znów narazić się babci Germana.
Rozejrzałam się po domownikach. Miquel reprezentował nienaganne maniery przy stole. Siedział wyprostowany i posługiwał się nożem i widelcem. Olga i Ramallo byli w nadzwyczaj dobrych humorach. Jak widać podróż poślubna dobrze i zrobiła. Ominęłam wzrokiem Brunhildę, aby przypadkiem nie wywołać u niej kolejnego wybuchu. Uśmiechnęłam się delikatnie do Germana, a następnie do Violetty. Wreszcie mój wzrok spoczął na Javierze. Chłopiec rozłożył się na krześle i od niechcenia dłubał widelcem w udku kurczaka. Po chwili zrezygnował z tego, złapał pałkę w dłoń i zaczął obgryzać mięso brudząc przy tym całą buzię. Co jakiś czas zerkał z utęsknieniem na Violettę.
Mimo wszystko posiłek odbył się bez większych przeszkód. Gdy wszyscy skończyli jeść, zaczęliśmy rozchodzić się do swoich sypialni. Musieliśmy dopilnować, aby Javier i Miquel położyli się grzecznie do łóżek. Przyniosłam im po szklance mleka i dopilnowałam, aby je wypili. Następnie zgasiłam światło i wyszłam z pokoju.
Po zażyciu relaksującej kąpieli powędrowałam do pokoju Germana. Mój narzeczony czekał już na mnie oglądając jakiś film na plazmie. Weszłam pod kołdrę i wtuliłam się w jego tors.
- Co to takiego? - spytałam, mając na myśli seans.
- "Kobieta w czerni". Horror.
Położyłam głowę na klatce piersiowej Germana i starałam się skupić uwagę na filmie.
- Wiesz, że byłaś dzisiaj niesamowita, prawda? Poskromiłaś tego małego potworka - uśmiechnął się do mnie.
- Ty za to świetnie radzisz sobie z Miquelem - szepnęłam.
- Wiesz, on to nic trudnego. Jest bardzo błyskotliwy, ale nie przypomina chłopców w swoim wieku. Interesuje go tylko fizyka i polityka. Miquel to nic w porównaniu do Javiera. Jesteś wielka.
- Och, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. Nawet Brunhilda nie miała się do czego przyczepić.
- No wiesz. Zaraz święta. Jutro Wigilia. Trzeba się jednoczyć - zaśmiałam się z moich słów.
- Chyba będziemy dobrymi rodzicami, nie uważasz? - spytał nagle.
Zdziwiłam się lekko, ale szepnęłam:
- Tak, chyba tak...
German zbliżył się do mnie i ucałował kilka razy mój policzek. Zarumieniłam się i w odpowiedzi pocałowałam go w górną wargę, tak delikatnie jak tylko mi się to udało. Następnie znów wtuliłam się w jego ciepły tors. W jego objęciach nawet krew nie była mi straszna. Czułam się bezpieczna i kochana. W dodatku mężczyzna szeptał mi do ucha słodkie słówka i bawił się moimi lokami. Nie wiem kiedy zasnęłam...
______________________________________
I jak Wam się podobało? :>
Nie zabrakło Germangie, Javier rozwala system, rajstopy Bruni. :D
W kolejnym rozdziale: Wigilia. :))
Enviar muchos besitos. ♥
J & B
PS. Jak Wam się podobają akcje Germangie w serialu?
"A: Co zrobisz? Znowu mnie pocałujesz? G: Jutro się żenię. A: Wiem, że jutro się żenisz, German. Czego oczekujesz, że będę Ci sypać ryż na szczęście?"
Me gusta riposty Angie. :))
PS2. Łaaa. Nasza ukochany para, chociaż pewnie nierealna. :)